piątek, 30 sierpnia 2019

Bronisław Krzemień - poleca

W połowie arabskiego maratonu




Właściwie jeszcze nie jestem w połowie tego maratonu, że się posłużę historyczno-sportowym określeniem, bo saga, którą pragnę zarekomendować, liczy sobie siedem tomów. Mam za sobą „Arabską żonę”, „Arabską córkę” i „Arabską krew”. Po dwóch tomach byłem przekonany, że wszystkie wstrząsające rzeczy, które mogą zdarzyć się w polsko-libijskim małżeństwie, już poznałem do końca. Okazuje się jednak, że losy osób wplątanych w arabską rewolucję początku trwającego wieku są dotknięte niewyobrażalnym cierpieniem. Było ono udziałem nie tylko bohaterek o polskim rodowodzie, ale też Arabów, zwłaszcza w Libii, dotkniętej wojną domową. Mam nadzieję, że pula tego horroru już się wyczerpała, a w kolejnych tomach sagi: „Arabska księżniczka”, „Arabska krucjata” „Arabski mąż” i „Arabski syn” już nie będzie takiego horroru.
Autorką sagi jest Tanya Valko, ale za tym pseudonimem kryje się wykształcona na Uniwersytecie Jagiellońskim Polka, która doskonale poznała życie w arabskich krajach, język, obyczaje, religię muzułmanów, mentalność mieszkańców, różnice kulturowe Europejczyków i Afrykańczyków, gdyż była nauczycielką w Polskiej Szkole w Libii, a przez wiele lat pracowała w naszej ambasadzie w tym kraju. Obecnie mieszka w Arabii Saudyjskiej. Tanya Valko zastrzega się, że fakty, dotyczące arabskiej rewolucji, są autentyczne, ale zwraca się do czytelników, by powieściowych postaci nie kojarzyć z autentycznymi osobami, gdyż są one całkowicie fikcyjne. Fabuła zasadza się na wątku, znanym z reportaży prasowych i dokumentów radiowych i telewizyjnych. A także ze zdarzeń, o jakich opowiada się w znajomych rodzin, z których córki, zauroczone urodą i wdziękiem atrakcyjnych mieszkańców północnej Afryki poznanych we własnym kraju na studiach lub w innych okolicznościach, poślubiają ich w przekonaniu, że czeka je szczęście i tylko szczęście. Potem czeka je bolesne rozczarowanie. Autorka zastrzega się, że nie należy generalizować. Przystojni mężowie nie zawsze odmieniają się w swoich krajach do niepoznania. Bywa, że trwają w raz zawartych mariażach, ale zdarza się, że urodziwa Polka okazuje się kolejną żoną, a kiedy istotnie jest tą pierwszą, musi odsunąć się na dalszy plan, bo miejscowe prawo dopuszcza wielożeństwo.
Pierwszoplanową postacią części inaugurującej cykl jest Dorota, maturzystka z niedużego miasteczka. Przypadkiem poznaje Araba, który właśnie doktoryzuje się na poznańskiej uczelni. Jest elektronikiem, odwiedza rodaka już wżenionego w polską rodzinę. Młodzi spotykają się, zakochują, Dziewczyna zachodzi w ciążę , na ślubie cywilnym i skromnym weselu zjawia się nawet ojciec panny młodej, który dawno opuścił żonę i córkę.
Mija kilka lat, młody żonkoś zaprasza polską żonę do swojej ojczyzny. Obiecuje, że wrócą przed nastaniem roku szkolnego, bo ich córeczka powinna już pójść do szkoły.
Dorota jest serdecznie witana przez arabską teściową, mała Marysia bardzo szybko wtapia się w rodzinę ojca, poznaje język, świetnie bawi się z dziećmi, którymi opiekuje się babcia. Tylko powrót staje się coraz mniej realny. Dorota nawiązuje kontakt z polonijną grupą, podejmuje pracę w polskiej szkole, ale mąż staje się coraz bardziej zazdrosny, ogranicza jej wolność, a Polka niechcący poznaje mroczne sekrety rodziny. Miłość do czasu okazuje się silniejsza od różnic religijnych, obyczajowych, kulturowych, aż przyjdzie moment, kiedy Ahmed wikła się w polityczne intrygi, zostaje zdemaskowany, a okupem za bezpieczeństwo okazuje się jego własna żona. Polka przeżywa horror. Gwałt, krew, sperma, pył, odór zwierzęcych odchodów, bezwzględne, okropne traktowanie ze strony arabskich „opiekunów” stają się nie do zniesienia. Dorota ucieka. Poznaje grupę Polaków, którzy okazują jej pomoc. Na męża już nie może liczyć. Ten ma już drugą żonę a ta pierwsza nie ma szans na odzyskanie Marysi i jej młodszej siostrzyczki, która przyszła na świat już w Trypolisie.
To właśnie wokół losów Marysi toczą się zdarzenia drugiego, a potem i trzeciego tomu sagi. Złotowłosa dziewczyna pod opieką babci Arabki dorasta, nie mając świadomości, że więzy krwi łączą ją z Polską, gdzie szczęśliwie dotarła jej matka i w końcu przyjeżdża do Libii, by odzyskać córki.
Czytelnik sam się dowie, czy jej się to udało. O ile na bibliotecznej półce znajdzie tę rozrywaną przez czytelników sagę, która jest niesamowitym bestselerem. Tom trzeci pokaże okrucieństwo wojny domowej i bratobójczej walki. A wszystko dzieje się już w dwudziestym pierwszym stuleciu. Obiecuję ciąg dalszy, jak dopadnę pozostałe cztery tomy sagi.

Tanya Valko „Arabska żona”, „Arabska córka”, „Arabska krew”, wydane w 2011 i w 2012 roku w Warszawie przez Prószyński i S-ka.

sobota, 3 sierpnia 2019

Rafał Brzeski - poleca

Do szpiku kości




W niewłaściwej kolejności czytałem dwie książki Szczepana Twardocha. A wypożyczyłem je dzięki temu, że zainteresowała mnie rekomendowana przez Was powieść Kristiana Nowaka „Wszyscy, których znam, są chorzy psychicznie”. Tam właśnie pada nazwisko Twardocha, wymieniane wśród uznanych pisarzy, którym bohater chce dorównać. I powiem ze wstydem, że umknęły mi wszystkie ważne rzeczy. I to, że pisarz ten otrzymał Paszport Polityki za „Morfiny”, nagrodę publiczności towarzyszącą Literackiej Nagrodzie Nike, Wawrzyn Śląski, a także literacką, niemiecką nagrodę Brücke Berlin za powieść „Drach”, o nominacjach do innych nagród nie wspominając. Zapragnąłem jak najszybciej nadrobić to czytelnicze zaniedbanie. Szkoda jednak, że najpierw wziąłem do ręki później (2017) wydaną „Balladę o pewnej panience”, a dopiero potem „Drach” (2014).
Pierwsza z wymienionych pozycji jest zbiorem opowiadań, a jak wyczytałem na okładce, zawiera „wszystko, co w pisarstwie Szczepana Twardocha najlepsze”. Miłość, pożądanie bez miłości, gniew, namiętność, gorzkie i bolesne tajemnice ciała i psychiki, współczesne realia, elektronika, bez której ani artysta, ani inżynier, ani szukające siebie pary nie potrafią się już obyć. Mężczyźni skazani na sukces i kobiety skazane na niegasnący, zaspokajany z byle kim popęd. Z trudem znajdując słowa, które oddałyby niezwykłość tej prozy, posłużę się opinią z okładki: „Magnetyzująca wyobraźnia, przewrotne fabuły, humor - często czarny. (…) Cielesność, psychiczne osaczenie, graniczne momenty, uczucia, którym często towarzyszy mrok. Bogactwo języka i stylu”. Tyle na temat „Ballady o pewnej panience”.
Wszystko, o czym była mowa w odniesieniu do wspomnianego zbioru opowiadań, ma również w całej pełni odniesienie do powieści „Drach”. Czytelnik nie znajdzie w niej spisu rozdziałów. Poszczególne sekwencje narracji rozdzielone są wymienionymi po kilka i więcej latami. Najstarszy jest rok 1241. Najbliższy naszej współczesności – 2014. To nie jest lektura łatwa i przyjemna. Książka naszpikowana jest gwarą śląską oraz zdaniami w języku niemieckim. Kto ich nie zna, napotka opór w zrozumieniu pewnych, licznych zresztą fraz. Powieść jest właściwie sagą, która prowadzi dzieje kilku śląskich rodów przez minione stulecie aż do współczesności drugiej dekady wieku XXI. Historia splata dzieje tych rodów. Ich przedstawiciele zakochują się, poślubiają, zdradzają lub dochowują wierności na przekór temu, co niesie los. Mężczyźni walczą, kobiety rodzą, wychowują kolejne okolenia, żywią i trwają w zatroskaniu o swoje rodziny.
Czytając stwierdziłem, że autor narratorką i głównym obserwatorem czyni Dracha. Sięgam do słownika, by poznać znaczenie tego słowa, gdyż jestem przekonany, że tak autor nazwał Ziemię, narratorkę i współuczestniczkę wszelkich zdarzeń na ziemi i w jej kopalnianych czeluściach, ale Ślązacy nazywają tak między innymi i latawce, i rozrabiaki, nie licząc innych znaczeń, które w tym miejscu niekoniecznie muszą być przywoływane.
Jakbym pisał szkolne wypracowanie, podkreśliłbym walor historycznego poznania, zwróciłbym uwagę na gruntowna znajomość postaw Ślązaków, ich obyczajów i tradycji. Zastosowana przez autora konstrukcja pozwala konfrontować zmiany zachodzące przez dziesięciolecia, gdyż Twardoch swobodnie poczyna sobie z czasem. Coś dzieje się na przykład dziesiątego września na konkretnej ulicy, na konkretnym piętrze danego bloku, a zaraz rzecz rozgrywa się w tym samym czasie, ale piętnaście, a nawet sześćdziesiąt lat wcześniej, w tym samym miejscu albo kilkanaście kilometrów dalej. Zatem mamy do czynienia ze spiętrzeniem miejsca i czasu, a bohaterów łączy strumyczek krwi biegnący i rozwidlający się od poczęcia poprzez kolejne pokolenia, w których ta krew kołacze kilkanaście, albo i kilkadziesiąt lat wcześniej. A w tym czasie dokonuje się ewolucja społeczna, dokonuje się awans, bo wnuk górnika zostaje architektem, a syn polonistą, itp., itd. Odbywa się też inny proces. Śląsk nie jest jednolity narodowościowo. Więc mieszkańcy tej samej wsi mówią po niemiecku, gwarą śląską, ale po polsku również, a potem, wplątani w powstania i wojny, określają swoją tożsamość Niemca czy Polaka, a to będzie rzutować na ich działania.
Prof. Ryszard Kaczmarek, historyk, badacz dziejów Śląska napisał: „Górny Śląsk Twardocha jest prawdziwy bolesną brutalnością i nieraz wulgarnością połączoną ze specyficznym etycznym kodeksem, z którego wychowani tutaj ludzie nigdy nie zrezygnują, nawet jeśli znajdują się na granicy upodlenia. Gratuluję autorowi odwagi.” A ja gratuluję świetnej prozy, której gorzka prawda o życiu przenika czytelnika do szpiku kości.

Szczepan Twardoch „Drach”, Wydawnictwo Literackie Kraków 2014, „Ballada o pewnej panience”, Wydawnictwo Literackie , Kraków 2017

Zapraszamy na spotkanie

 z Ksenią Kuligowską