Cymes
Mam
taki zwyczaj, że kiedy czytam znakomitą książkę świetnego
autora, a ten w tekście przywołuje pozycję, która w sposób
szczególny zwróciła jego uwagę, wówczas odnotowuję ten tytuł i
przy najbliższej okazji staram się zdobyć tę pozycję.
Tak
było z „Ułamkami stłuczonego lustra” Lwa Kaltenbergha.
Niestety, książka była nieosiągalna w najbliższej filii
bibliotecznej, ale powiedziano, że jest w centralnej Książnicy. I
rzeczywiście tam była, ale zdeponowana w magazynie. Pani
Bibliotekarka zaprosiła mnie na krzesełko koło stolika w
wypożyczalni i niebawem wróciła z magazynu z książką w ręku.
Ktoś by pomyślał, po co sięgać po biografię wydaną w 1991 roku
przez warszawskiego CZYTELNIKA, skoro od tej pory w księgarniach i
bibliotekach pojawiły się setki i tysiące nowych książek. Tak
się składa, że niedawno obchodzimy Święto Zmarłych, a
przywołany przeze mnie autor nie żyje już czterdzieści lat.
Związany od lat młodości ze Lwowem, wojenne lata spędził na
Węgrzech. Był literaturoznawcą, pisał między innymi o
Wyspiańskim i Norwidzie, tłumaczył z języka rosyjskiego,
węgierskiego, niemieckiego i rumuńskiego. Przetłumaczył
„Tragedię człowieka” Imre Madacha, za co otrzymał nagrodę
węgierskiego PEN Klubu.
Przeczytałam
tę autobiograficzną, ostatnią przed śmiercią napisaną książkę
Kaltenbergha jednym tchem. Od tej lektury trudno się oderwać,
szczególnie kiedy ma się kresowy rodowód. A kiedy pochłaniałam
stronę za stroną, myślałam o Krystynie Susabowskiej,
jeleniogórskiej literatce, która zachowała we wspomnieniach z
dzieciństwa to niezwykłe miasto. A pojawia się ono niejednokrotnie
w utworach tej poetki, jako świat niepowtarzalny. Tak samo wspomina
Lwów Lew Kaltenbergh. Poniekąd klimat jego książki przypomina mi
atmosferę w Kotlinie Jeleniogórskiej. Od dziesięcioleci działają
tu grupy literackie, pojawiają się tomiki i almanachy, inspirowane
Karkonoszami i miastem okolonym pasmem zachodnich Sudetów, Gór
Kaczawskich i Rudaw Janowickich.
Kaltenberghowskie
wspomnienia nie są osadzone w kotlinie, ale zapełniają je wzgórza,
parki, uliczki, place, świątynie, cmentarze i zamki Lwowa. Pisze o
tym mieście z nostalgią i miłością. Był związany z tamtejsza
bohemą, z grupami literackimi, z wybitnymi postaciami życia
naukowego Uniwersytetu im. Jana Kazimierza. Całe pokolenia
polonistów szlifowały swój warsztat dzięki wybitnemu
literaturoznawcy Juliuszowi Kleinerowi. Autor wspomina między innymi
profesorów Władysława Floryana, Jana Trzynadlowskiego i
Stanisława Bąka za złotych, przedwojennych lat polonistyki
lwowskiej, których wiedza wzbogacała umysły wrocławskich
studentów, zajmujących miejsca w salach wykładowych i w czytelni
Biblioteki im. Ossolińskich Autor doskonałe charakteryzuje osoby,
które miał szczęście znać osobiście. We Lwowie miksowały się
narodowości i wpływy różnych kultur i języków. Więc i
słownictwo autora jest przebogate, a kiedy jakiś wyraz umyka się
potrzebie odmalowania sytuacji czy postaci, Kaltenbergh tworzy
cudowne neologizmy, których użycie jest doraźnie absolutnie
uzasadnione.
Pomyślałam
sobie, że przyjdzie czas, że Jelenia Góra doczeka się swojego
Kaltenbergha, nie umniejszając naturalnie zasług tych, którzy w
wydanym przez Fundację na Rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza
Karpowicza „Rozkładzie jazdy” udokumentowali dwadzieścia lat
(po 1989 roku) literatury Dolnego Śląska. W tej właśnie pozycji
można wyczytać bardzo pozytywne opinie o lwowskich akcentach w
twórczości Krystyny Susabowskiej. A biograficzną książką Lwa
Kaltenbergha można się po prostu delektować. Dlatego w tytule
dałam wyraz cymes, który po żydowsku oznacza smakołyk. Bo to jest
dla miłośników nie tylko Lwowa coś pysznego.
Lew
Kaltenbergh „Ułamki stłuczonego lustra, dzieciństwo na Kresach
tamten Lwów”. Czytelnik Warszawa 1991.