sobota, 3 sierpnia 2019

Rafał Brzeski - poleca

Do szpiku kości




W niewłaściwej kolejności czytałem dwie książki Szczepana Twardocha. A wypożyczyłem je dzięki temu, że zainteresowała mnie rekomendowana przez Was powieść Kristiana Nowaka „Wszyscy, których znam, są chorzy psychicznie”. Tam właśnie pada nazwisko Twardocha, wymieniane wśród uznanych pisarzy, którym bohater chce dorównać. I powiem ze wstydem, że umknęły mi wszystkie ważne rzeczy. I to, że pisarz ten otrzymał Paszport Polityki za „Morfiny”, nagrodę publiczności towarzyszącą Literackiej Nagrodzie Nike, Wawrzyn Śląski, a także literacką, niemiecką nagrodę Brücke Berlin za powieść „Drach”, o nominacjach do innych nagród nie wspominając. Zapragnąłem jak najszybciej nadrobić to czytelnicze zaniedbanie. Szkoda jednak, że najpierw wziąłem do ręki później (2017) wydaną „Balladę o pewnej panience”, a dopiero potem „Drach” (2014).
Pierwsza z wymienionych pozycji jest zbiorem opowiadań, a jak wyczytałem na okładce, zawiera „wszystko, co w pisarstwie Szczepana Twardocha najlepsze”. Miłość, pożądanie bez miłości, gniew, namiętność, gorzkie i bolesne tajemnice ciała i psychiki, współczesne realia, elektronika, bez której ani artysta, ani inżynier, ani szukające siebie pary nie potrafią się już obyć. Mężczyźni skazani na sukces i kobiety skazane na niegasnący, zaspokajany z byle kim popęd. Z trudem znajdując słowa, które oddałyby niezwykłość tej prozy, posłużę się opinią z okładki: „Magnetyzująca wyobraźnia, przewrotne fabuły, humor - często czarny. (…) Cielesność, psychiczne osaczenie, graniczne momenty, uczucia, którym często towarzyszy mrok. Bogactwo języka i stylu”. Tyle na temat „Ballady o pewnej panience”.
Wszystko, o czym była mowa w odniesieniu do wspomnianego zbioru opowiadań, ma również w całej pełni odniesienie do powieści „Drach”. Czytelnik nie znajdzie w niej spisu rozdziałów. Poszczególne sekwencje narracji rozdzielone są wymienionymi po kilka i więcej latami. Najstarszy jest rok 1241. Najbliższy naszej współczesności – 2014. To nie jest lektura łatwa i przyjemna. Książka naszpikowana jest gwarą śląską oraz zdaniami w języku niemieckim. Kto ich nie zna, napotka opór w zrozumieniu pewnych, licznych zresztą fraz. Powieść jest właściwie sagą, która prowadzi dzieje kilku śląskich rodów przez minione stulecie aż do współczesności drugiej dekady wieku XXI. Historia splata dzieje tych rodów. Ich przedstawiciele zakochują się, poślubiają, zdradzają lub dochowują wierności na przekór temu, co niesie los. Mężczyźni walczą, kobiety rodzą, wychowują kolejne okolenia, żywią i trwają w zatroskaniu o swoje rodziny.
Czytając stwierdziłem, że autor narratorką i głównym obserwatorem czyni Dracha. Sięgam do słownika, by poznać znaczenie tego słowa, gdyż jestem przekonany, że tak autor nazwał Ziemię, narratorkę i współuczestniczkę wszelkich zdarzeń na ziemi i w jej kopalnianych czeluściach, ale Ślązacy nazywają tak między innymi i latawce, i rozrabiaki, nie licząc innych znaczeń, które w tym miejscu niekoniecznie muszą być przywoływane.
Jakbym pisał szkolne wypracowanie, podkreśliłbym walor historycznego poznania, zwróciłbym uwagę na gruntowna znajomość postaw Ślązaków, ich obyczajów i tradycji. Zastosowana przez autora konstrukcja pozwala konfrontować zmiany zachodzące przez dziesięciolecia, gdyż Twardoch swobodnie poczyna sobie z czasem. Coś dzieje się na przykład dziesiątego września na konkretnej ulicy, na konkretnym piętrze danego bloku, a zaraz rzecz rozgrywa się w tym samym czasie, ale piętnaście, a nawet sześćdziesiąt lat wcześniej, w tym samym miejscu albo kilkanaście kilometrów dalej. Zatem mamy do czynienia ze spiętrzeniem miejsca i czasu, a bohaterów łączy strumyczek krwi biegnący i rozwidlający się od poczęcia poprzez kolejne pokolenia, w których ta krew kołacze kilkanaście, albo i kilkadziesiąt lat wcześniej. A w tym czasie dokonuje się ewolucja społeczna, dokonuje się awans, bo wnuk górnika zostaje architektem, a syn polonistą, itp., itd. Odbywa się też inny proces. Śląsk nie jest jednolity narodowościowo. Więc mieszkańcy tej samej wsi mówią po niemiecku, gwarą śląską, ale po polsku również, a potem, wplątani w powstania i wojny, określają swoją tożsamość Niemca czy Polaka, a to będzie rzutować na ich działania.
Prof. Ryszard Kaczmarek, historyk, badacz dziejów Śląska napisał: „Górny Śląsk Twardocha jest prawdziwy bolesną brutalnością i nieraz wulgarnością połączoną ze specyficznym etycznym kodeksem, z którego wychowani tutaj ludzie nigdy nie zrezygnują, nawet jeśli znajdują się na granicy upodlenia. Gratuluję autorowi odwagi.” A ja gratuluję świetnej prozy, której gorzka prawda o życiu przenika czytelnika do szpiku kości.

Szczepan Twardoch „Drach”, Wydawnictwo Literackie Kraków 2014, „Ballada o pewnej panience”, Wydawnictwo Literackie , Kraków 2017