poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Jadwiga Wierzbiłło - poleca chińską serię krymianalną Roberta von Gulika

Trzy w jednym


Kiedyś przeczytałam zdanie, że każdy z nas nosi w sobie dziecko, którym był każdy z nas bez wyjątku. I właśnie jeśli połączymy dorosłą istotę z owym dzieckiem, śmiało możemy przypuszczać, że zachwyci go lektura serii książek, której bohaterem jest sędzia Di. Co więcej, pojawi się on w tytule każdej książki w czarnej obwolucie, tak jak mroczne i ciemne są zdarzenia w nich opisane. Czytelnik znajdzie tam sumę wiedzy o starożytnych Chinach siódmego wieku za panowania dynastii Tang. Bohater nie jest fikcyjną postacią. Sędzia Di żył właśnie w tym okresie, a pamięć o jego niezwykłych dokonaniach przetrwała przez stulecia, utrwalona najpierw w opowieściach gawędziarzy, a potem w literaturze. Więc czytelnik znajdzie tam bogatą wiedzę o Państwie Środka, pozna mnóstwo frapujących przygód, które uwielbiają, zwłaszcza chłopcy, a także miłosnych opowieści, które lubią dziewczynki, zaś dorosłych amatorów kryminałów zadziwią detektywistyczne wątki, rozsupłane po mistrzowsku przez sędziego Di. Więc autor, którym jest Robert van Gulik - sinolog, holenderski dyplomata, tłumacz i znawca chińskiej historii, literatury i sztuki zawarł w tych książkach trzy w jednym: przygody, romanse i sensacje. A chociaż dzieje się wszystko w zamierzchłej przeszłości, współczesny czytelnik ani przez moment nie dozna nudy, gdyż postaci są wyraziście zarysowane, narracja wartka, a intrygi tudzież zagadki rozwiązywane są po mistrzowsku. Książki, które miałam przyjemność pochłonąć jednym tchem, pojawiły się na rynku w latach 2006 - 2010, a rok 2006 ma szczególne znaczenie, gdyż, jak przeczytałam w nocie od wydawcy, wówczas to PIW obchodził „...sześćdziesiąte urodziny, zamyka więc cykl pięciu dwunastek. Sześćdziesięciolecie jest na Wschodzie sprzyjającym okresem do odrodzenia się”. Wydawca oddał do rąk czytelników lekturę, która dostarcza wiedzy o cywilizacji imperium w okresie największego rozkwitu poezji i muzyki, kiedy to „...łączyły się wpływy konfucjańskie, taoistyczne i buddyjskie, kwitł czan (w Japonii znany jako zen)”.
Autor, wytrawny znawca Chin, podaje zaskakujące dla laika informacje, na przykład taką, że w roli współczesnego zegarka, a nawet wiele wieków pełniącej swą rolę klepsydry starożytni Chińczycy używali kadzidełkowego czasomierza. Długość wypalonej trociczki wskazywała upływ czasu. Inna ciekawostką są rytuały, sposoby leczenia, zasady kojarzenia małżeństw, kupowania i sprzedawania kurtyzan, dozwolona ilość żon i konkubin. Sędziemu na przykład przysługiwało posiadanie czterech żon.
Pisarz, sięgając do źródeł, raportów, protokołów przesłuchań zyskał znakomitą wiedzę o rozmaitych przestępstwach. Jeden ze złoczyńców chwali się sędziemu: „Jestem doskonale obeznany z fałszowaniem dokumentów i pieczęci, ze spisywaniem niejasnych umów i sporządzaniem fałszywych deklaracji. Umiem otwierać wszelkie zwyczajne i sekretne drzwi, okna oraz metalowe kasy. Jestem również ekspertem w wyszukiwaniu tajemnych przejść, pułapek i tym podobnych wynalazków. Co więcej, potrafię odczytać z ruchu warg, co mówią ludzie znajdujący się daleko ode mnie...”
Autor nie tylko pisze swoje powieści i opowiadania, ale też obficie je ilustruje scenkami rodzajowymi, zamieszcza mapy i diagramy. Przedstawia też i objaśnia chiński zodiak. Każda książka zaczyna się spisem osób, co przy chińskich imionach i nazwiskach ułatwia śledzenie perypetii bohaterów i poznanie ich wzajemnych relacji.
Jeżeli nasi czytelnicy frasują się, co zaplanować na urlop, radzę zaopatrzyć się w książki Roberta van Gulika.

Robert van Gulik „Sędzia Di i parawan z laki”, „Sędzia Di małpa i tygrys”, „Sędzia Di i tajemnica jeziora”, przełożyła Ewa Westwalewicz-Mogilska, Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 2006,; Sędzia Di. „Naszyjnik i tykwa”. Przełożyła Teresa Lechowska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2007,; „Zagadki sędziego Di”. Przełożyła Ewa Westwalewicz-Mogilska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2010.

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Maria Suchecka - poleca

Może jedyna taka okazja?



Kiedy zabierałam się do rekomendacji „Mózgu nastolatka”, media sygnalizowały, że być może zawieszenie działalności szkół potrwa do końca czerwca. A to znaczy, że dzieci i młodzież pozostaną w bliskim kontakcie z rodzicami. A jeśli i oni z powodu kryzysu gospodarczego będą zmuszeni pozostać w domu, można się spodziewać dłuższego kontaktu bliskiego stopnia. To wspaniała okazja, by naprawić nadwątlone lub zbudować pozytywne relacje z dziećmi w trudnym wieku. Może w tym pomóc „Mózg nastolatka” Frances E. Jensen, która wyznaje, że przy zbieraniu materiałów bardzo pomocna jej była Amy Ellis Nutt, wymieniona przy nazwisku autorki. Pierwsza z pań jest neurolożką, druga dziennikarką, laureatką Nagrody Pulitzera. Autorka chce odpowiedzieć na pytanie, jak przetrwać dorastanie własnych dzieci. Posiłkując się bogatą literaturą neurologiczną i psychologiczną, odwołuje się do własnego doświadczenia, kiedy po rozwodzie musiała wziąć odpowiedzialność za wychowanie synów, którzy w momencie rozstania rodziców mieli po trzynaście - Andrew i jedenaście – Will, lat.
W miarę, jak autorka drążyła temat dorastania, otrzymywała coraz więcej sygnałów od zrozpaczonych rodziców. Dzielili się troską, bo ich dobrze wychowane, ułożone, dobrze rokujące dzieci dopuszczają się zaskakujących czynów. Stają się aroganckie, impulsywne, rozdrażnione, drażliwe, wybuchowe, skłonne do ulegania wpływom kolegów, sprawiających kłopoty w domu i w szkole, aż dochodzi do sięgania po alkohol i narkotyki, zajmowania miejsca za kierownicą i prowadzenie aut z brawurą, która powoduje dramatyczne, a nawet tragiczne skutki.
Zanim czytelnik zacznie drążyć tę bardzo interesującą, ale trudną lekturę, radzę zacząć od końca, od słownika podstawowych pojęć, bez których nie sposób zrozumieć funkcjonowania mózgu. Dowie się, czym są aksony, neurony, synapsy, czym jest plastyczność mózgu, płat czołowy, układ limbiczny , jak skomplikowana jest struktura organu, który stanowi o naszym myśleniu, reagowaniu, o podejmowaniu decyzji, jak również o funkcjonowaniu organów. Zatem pojąwszy znaczenie tych oraz innych pojęć łatwo będzie zrozumieć, co autorka pragnie nam przekazać. Okazuje się, że nastolatek nie do końca odpowiada za swoje nieobliczalne reakcje. Jego mózg jeszcze nie jest dojrzały do przewidywania skutków tego, co czyni. Dlatego wielkie znaczenie ma postawa rodziców i wychowawców, którzy powinni umacniać właściwe zachowania. Trzeba pamiętać, że umysł nastolatka jest niezwykle chłonny. Jego lotny umysł przyswaja i wiedzę, i dobre, i szkodliwe nawyki.
Kolejne rozdziały pozwalają z całą ostrością uświadomić skalę zagrożeń. Do nich należą narkotyki, alkohol, nadmierne zainteresowanie seksem, zachowania przestępcze, unikanie obowiązków, nikotynizm i inne postawy, które potrafią utrwalić się w dorosłym życiu i zadecydować o zmarnowaniu wielu szans na spełnienie marzeń i planów.
Autorka dowodzi, że mózg ma zdolność rozwijania się aż do końca, o ile będziemy robić wszystko, co sprzyja temu rozwojowi.
Pisze: „Wszystko, co robimy, myślimy, mówimy i czujemy, wpływa na rozwój naszego najcenniejszego organu, a sposoby, na jakie się on rozwija, wywołują dalsze zmiany, aż ciąg akcji i reakcji staje się zbyt skomplikowany, by go odwrócić lub powstrzymać (…). W neurologii wyjątkową zdolność ludzkiego mózgu do samoformowania określa się mianem plastyczności. Myślenie, planowanie, uczenie się, działanie - wszystko to według neuroplastyczności wpływa na fizyczną strukturę mózgu i jego funkcjonalną organizację”.
Zachęcam, by kochając nastolatki, nauczyć się rozumieć je, wspierać i mądrze wspomagać. Ta książka w tym pomoże.

Frances E. Jensen z Amy Ellis Nutt „Mózg nastolatka”, przełożyła Katarzyna Sosnowska, Grupa Wydawnicza Foksal, 2016 Warszawa.

piątek, 10 kwietnia 2020

Anastazja Daniłowiczowa - zamknięcie w czterech ścianach nie oznacza, że jesteśmy skazani na nudę.

Wytchnienie w czasie zarazy



Kiedy to ja ostatnio słyszałam ten wyraz? To było wtedy, jak jedna sąsiadka w naszym slamsie wielkopłytowym krzyczała do drugiej: straszna z ciebie zaraza, nikt się nie dziwi, że chłop ciebie rzucił. Ponieważ od czasu do czasu ja też param się literaturą, więc postanowiłam wykorzystać tę scenkę w jakimś harlekinowym opowiadaniu o porzuconej żonie. I od razu przypomniał mi się dowcip: Kości zostały rzucone, powiedział mąż opuszczając chudą żonę.
Rozgadałam się niepotrzebnie, zamiast od razu przejść do rzeczy. Otóż jedna z tych sąsiadek wyjechała do Belgii do córki, a druga wyprowadziła się do zwolnionego domu po rodzicach. I zrobiło się strasznie cicho i nudno, bo musimy siedzieć w swoich mieszkaniach, żeby nie przywlec wirusa lub go nie posiać, jeśli sami jesteśmy nosicielami, a on jest w fazie uśpienia czy też dojrzewania, jak kto woli.
Co więc robić w czasie zarazy? Oglądać seriale, poszerzać garderobę, jeśli z powodu bezrucha zmieniły nam się obwody w talii i biodrach, robić na drutach, bo już nawet nie można sobie poplotkować na klatce schodowej albo koło trzepaka. Ja radzę nadrobić zaległości lekturowe. Niekoniecznie trzeba sięgać po lektury, których nie wzięliśmy do ręki w szkolnych czasach, mam na myśli nowości wydawnicze, bestsellery, wybitne dzieła, choćby tych noblistów, o których czytałam w waszym dziale książek rekomendowanych. Po kilku tygodniach bezruchu mam te dzieła z grubsza przejrzane. Więc postanowiłam polecić pozycję niezbyt nużącą, ale dającą rozrywkę i dreszczyk emocji.
Szwedzka psycholożka, dziennikarka i pisarka w jednej osobie Ingrid Hedström wydała powieść kryminalną „Nauczycielka z Villette”. Mrożące krew w żyłach zdarzenia rozgrywają się w belgijskim fikcyjnym miasteczku, a tytułowa bohaterka, zaledwie sześćdziesięcioletnia, już na wstępie zostaje zamordowana. Uczyła kilka pokoleń. Była uwielbiana przez uczniów i ceniona przez ich rodziców. Wykrycie sprawcy lub sprawców staje się zadaniem młodej prawniczki Martine Poirot. Jest młoda, atrakcyjna, zamężna, ale bezdzietna i jak się okazuje, nosi piętno dziecka, które nie było otoczone czułą troską, gdyż jej matka należała do kobiet chłodnych i niezbyt wylewnych. I jak się okazało, wiązała się z nią jedna z powieściowych tajemnic.
Nauczycielka Joanne Demaret nie będzie jedyną ofiarą tajemniczej zbrodni. Nawet prawniczka prowadząca dochodzenie stanie w obliczu niebezpieczeństwa. Żeby rozwikłać splot zdarzeń, autorka poprowadzi do wstrząsającej tragedii z roku 1961. I cofnie się kilka stuleci, żeby wskazać, że chciwość, pazerność, żądza władzy jest przypisana naturze ludzkiej od pokoleń.
Oczywiście nie podam toku śledztwa i nie wskażę, kogo obciąża wina, czytelnik sam musi doświadczyć tej przyjemności tropienia sprawcy. No bo co innego robić w czasie zarazy, jak nie zgorszyć się ludzką nikczemnością? Warto wziąć tę książkę do ręki, zwłaszcza że po wydaniu tej powieści pisarka została nagrodzona przez Szwedzką Akademię Autorów Kryminalnych za najlepszy debiut w tym gatunku.

Ingrid Hedström Nauczycielka z Villette”, przełożyła Halina Thylwe, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2016.

wtorek, 7 kwietnia 2020

Daniel Rzepecki - raptem, to było tak niedawno

Zmory rewolucji


Kim jest autor, który wpisuje przesubtelną dedykację „Dla Cristiny Miłości jednego lata Smutku całego życia” która jest czystą poezją, a postawiwszy kropkę po ostatnim słowie powieści informuje, że powstała na plebanii w Rothbergu, w Siedmiogrodzie. Tym sposobem osadza zawartość powieści w miejscu, które należy do historii, o którym uczyliśmy się na lekcjach o europejskiej przeszłości. Autorem, o którym mowa, jest pastor Eginald Schlattner, urodzony w 1932 roku w Arad, a jak można przeczytać w notce biograficznej. Dzieciństwo i młodość spędził w Fogaraszu u stóp Karpat. Pochodził ze starej, zamożnej rodziny saskiej, od pokoleń zamieszkałej na terytorium dzisiejszej Rumunii… „Fortepian we mgle” to prawdziwa czarna perła powieściopisarstwa. „Traktuje o czasach, kiedy powstawała Rumuńska Republika Ludowa”.
Mam wrażenie, że Schlattner snuje opowieść z tkanki własnego doświadczenia, własnych emocji. Bez trudu można wydedukować, że główny bohater jest w wieku zbliżonym do autora, rodowód także ma podobny. Jest synem przedsiębiorcy i kiedy zbliżali się radzieccy żołnierze, duma nie pozwalała mu porzucić to, co było dorobkiem pokoleń. Wiedział, że jak inni, którzy cokolwiek posiadali, zostanie wywłaszczony ze wszystkiego. Partia najsprawiedliwiej podzieli i zagospodaruje wszystko, z czego wywłaszczy znienawidzonych kapitalistów.
Czytelnik o plebejskim rodowodzie zdziwi się bardzo surowej ocenie druzgoczących zmian. Byli właściciele lądują w kazamatach, są uśmiercani, zostają zsyłani w głąb Kraju Rad do najcięższych robót, znoszą głód , choroby i upokorzenia, a wszystko w imię sprawiedliwości społecznej. Zaś miejsca w willach, biurach, fabrykach zajmuje dotychczasowa służba i okoliczny lumpenproletariat, a także wielonarodowa najuboższa ludność. Kilka wieków wcześniej Rumunia powstała z połączenia Mołdawii, Wołoszczyzny i Transylwanii. Kiedy rozgrywają się opisywane zdarzenia, tereny te zamieszkują różne nacje, Serbowie, Rumuni, Żydzi, Niemcy, Cyganie, a każda z grup miała swoje wierzenia, po swojemu modlili się prawosławni, ewangelicy, katolicy i Żydzi, a wszyscy mieli swoje duchowieństwo. Radzieccy wyzwoliciele zajadle tępili opium dla ludu, ale im też przez nieuwagę czy brak czujności niekiedy wyrwało się imię Boga, kołaczące się w zakamarkach pamięci.
Zderzenie postaw, nawyków, zapóźnienie cywilizacyjne, nieumiejętność korzystania z podstawowych urządzeń do utrzymania higieny jest opisane z poczuciem humoru, ale bez pogardy i zgryźliwości Niektóre sytuacje są prześmieszne, a postaci groteskowe.
I na tym społeczno-politycznym tle główny bohater Clemens próbuje wtopić się w nową rzeczywistość, zachowując jednak duchową oraz intelektualną spuściznę swojej klasy, zostać proletariuszem i odkryć coś pozytywnego w tej odmianie dziejów, kiedy jego ojciec siedzi w więzieniu, a matka ad Morzem Czarnym sortuje ryby.
W trakcie lektury „Fortepianu we mgle” czytelnik może delektować się opisami natury, wzruszać pierwszymi, subtelnymi podrywami uczuć, wybuchać śmiechem w nieoczekiwanych momentach, kiedy prymityw zderza się z pogardzanym szykiem i elegancją.
Niekiedy uwagę czytelnika zatrzymują maksymy moralne lub emocjonalne, jak takie stwierdzenie, że „może aspekt moralny nie potrzebuje żadnych uzasadnień, po prostu jest oczywisty, poza wszelką celowością” albo: „Uczucie jest ostoją, kiedy dla obojga pierwsze spotkanie staje się historią, która należy tylko do nich”.

Eginald Schlattner „Fortepian we mgle”, przełożyła Alicja Rosenau, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2009.

niedziela, 5 kwietnia 2020

Jarosław Czarnoleski – poleca humor zamiast zarazy

Przerwana promocja


Niemal w ostatniej chwili, gdy do kraju zaczęły dochodzić niepokojące wieści o koronawirusie, gdy dookoła nas kłębiły się już czarne chmury, poeta podrzucił mi świeży tomik limeryków, które udało się złożyć i wydać po kilku miesiącach intensywnej pracy twórczej.
Ja wiem, nie jest to jedyna przerwana nić, jaką w ostatnich tygodniach musimy zwinąć i uzbroić się w cierpliwość, ja wiem, że nie jest też najważniejszą w porównaniu z przestojami w zakładach pracy, zwolnieniami, zamykaniem wielu teatrów, muzeów i domów kultury i wiem, że nie będzie to najważniejszą zaraz po ustąpieniu zarazy, ale wiele planów i projektów w tym momencie zostało przerwanych, i te które udało się twórcom ukończyć są tym bardziej cenne.
Praca nad tomikiem Krystynie Sławińskiej i Hubertowi Horbowskimu zajęła kilka lat. Po limerykach wydanych w 2011 r. pt. „Frywoliki spod osiki” cieszących się dużą popularnością, przyszedł czas na „Gorące frywoliki nudziary i mantyki”.
Limeryk jako forma wierszowana ma ciężkie życie, nie jest uważany przez większość czytelników za poważną literaturę, bo taką po prawdzie też i nie jest. Jest to rymowana anegdota, nierzadko ocierająca się o pornografię. Tworzyli ją m.in. Julian Tuwim, Wiesława Szymborska, Stanisław Barańczak, Maciej Słomczyński, często i gęsto nie publikując, bo co by
powiedzieli czytelniki i miłośniki
na sprośne pisane noblistki limeryki.
Przy całej niechęci pewnej części odbiorców do limeryków, jest to forma skodyfikowana i poeta musi nieco ruszyć głową, żeby sprostać zasadom. Najprościej mówiąc, jest to pięć wersów w układzie rymów aabba. Pierwszy wers to – bohater i miejsce akcji, drugi – zawiązanie akcji, trzeci i czwarty – kulminacja opowieści, piąty – puenta, zaskakująca i absurdalna. Proste, proste, więc proszę pisać.

Krystyna Sławińska jest szefową Dolnośląskiej Grupy Literackiej „NURT” przy MDK w Lubaniu, w roku 2018 zorganizowała, w lubańskim Motelu Łużyckim z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości, seminarium literackie pod hasłem „Niepodległa na dotknięcie słowa” wraz ze Stowarzyszeniem Literackim w Cieniu Lipy Czarnoleskiej. Kocha góry i tryska radością. Jest pomysłodawczynią drugiego członu w tytule - nudziary i mantyki. Neologizm w tytule - Gorące frywoliki - wymyśliła razem z
Hubertem Horbowskim, który jest aktywnym uczestnikiem spotkań DGL „NURT”. Niezmiennie członkowie grupy raz w miesiącu we czwartki o godz. 1630, zbierają się w lubańskim Miejskim Domu Kultury. Poeta i jeleniogórzanin jest niezastąpiony w Stowarzyszeniu Literackim w Cieniu Lipy Czarnoleskiej, czego przykładem może być jego udział w konferencji literackiej pt. „Środowiska twórcze w powojennej i współczesnej Polsce – wybrane przykłady”, połączonej z turniejem jednego wiersza „Karkonosze w moich oczach i pamięci”.
Gorące frywoliki nudziary i mantyki” czyta się jednym tchem a nie powinno. Należy czytać jedną stronę i śmiać się przez dzień do rozpuku.

Słodko
Cukiernik Zenon w małej Alwerni
chodzi na randki wyłącznie w czerni.
Uwielbia pulchne babki,
na czarnym białe łapki
i ten szept: „Twardyś… jak stary piernik”.
Krystyna Sławińska
Kapelusznik
Kapelusznik pewien ze Skoczowa
Kapelusze z filcu produkował.
Raz połączył filc z pluszem
I pod tym kapeluszem
Całkiem mu się sfilcowała głowa.
Hubert Horbowski

 
Lubań-Wrocław 2011


Podziękowanie
Dziękuje Robert z dzielnicy Zabobrze,
Krystynie z Lubania za mądrze
wymyślone „Gorące frywoliki”
i Hubertowi za piekące mantyki,
które wymyślał siedząc przy Bobrze.
(biję się w pierś i ubolewam, nie jest to limeryk)

Uwaga! Pilne!

Dolnośląska Grupa Literacka „NURT” umówiła się na spotykanie 16 kwietnia o godz. 1630 na Facebooku. Temat z jakim podjęli się zmierzyć, to opisanie „Widoku przez okno”.

Krystyna Sławińska, Hubert Horbowski, „Gorące frywoliki nudziary i mantyki”, wydawnictwo KryWaj 2020.

piątek, 3 kwietnia 2020

Jarosław Czarnoleski - poleca powrót do klasyki

Zapomniany strach


Według najnowszych doniesień włoskich dziennikarzy „La Repubblica” i francuskiego wydawnictwa Gallimard, w ich krajach najczęściej obecnie kupowaną i czytaną powieścią jest „Dżuma” Alberta Camusa. Wydana w 1947 r. we Francji przyniosła autorowi sukces, a maturzystom na egzaminie cierpienie, ponieważ po 75 latach od wojny, w miarę spokojnego funkcjonowania państw w Europie i na świecie zapomniano, czym jest prawdziwy strach.
W swej parabolicznej formie, odczytywanej jako utwór egzystencjalny, lektura była nie do strawienia przez większość młodych ludzi wchodzących w nowe życie. Bo czym jest ta egzystencja, czym jest sens życia ludzkiego i powołanie lekarza, które definiuje doktor Rieux? Jak wyobrazić sobie ludzi zamkniętych w obrębie jednego miasta? Filmy katastroficzne, opowiadające o podobnych przypadkach, zwykle kończą się po dwóch godzinach wynalezieniem panaceum. Wyobraźnia, kiedy ludzie na całej planecie są zamknięci w czterech ścianach, przekracza wyobrażenie dorosłego, a co dopiero młodego człowieka.

Nadal więc krążyli po ulicach i siadywali na tarasach kawiarń. Nie byli zresztą tchórzliwi, więcej żartowali, niż biadali, i przyjmowali z dobrą miną niedogodności, które, rzecz oczywista, nie będą trwały wiecznie. Pozory były uratowane. (...) Przede wszystkim prefekt wydał zarządzenia dotyczące ruchu pojazdów i zaopatrywania w żywność. Żywność ograniczono, benzynę wydawano w określonej ilości. Zalecano nawet oszczędzanie prądu elektrycznego. Tylko niezbędne produkty przybywały drogą lądową i powietrzną do Oranu. Tak więc ruch kołowy zmniejszał się stopniowo, aż ustał niemal zupełnie, sklepy z towarami luksusowymi zamykano z dnia na dzień, na wystawach innych sklepów pojawiły się wywieszki „Nie ma”, kupujący wystawali zaś w kolejkach przed wejściem.”

Do XVIII wieku, prócz „Dekameronu” Giovanniego Boccaccia, opisującego bogactwo zmysłowe epoki Renesansu, gdy dookoła szaleje zaraza, w literaturze nie było pełniejszego zapisu wydarzeń. Epoka baroku łączyła motywy religijne, radziła żeby pogodzić się ze śmiercią, ponieważ życie to Vanitas vanitatum et omnia vanitas1.

Pod koniec tego miesiąca władze kościelne naszego miasta postanowiły walczyć z dżumą własnymi środkami i zorganizowały tydzień wspólnych modlitw. Te manifestacje pobożności publicznej miały się skończyć w niedzielę uroczystą mszą do św. Rocha, zadżumionego świętego.”

Dopiero „Dziennik roku zarazy” (A Journal of the Plague Year) z 1722 r. Daniela Defoe postawił pierwsze pytania egzystencjalne. Prawie sto lat temu, grypa zwana potocznie „hiszpanką”, zdziesiątkowała miliony istnień ludzkich, których do dziś liczba nie jest znana, należy przy tym pamiętać o toczącej się w tym samym czasie I Wojnie Światowej. Te dwie tragedie odcisnęły piętno na tamtym pokoleniu, o czym szybko po 20 latach zapomniano, tak jak zapomina się o złych czasach. Artykuły i komentarze internetowe sprzed kilku lat na temat „hiszpanki” są pełne naiwnego optymizmu, że nigdy taka zaraza, na taką skalę, się nie powtórzy, nie ma na to szans przy współczesnym postępie medycyny.

Bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika (…) nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście.”

Wszystkie książki od „Miłości w czasach zarazy” Gabriela García Márqueza, „Bastionu” Stephena Kinga, „Mszy za miasto Arras” Andrzeja Szczypiorskiego, „Oryksa i Derkacza” Margaret Atwood, „Stacji jedenaście” Emily St. John Mandel, „Nemezis” Philip Rotha, czy „Pandemii” A. G. Riddle, mówią o zarazie, o moralnej stronie duchowej człowieka i o tym, co jest najważniejsze... o odpowiedzialności i miłości. To, o czym nie mówią, a zaczęły po raz pierwszy sto lat temu gazety, to o zwykłej codzienności i… chaosie. Dziś radio, telewizja i media społecznościowe bezpośrednio konfrontują i obnażają fałsz, nieudolność i niekompetencje ludzi.

Ale to, co odnosi się do wszelkiego zła na tym świecie, odnosi się również do dżumy. Pozwala urosnąć niektórym. Kiedy się jednak widzi biedę i cierpienie, jakie przynosi, trzeba być szaleńcem, ślepcem lub łajdakiem, żeby się na nią zgodzić.”

Dżuma” A. Camusa jest obecnie najbardziej aktualna i wstrząsająca, problemy moralne i egzystencjalne zderzają się na bieżąco z tym co słyszymy w mediach i zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę ciągle jesteśmy bezsilni wobec natury i ludzi, którzy nas otaczają. Ale tutaj akurat mamy broń. „Dżuma” to powieść niebezpieczna; zadawana maturzystom na egzaminie jako utwór egzystencjalny, stawia przed nimi pytanie, co zrobić z własnym życiem. Odczytywana głębiej, mówi o buntowaniu się jednostki, która nie zgadza się z otaczającym jej światem.

Cytaty pochodzą z Dżumy” Alberta Camus w tłumaczeniu Joanny Guzy,
1 Marność nad marnościami i wszystko marność.