sobota, 18 września 2021

Zofia Trojnar z poezją w ODK 27 września 2021 r.

 

 

 

Stowarzyszenie Literackie w Cieniu Lipy Czarnoleskiej oraz Osiedlowy Dom Kultury zapraszają na spotkanie z cyklu „ars poetica”. Tym razem zadebiutuje pierwszą książką, zatytułowaną „Barwy życia bez ukrycia”, Zofia Trojnar. Spotkanie uświetni folklorystyczny zespół ludowy „Kowarskie Wrzosy”, którego członkiem jest autorka książki, a zarazem autorka ballady, którą zaprezentuje gościom solo.
 

środa, 15 września 2021

Michał Zasadny - Nie wolno zapomnieć

 Tatuażysta ocalał z piekła

 

Autorka powieści – „Tatuażysta z Auschwitz” pisze o swoim bohaterze posługując się zdrobniałym imieniem Lale. Pochodzi ze słowackiego miasteczka Krompachy. Żyje w szczęśliwej żydowskiej rodzinie. O ile mówić można o szczęściu w drugim roku wojny. Lale ma starszego brata, kwalifikującego się do zabieranych przez Niemców, przymusowych robót, ale ten jest żonaty i ma dwójkę dzieci. Więc Lale zgłasza się na ochotnika na te roboty, żeby brat pozostał z rodziną, która wymagała opieki. Tymczasem zamiast do fabryki trafia do obozu zagłady Auschwitz Birkenau, gdzie budowane są kolejne budynki dla przywożonych z całej Europy więźniów. Jest kwiecień 1942 roku. Obóz jest „w rozruchu”. Już część bloków jest zasiedlona, powstają nowe, budowane przez więźniów.

Lale jest kulturalny, zna kilka języków, ale nie do każdego się przyznaje. Hitlerowcy kwalifikują go do tatuowania więźniów. I tak na początku tej haniebnej pracy oznaczania więźniów numerem poznaje Gitę i od razu wie, czuje, że to ta jedyna, na całe życie bez względu na to, jak krótkie będzie to życie. Stara się, wykonując zabieg na skórze dziewczyny, sprawić jej jak najmniej bólu. Błyskawiczna wymiana spojrzeń pozwala im potem rozpoznać się, kiedy mijają się na terenie obozu. Tatuażysta będzie starał się zobaczyć Gitę jak najczęściej.

Już na wstępie Lale jest świadkiem egzekucji w latrynie. Esesman strzela do więźniów, których prawa fizjologii zmusiły do opuszczenia prycz. A bohater tej opartej na faktach powieści pojmuje, gdzie się znalazł i jakie bezwzględne, a okrutne prawa tutaj rządzą. Ani jednego ranka nie może mieć pewności, czy dożyje wieczora. Coraz częściej docierają nowe transporty więźniów. Śmierć zbiera swoje żniwo. Atakują agresywne psy. Smagają pejcze lub zadają ból uderzenia kolb karabinowych. Oprócz baraków, w których tłoczeni są ludzie, powstaje jeszcze jeden, dziwny, jak się potem okazuje, straszny w przeznaczeniu budynek. To krematorium. Lale postanawia wszystko przetrzymać. Postanawia przeżyć. Przekazuje tę nadzieję swojej dziewczynie, która nie spodziewa się niczego dobrego. On zaś zaczepia pracujących tutaj Polaków. Oni dostarczają mu żywność, a Lale przekazuje im kosztowności, które więźniarki wysupłują z odzieży, zabranej tym, którzy się tutaj znaleźli. Gdyż esesmani nie zdołają wszystkiego splądrować.

Szczegóły obozowych okropieństw są powszechnie znane. Sam miałem okazję poznać nauczyciela, który cudem dotrwał do wyzwolenia Oświęcimia. Więc nie ma potrzeby przytaczać tych wstrząsających obozowych faktów, które przez głód, brud, tortury, medyczne eksperymenty niszczyły życie Bogu ducha winnych ludzi. Lale dotrwa do wyzwolenia obozu i jeszcze zobaczy, jak przed nadejściem wyzwolicieli kobiety ładowane są do transportu, który kierowany jest na Zachód. Nie zna nazwiska dziewczyny, ale ona w ostatniej chwili rzuca w jego stronę jeden wyraz. I kiedy patrzy na niego ostatni raz przed opuszczeniem obozu, wykrzykuje nazwisko: Jestem Furman. Jak się okazało, to była Gisela Fuhrmannowa. Pobrali się w październiku 1945 roku, przeżyli cud ocalenia i doświadczyli potęgi miłości. Po wojnie ludzie odszukiwali się dzięki listom sporządzanym przez PCK oraz inne organizacje charytatywne.

Autorka książki, Heather Morris, australijska pisarka po dziesiątkach lat poznaje syna Lalego, który ocalał Ludwig Eisenberg, którego nazywano Lale, urodził się 28 października 1916 roku, ona Gisela przyszła na świat 11 marca 1925 roku. Nie chcieli pozostać w Europie, która dostarczyła im obozowej traumy. W Sydney znaleźli się w lipcu 1949 roku, a stad wyruszyli do Melbourne. Pragnęli dziecka i doczekali się jedynego syna. Oprawca Lalego, obozowy esesman Stefan Baretzki osądzony został w 1961 roku.

Syn bohaterów tej niesamowitej, prawdziwej powieści - Gary nosi nazwisko Sokolov, jego ojciec, Lale przejął je po siostrze, która poślubiła Rosjanina. Potem, co przeżył, niebezpiecznie było nosić prawdziwe nazwisko. Uważam, że nieetycznie byłoby nie znaleźć i nie przeczytać obozowej, oszczędnie, z wysoką kulturą napisanej książki. Nie wolno zamazywać historii, nie wolno okrucieństwa lokować w niepamięci.

Heather Morris „Tatuażysta z Auschwitz”, Wydawnictwo Marginesy, 2018, tłum. Katarzyna Gucio.

wtorek, 7 września 2021

Książka za grosik

 

W imieniu Jeleniogórskiego Centrum Informacji i Edukacji Regionalnej-Książnicy Karkonoskiej w Jeleniej Górze zwracam się z uprzejmą prośbą o zamieszczenie następującej informacji:


Książnica Karkonoska w Jeleniej Górze gorąco zaprasza swoich Czytelników, Mieszkańców Naszego Miasta i Powiatu Jeleniogórskiego oraz Turystów odwiedzających Jelenią Górą na kiermasz „Książka za grosik”, który odbędzie się w dniach:

  • 16-17 września 2021 r. w godz. 10.00 do 17.00

  • 18 września 2021 r. – sobota w godz. 10.00 do 14.00


przed budynkiem Książnicy Karkonoskiej przy ul. Bankowej 27 w Jeleniej Górze

środa, 1 września 2021

Krzysztof Koziołek w Książnicy Karkonoskiej

Co by było, gdyby czasy przedwojenne skrywały o wiele więcej tajemnic kryminalnych?

Kamienna Góra, Lubawka, Krzeszów, Kowary, Pisarzowice, Chełmsko Śląskie... Między innymi w te miejsca zabierze nas Krzysztof Koziołek na swoim najbliższym spotkaniu autorskim, 14 września w Książnicy Karkonoskiej. Jest to poczytny pisarz oraz dziennikarz, autor kilkunastu powieści kryminalnych retro, których akcja rozgrywa się głównie na Dolnym Śląsku. Jego nowa książka pt. "Imię Pani. Misja" porwie czytelników na przedwojenne tereny Landeshut (Kamienna Góra) i Liebau in Schlesien (Lubawka) i wciągnie od pierwszej do ostatniej strony. 

 

 

Zainteresowani?

Serdecznie zapraszamy!


Krzysztof Koziołek,

Zielonogórzanin, obecnie mieszka w Nowej Soli. Absolwent politologii, pisarz i dziennikarz . Pasjonat górskich wędrówek.

Debiutował w 2007 r. sensacyjną powieścią „Droga bez powrotu”. Dwa lata później ukazała się jego powieść kryminalna „Święta tajemnica” i właśnie kryminały retro staną się znakiem rozpoznawczym autora.

W 2010 r. Krzysztof Koziołek został zgłoszony do Paszportu Polityki (powieść sensacyjno-przygodowa „Miecz zdrady”). W 2011 r. otrzymał Lubuską Nagrodę Literacką dla najbardziej obiecującego pisarza, a w 2019 r. za kryminał retro „Nad Śnieżnymi Kotłami” otrzymał nagrodę „Książka Górska Roku” w kategorii „Górska fikcja literacka i poezja”. Autor ma na koncie kilkanaście wydanych powieści, kolejne są w przygotowaniu. Już możemy śledzić losy komisarza kryminalnego Gustawa Dewarta w powieści „Imię Pani. Misja”, w sierpniu ukaże się nowy thriller górski „Biały pył. Piekło na K2”, a jesienią br. kolejna część powieści kryminalnej „Imię Pani. Cisza”

Spotkanie autorskie 14 września 2021 r. godz. 17.00, sala konferencyjna JCIiER Książnica Karkonoska w Jeleniej Górze (II p.).

Maria Suchecka - poleca książkę, którą każdy, kto choć trochę interesuje się kulturą, powinien przeczytać.

 Potęga pasji i miłości

 

Jerzy Antczak to wielka postać polskiego teatru telewizji, kinematografii, wielkich obrazów filmu. Powołane do życia na ekranie postaci są tak sugestywnie nakreślone, że kiedy odtwórczyni głównej roli w „Nocach i dniach” według epopei Marii Dąbrowskiej po wielu latach znalazła się na ulicach Warszawy, w ulubionych kiedyś sklepach i kramach witały ją słowa: Pani Basiu, mam dla pani coś specjalnego. Bo dla widzów mimo otrzymanych przez artystkę nagród bez mała na całym świecie, nie licząc tego, czym uhonorowano artystkę w kraju za rolę Bogumiłowej Niechcicowej, w ich pamięci Jadwiga Barańska była hołubiona jako filmowa postać. Film, nominowany do Oscara, miał wielką szansę na tę prestiżową nagrodę, ale jak to niejednokrotnie bywa, choć członkowie komisji weryfikującej utwierdzali reżysera i Jadwigę Barańską o ich wielkiej szansie w kategorii filmu z innego, niż USA kraju, statuetka trafiła do kogoś innego, o czym zadecydowały, jak to często bywa, zakulisowe mechanizmy.

O wielkiej nadziei i rozczarowaniu dowie się każdy, kto weźmie do ręki kilkusetstronicową autobiografię Jerzego Antczaka. Wybitny reżyser w przeddzień ukończenia swoich dziewięćdziesięciu lat już po raz drugi zmierzył się za swoim zdumiewającym losem. Wcześniej sparafrazował tytuł filmu, który podbił widzów na wielu kontynentach i został porównywany do „Przeminęło z wiatrem”, wydając „Moje noce i dni”. Teraz, u schyłku lat uświadamia sobie, że nie ujął tam sylwetek tych wszystkich niezwykłych ludzi, których los postawił na jego drodze do przeznaczenia, jakim stało się bycia reżyserem i utrwalanie zagadek bytu w ruchomych obrazach i zapadających w ucho dźwiękach. Zaś o przeznaczeniu napisał: „Kiedy dzisiaj patrzę wstecz, doznaję wrażenia, że był to okres zaskakujących zwrotów. Przeznaczenie niemal prowadziło mnie na smyczy.” Człowiek nie ma wyboru. Nosi w sobie swój los. Musi iść tam i robić to, na co skazało go przeznaczenie. Nikt nie stoi ponad przeznaczeniem. Zjawy senne są po to, by ostrzegać, wydawać polecenia, grozić. Człowiek mając wypisany swój los raz na zawsze, musi go tylko odczytywać i wypełniać punkt po punkcie”. Jerzy Antczak zacytował te słowa profesor Łopatyńskiej, do której w książce odwołuje się niejednokrotnie. Ostatnie słowa tej księgi losu autor napisał w Los Angeles 10 października 2019 roku, w dniu, kiedy została przyznana Oldze Tokarczuk Nagroda Nobla.

Wzrok czytelnika nieruchomieje, kiedy dowiaduje się, że gigantyczne wyznanie „Jak ja ich kochałem” jest dedykowane synowi Mikołajowi, który przez wszystkie karty na ponad 700 stronach jest pomijany milczeniem. Wynika ten stan rzeczy z tego, że o najukochańszym z najukochańszych, jak nazywa w dedykacji Syna, po prostu pisze tak oszczędnie, zostawiając miejsce dla tych, których podziwiał i kochał, a także żywił wdzięczność, bo bez nich te liczne, zdumiewające sukcesy nie stałyby się jego udziałem. Te uczucia żywi również nawet dla już nieżyjących. Jego cechą jest wielkoduszność, bo kiedy nawet pisze o tych, którzy mu w życiu szkodzili, wolny jest od gniewu, pogardy i nienawiści. Dla pozostałych potrafi żywić bezmiar wdzięczności.

Książka jest swego rodzaju dytyrambem na cześć Mini, Marii Barańskiej, matki jego żony Jadwigi. Jak napisał pod koniec, „Wszystko w niej było harmonijne i piękne. Jej dar pojmowania i kochania świata był niepojęty. Obcując z nią przez ponad pół wieku, aż do chwili jej odejścia, doznawałem nieustannych iluminacji, dających mi siły do wszystkiego, czego się podejmowałem w sztuce”. I naturalnie jego Muzą przez te wszystkie lata pozostawała i pozostaje Jadwiga, żona. Partnerka w życiu i sztuce.

Książka jest bogatym, wnikliwym dokumentem dziesięcioleci, które zaczęły się na Wołyniu, dostarczającym w pamięci artysty głębokiej inspiracji, przez lata wojny, czas dojrzewania i rozkwitu talentu w socjalistycznej Polsce, rozwoju warsztatu, procesu samodoskonalenia i konfrontacji z niełatwą rzeczywistością. Mimo świadomości własnych dokonań artysta, żyjący i działający od ponad dwóch dziesięcioleci w USA, pisze o sobie szczerze, nie stroni od autoironii, pozostaje wolny od pychy i samouwielbienia. Wspaniałe są walory poznawcze i edukacyjne tej pozycji. Można się w niej przeglądać jak w lustrze, postrzegając i własne przywary, zawody i niespełnione marzenia.

Obfita dokumentacja fotograficzna pochodzi z archiwum artysty oraz materiału filmowego ilustrującego dorobek artystyczny reżysera.

Jerzy Antczak „Jak ja ich kochałem”, AXIS MUNDI, 2020.