Tatuażysta ocalał z piekła
Lale jest kulturalny, zna kilka języków, ale nie do każdego się przyznaje. Hitlerowcy kwalifikują go do tatuowania więźniów. I tak na początku tej haniebnej pracy oznaczania więźniów numerem poznaje Gitę i od razu wie, czuje, że to ta jedyna, na całe życie bez względu na to, jak krótkie będzie to życie. Stara się, wykonując zabieg na skórze dziewczyny, sprawić jej jak najmniej bólu. Błyskawiczna wymiana spojrzeń pozwala im potem rozpoznać się, kiedy mijają się na terenie obozu. Tatuażysta będzie starał się zobaczyć Gitę jak najczęściej.
Już na wstępie Lale jest świadkiem egzekucji w latrynie. Esesman strzela do więźniów, których prawa fizjologii zmusiły do opuszczenia prycz. A bohater tej opartej na faktach powieści pojmuje, gdzie się znalazł i jakie bezwzględne, a okrutne prawa tutaj rządzą. Ani jednego ranka nie może mieć pewności, czy dożyje wieczora. Coraz częściej docierają nowe transporty więźniów. Śmierć zbiera swoje żniwo. Atakują agresywne psy. Smagają pejcze lub zadają ból uderzenia kolb karabinowych. Oprócz baraków, w których tłoczeni są ludzie, powstaje jeszcze jeden, dziwny, jak się potem okazuje, straszny w przeznaczeniu budynek. To krematorium. Lale postanawia wszystko przetrzymać. Postanawia przeżyć. Przekazuje tę nadzieję swojej dziewczynie, która nie spodziewa się niczego dobrego. On zaś zaczepia pracujących tutaj Polaków. Oni dostarczają mu żywność, a Lale przekazuje im kosztowności, które więźniarki wysupłują z odzieży, zabranej tym, którzy się tutaj znaleźli. Gdyż esesmani nie zdołają wszystkiego splądrować.
Szczegóły obozowych okropieństw są powszechnie znane. Sam miałem okazję poznać nauczyciela, który cudem dotrwał do wyzwolenia Oświęcimia. Więc nie ma potrzeby przytaczać tych wstrząsających obozowych faktów, które przez głód, brud, tortury, medyczne eksperymenty niszczyły życie Bogu ducha winnych ludzi. Lale dotrwa do wyzwolenia obozu i jeszcze zobaczy, jak przed nadejściem wyzwolicieli kobiety ładowane są do transportu, który kierowany jest na Zachód. Nie zna nazwiska dziewczyny, ale ona w ostatniej chwili rzuca w jego stronę jeden wyraz. I kiedy patrzy na niego ostatni raz przed opuszczeniem obozu, wykrzykuje nazwisko: Jestem Furman. Jak się okazało, to była Gisela Fuhrmannowa. Pobrali się w październiku 1945 roku, przeżyli cud ocalenia i doświadczyli potęgi miłości. Po wojnie ludzie odszukiwali się dzięki listom sporządzanym przez PCK oraz inne organizacje charytatywne.
Autorka książki, Heather Morris, australijska pisarka po dziesiątkach lat poznaje syna Lalego, który ocalał Ludwig Eisenberg, którego nazywano Lale, urodził się 28 października 1916 roku, ona Gisela przyszła na świat 11 marca 1925 roku. Nie chcieli pozostać w Europie, która dostarczyła im obozowej traumy. W Sydney znaleźli się w lipcu 1949 roku, a stad wyruszyli do Melbourne. Pragnęli dziecka i doczekali się jedynego syna. Oprawca Lalego, obozowy esesman Stefan Baretzki osądzony został w 1961 roku.
Syn bohaterów tej niesamowitej, prawdziwej powieści - Gary nosi nazwisko Sokolov, jego ojciec, Lale przejął je po siostrze, która poślubiła Rosjanina. Potem, co przeżył, niebezpiecznie było nosić prawdziwe nazwisko. Uważam, że nieetycznie byłoby nie znaleźć i nie przeczytać obozowej, oszczędnie, z wysoką kulturą napisanej książki. Nie wolno zamazywać historii, nie wolno okrucieństwa lokować w niepamięci.
Heather Morris „Tatuażysta z Auschwitz”, Wydawnictwo Marginesy, 2018, tłum. Katarzyna Gucio.