czwartek, 15 kwietnia 2021

Anastazja Daniłowiczowa - poleca tajemnicę, którą poznamy dopiero na końcu...

A gdybym umarła?

 

Mam za sobą styczniowe zainfekowanie koronawirusem, mam pobyty, na szczęście krótkie, w szpitalu polskim i zagranicznym, a tydzień temu wszyscy myśleli, że czeka mnie najdłuższa podróż na drugą stronę istnienia. Zaczęło się niewinnie, jak po pierwszym szczepieniu kowidowym. Zatem krótkie czekanie w sali dla zaszczepionych, potem półtoragodzinny powrót z oddalonego punktu, bo bliżej nie było, a w trakcie stan euforyczny, jak po koniaku, mocnej kawie albo jakimś narkotyku. Ale jego działanie znam tylko z opisów literatów, psychologów i terapeutów. Potem były trzy dni słabości, a na czwarty dzień taki napływ sił, że zapuszczony balkon został doprowadzony do połysku. I po miesiącu pierwszego dnia po drugim szczepieniu była lekka ekscytacja, że już mam za sobą dwa szczepienia, że cierpliwie poczekałem z opiekunami ponad dwie godziny z powodu poślizgu, ale schroniliśmy się w samochodzie, bo na dworze było zimno, a z powodu zagrożenia infekcją ludzie nie tłoczyli się oczywiście się w środku, tylko na zewnątrz cierpliwie czekali na wywołanie swojej wyznaczonej godziny.
Tym razem nie pamiętam, co działo się następnego dnia, bliscy czuwali przy mnie, pozbawionej przytomności, a ponieważ słaniałam się na nogach, na rękach moje 65 kilogramów zostało przeniesione na posłania, a jak opowiadano, po prostu przelewałam się na rękach. Na noc zorganizowano czuwanie przy zaszczepionej.
Ten wstęp, nawiązujący do moich ostatnich przeżyć, jest uzasadniony przy rekomendacji debiutanckiej powieści Emily Hainsworth „Przez ciebie”. Kiedy tylko powieść ukazała się w 2012 roku, natychmiast wielu wydawców kupiło prawa do jej wydania, a wytwórnia Paramount Pictures postanowiła ją sfilmować. Powieść zaczęłam czytać przed opisanymi zdarzeniami, a skończyłam, kiedy  szczęśliwie wróciłam do żywych.
Bohater powieści, osiemnastolatek Camden nie może pogodzić się ze śmiercią ukochanej dziewczyny. Od chwili, kiedy kierując samochodem nachyliła się, by podnieść upuszczony przez niego zapalniczkę, chłopaka dręczą wyrzuty sumienia. Czuje się winny jej śmierci. Viv była nie tylko jego wielką miłością, ale i przyjaciółką. Wspierała go, kiedy uległ wypadkowi i musiał odejść z drożyny, w której był liderem. Była mu oparciem, kiedy jego ojciec opuścił żonę, a matka Cama, jak go w skrócie nazywano, nie mogła pogodzić się z odejściem męża. Viv była śliczna, dzielna, inteligentna, błyskotliwa. Miejsce wypadku znaczyły pozostawiane przez chłopaka fotografie, wstążki, miłosne wiersze, cytaty z dzieł ich ulubionych autorów. Miał jedno pragnienie - cofnąć czas, ale było to niemożliwe. Została rozpacz, zżerające go poczucie winy i straszliwa tęsknota. Stracił przyjaciół z drużyny, kolegów z klasy. Nękało go,przekonanie, że wszyscy wiedzą o jego niewątpliwej winie. I tak to trwało dwa miesiące, każdy wieczór spędzał w miejscu wypadku, ubolewając, że to nie on był ofiarą tego tragicznego zdarzenia.
Aż pewnego wieczoru pojawiło się zielone światło. Z tej poświaty wyłoniła się dziewczyna, ale to nie była Viv. Ku swojemu zdumieniu następnego dnia zobaczył ją w uniformie kelnerki w pubie, na który namówił go przyjaciel, od którego też się zdystansował. Z plakietki odczytał imię dziewczyny. To była Nina, której nigdy w życiu wcześniej nie widział, ale to ona wyłoniła się z zielonej poświaty. Ona jednak go nie rozpoznawała, jakby nie spotkali się w miejscu wypadku.
Jakież było zdumienie chłopaka, kiedy zastał ją w swoim domu. Ona wyjaśniła, że zjawiła się z drugiego wymiaru. Że się znają. Że oprócz tej rzeczywistości, jaka go otacza, jest drugi świat, równoległy, że bramą do niego jest właśnie pojawiająca się w miejscu wypadku ta zielona poświata. Can postanawia przeniknąć do innego świata. Wszystko tam jest takie samo, ale wybita szyba w jednej ze szkolnych sal wskazuje, że ta rzeczywistość zamknięta jest we wcześniejszym czasie. Chłopak dociera do domu Viv, dostrzega ją przez oświetlone okno, ale tym razem ona go nie widzi.  Chłopak już zna drogę do innej rzeczywistości. Pokonuje ją jeszcze raz i dociera do Viv. Dziewczyna doznaje szoku, pomieszanego z radością. Tam bowiem ona żyje, ale to Can jest ofiarą innego wypadku.
Rychło się wyjaśnia, że w tamtym świecie dziewczyny są zantagonizowane, gdyż obie go kochały, ale to Nina „odbiła” Viv ukochanego.
Okazuje się, że miłość i zazdrość są silniejsze niż śmierć. Żeby dowiedzieć się, które z tych uczuć okaże się silniejsze, warto wziąć do ręki „Przez ciebie”. Pisząc tę rekomendację, od czasu do czasu spoglądam na portret bliskiej mi Osoby, która od lat czterech jest po drugiej stronie istnienia. Zanim zaczęłam pisać o tej debiutanckiej powieści, przez pewien czas zastanawiałam się, czy chciałabym odkryć istnienie równoległej rzeczywistości i czy zapragnęłabym poznać te rewiry życia człowieka, z którym na dziesięciolecia połączył mnie los, a których nie poznałam. Szybko doszłam do przekonania, że aczkolwiek niezbadane są tajemnice bytu, wystarcza mi uporządkowany świat dostępny moim zmysłom, rozumowi i pamięci. Ale „Przez ciebie” niewątpliwie pobudzi wyobraźnię czytelnika i ciekawość, czy jednak jest życie po życiu.

Emily Hainsworth „Przez ciebie”, przekład Ewa Ratajczyk,Wydawnictwo Amber So. z o.o, Warszawa 2013.

wtorek, 13 kwietnia 2021

Rafał Brzeski - poleca lekką książkę nie tylko dla intelektualistów

 Rewelacja, tylko się delektować

 

Anna Gavalda, urodzona w 1970 roku uznawana jest za świetną współczesną prozatorkę. Nic dziwnego. Na okładce z wydania jej „Pocieszenia” w roku 2009 można przeczytać, że jej powieści przetłumaczono na 38 języków i sprzedano w ponad pięciu milionach egzemplarzy. Nic dziwnego, doprawdy „Pocieszenie” jest napisane rewelacyjną prozą. Nie ma tutaj sztywnego gorsetu narracji odautorskiej, czytelnikowi pozostawiono absolutną swobodę śledzenia zdarzeń opowiadanych na różne sposoby raz to jako relacja głównego bohatera, innym razem są to niczym nieskrępowane dialogi; krótko mówiąc  autorka korzysta z absolutnej swobody, co fascynuje czytelnika, który  nie daje się prowadzić za rękę.

Książka zawiera znane nam realia z wszelkich dostępnych newsów. Pojawiają się ludzie biznesu, przedsiębiorcy przemieszczający się ze wschodu na zachód i z północy na południe. Naturalnie korzystają z lotów w klasie biznesowej, mają do dyspozycji na miejscu, na przykład w Moskwie, tłumaczy i samochody.

Nasz bohater jest architektem. Projektuje, wystawia na konkursy swoje projekty, zwycięża albo nie, a miejscem jego zakotwiczenia jest Paryż. Tu odwiedza rodziców i rozczula się na widok mieszkania, które nie zmienia wyglądu od czasu jego dzieciństwa, choć naturalnie czas odmienił i ojca, i matkę, i siostry, odmienił też życie i wygląd bohatera, który w przedstawianej płaszczyźnie czasowej ma lat 47.

Widzimy go w fazie frustracji. Owszem, jest w związku, ale nie potwierdzonym ani urzędowo, ani sakramentalnie. Ma córkę, ale to nastolatka z pierwszego związku jego partnerki. Ani to wielka miłość, ani udana kariera, ani fascynacja nowoczesną europejską architekturą. Wszystko rozmija się z marzeniami i pragnieniami. Jedno zostaje niewzruszone: miłość do matki najlepszego przyjaciela z dzieciństwa i młodości. Tylko pamięć o tej niezwykłej, ekscentrycznej kobiecie wnosi świeżość i głębię do jego życia. Tylko że ona już nie żyje, a wiadomość o jej śmierci dociera na tyle późno, że Charles  nie zjawia się na pogrzebie.

Anouk, ta jego miłość  jest pielęgniarką. Jej syn Alexis nie zostaje wybitnym muzykiem. Rozdziela  ich zawirowanie zdarzeń. Bohater traci też z oczu niezwykłego opiekuna Alexisa, który jest jeszcze bardziej ekscentryczny, niż matka chłopca. Jest w nim mieszanina klowna, aktora, artysty, ale te najbliższe mu osoby po prostu go kochają. Nazywają go Nianią. Niania też umiera.

Rozczarowany całokształtem otaczającej go rzeczywistości Charles stara się przynajmniej ocalić to, co jest do ocalenia: groby Anouk i Niani. I kiedy tropi te wątłe ślady, na południu Francji odnajduje to, co utracone. I odnajduje świat, o którym myślał, że nie istnieje. Dostaje porcję odtrutki od zgiełku wielkich zurbanizowanych  molochów. I tam, na wsi w zdumiewający sposób odnajduje to, za czym tęsknił. Miłość. I jakby inkarnację nieżyjącej Anouk. O ile ta chłopięca i młodzieńcza miłość była od niego o dwadzieścia lat starsza, o tyle ta dziewczyna, ta inkarnacja Anouk z fizycznego i duchowego piękna jest o kilkanaście lat młodsza od sfrustrowanego bohatera.

Oczywiście nie napiszę, czy wreszcie doświadczy Charles spełnionej miłości. Powiem tylko, że ja, stary chłop, miejscami ryczałem jak bóbr.

Powiem też, że dziwi mnie tytuł. „Pocieszenie”- na witrynie księgarni nie zwróciłby mojej uwagi. Jak to jednak dobrze, że powieść ta trafiła do moich rąk. Polecam ją każdemu. Zapóźnionym romantykom i zatwardziałym cynikom, starym i młodym. Powieść jest piękna.

Anna Gavalda „Pocieszenie”, tłum. Magdalena Kamińska-Maurugeon, Świat Książki, Warszawa 2009.

sobota, 3 kwietnia 2021

Bronisław Wypych - 45 lat ROD "Krokus"

Piękna książka na 45-lecie Rodzinnego Ogrodu Działkowego „Krokus”


W zbliżających się latach wiele Rodzinnych Ogrodów Rodzinnych w Polsce będzie obchodziło okrągłe rocznice powstania. Podobnie jest w Jeleniej Górze, nie wiadomo czy hucznie i z pompą zarządy ogrodów postanowią uczcić jubileusze z uwagi na panującą pandemię, czy też po prostu o tym nie wiedzą, ponieważ większość a niekiedy w całości ich dokumentacji została już dawno przeznaczona na makulaturę.

Wydana w tym roku „Historia Ogrodu Rodzinnego Krokus w Jeleniej Górze – 45 lat”, przypomina o tym „dziwnym zjawisku społecznym”, jakim są ogródki działkowe, o czym wszyscy mówią a, o czym włodarze miast nie chcą słyszeć. W krótkiej, przystępnej formie autor przypomina początki tworzenia ogrodów, ich przemianę oraz odkrywa nieznane fakty dotyczące Jeleniej Góry.

W Niemczech dużą popularność, obok Armengärten (ogrody dla ubogich), zdobyły również tzw. ogrody Schrebergärten, od nazwiska Daniela Gottloba Moritza Schrebera, ortopedy i wykładowcy na uniwersytecie w Lipsku, propagatora ruchu na świeżym powietrzu. W roku 1900 w Niemczech funkcjonowało ich ponad 10 tys.

W Jeleniej Górze przed II wojną światową funkcjonowały oba typy ogrodów. W roku 1939 zarejestrowanych zostało dziesięć, chociaż prawdopodobnie było ich więcej:

  1. Sonnenland” – Schrebergarten, to pierwszy ogród za starym cmentarzem przy ul. Sudeckiej, obecnie należy do ROD „Południe”.

  2. Waldfrieden” – przy ul. Łomnickiej, zaraz za lotniskiem, zlikwidowany w 2014 r.

  3. Am Linkeweg” – Schrebergarten, przy ul. Powstańców Śląskich, zlikwidowany.

  4. Abendfrieden” – drugi ogród za starym cmentarzem przy ul. Sudeckiej, obecnie należy do ROD „Południe”.

  5. Krautland” – przy ul. Zielnej i ul. Mlecznej Drodze przy rzece Kamiennej (obecnie „Jeleniogórskie Błonia”), zlikwidowany.

  6. Am Hausberg” – Schrebergarten – między ul. Władysława Jagiełły i al. Bolesława Krzywoustego, zlikwidowany.

  7. Eichengrund” – ogród założony w 1918 r. przy rzece Kamiennej między ul. Nadbrzeżną i ul. Wolności, zlikwidowany.

  8. Krebsbachtal” – przy basenie „Rakownica”, ul. Zgorzelecka.

  9. Am Zacken” – przy rzece Kamiennej i Pijawniku, między ul. Powstania Styczniowego i ul. Jana Kasprowicza, obecnie należy do ROD „Zachód”.

  10. Ludwigkolonie” – brak lokalizacji.

Dokładną datę powstania ogrodu „Krokus” znamy dzięki prowadzonej przez komisję socjalną od 1983 r. do 1991 r. kronice, która w zapomnieniu przeleżała trzydzieści lat między dokumentami i niedawno została odnaleziona.

16 czerwca 1976 r. decyzją Urzędu Miasta postanowiono grunty rolne przy ul. Działkowicza przekształć w ogrody działkowe i przydzielić je zakładom pracy. Tak powstały Pracownicze Ogrody Działkowe „Krokus”, „Tulipan, „Zabobrze” i „Wiarus”.

Już rok później 9 stycznia w Wojewódzkim Domu Kultury (do 1975 r. klub „Kwadrat”) zebrali się członkowie ogrodów z siedmiu zakładów pracy, którym przydzielono określoną ilość działek. Były to: Karkonoskie Zakłady Papiernicze, Zakład Energetyczny, Państwowa Komunikacja Samochodowa, Spółdzielnia Inwalidów „Karkonosze”, Spółdzielnia Inwalidów „Simet”, Zakłady Mechaniczno-Odlewnicze ZREMB, Spółdzielnia „Elektromet”.

To właśnie pomoc zakładów pracy, a konkretnie ideowców, bez których nie byłoby możliwości przekucia tej pomocy w czyn, spowodowała że w latach osiemdziesiątych XX wieku Pracowniczy Ogród Działkowy Krokus” stał się najbogatszym i najbardziej zaangażowanym społecznie ogrodem w Jeleniej Górze.

11 września 1985 r. zorganizowano na terenie ogrodu „Krokus” Wojewódzkie Święto Plonów, które opisał Henryk Stobiecki w „Nowinach Jeleniogórskich”. Mniej oficjalną wersję tego wydarzenia, a ciekawą z punktu widzenia na przykład historyka, znajdziemy w sprawozdaniu ówczesnego prezesa Czesława Cecha: „(…) Większość wydatków związanych z dożynkami pokrył zarząd wojewódzki PZD. Część jednak to nasze nakłady, tzn. opłaty za rzeczy, które i tak zostają w ogrodzie. Wykonaliśmy piękne dekoracje, napisy i hasła z myślą, że będą nam służyć długie lata. Tymczasem wszystkie te dekoracje zostały rozkradzione przez pijaków z naszego ogrodu. Część udało się odzyskać tzn. wielkie elementy dekoracyjne i część ukradzionych stołów. Większość jednak przepadła bezpowrotnie. (…)

Dziś już wiekowi działkowicze z rozrzewnieniem wspominają czasy, gdy na ogrodzie organizowano imprezy z okazji Dnia Kobiet, Dnia Dziecka, i gdy na specjalnie do tego celu wybudowanym podium przygrywała kapela podczas Dożynek. Przełom wieku XX i XXI to walka o przetrwanie ogrodu w nowej rzeczywistości politycznej i gospodarczej. Imprezy organizuje się rzadziej i nie z tak wielką pompą. 19 sierpnia 2017 r. odbyła się Biesiada Literacka „Pod Jabłonką” zorganizowana przez Stowarzyszenie Literackie W Cieniu Lipy Czarnoleskiej. Ciekawym „rodzynkiem” w książce jest wspomnienie działkowiczki, Marii Sucheckiej pt. „Z powodu agrarnych genów czyli wyznania działkowej pionierki.”

Jak potoczyły się dalej losy Rodzinnego Ogrodu Działkowego „Krokus”, można przeczytać w wydanej historii z okazji 45-lecia, którą zebrał i opracował Robert Bogusłowicz.




Strona tytułowa odnalezionej Kroniki Pracowniczego Ogrodu "Krokus".

Dożynki w roku 1990.
Biesiada Literacka "Pod Jabłonką" zorganizowana przez Stowarzyszenie Literackie W Cieniu Lipy Czarnoleskiej w 2017 r.
Widok ogrodu z torów kolejowych


Wejście na ogród.
Fragment Referatu Sprawozdawczego z działalności zarządu ogrodu "Krokus" za okres 1985/1986 sporządzony przez prezesa Czesława Cecha.
Jak można się doczytać, problem ze śmieciami na terenie ogrodu nie jest nowy, a raczej był on od samego początku. I to dzisiejszym prezesom ogrodów zajmuje większość czasu.

Transparent uratowany z płomieni w 1985 r.
Legitymacja





piątek, 2 kwietnia 2021

Danuta Mysłek

Poetyckie wspomnienia Krystyny W. Stefańskiej


W Dniu Kobiet przestrzeń kawiarni Muza przy Osiedlowym Domu Kultury na jeleniogórskim Zabobrzu wypełniała interdyscyplinarna sztuka - poezja na przemian z muzyką dostarczały kulturowych wrażeń licznie zgromadzonym.

Na każdym stoliku czekały na panie wiosenne żonkile, a członek naszego stowarzyszenia Jerzy Tański, jak niegdyś w Dzień Kobiet obdarował Panie tradycyjnie wręczanym wówczas goździkiem.

Spotkanie z cyklu ars poetica otworzyła Dominika Krop z ramienia Osiedlowego Domu Kultury, oddając głos prezes Stowarzyszenia Literackiego w Cieniu Lipy Czarnoleskiej Danucie Mysłek. Po powitaniu przybyłych zaproponowała, by uczcić minutą ciszy pamięć poety Huberta Horbowskiego i zmarłego przed rokiem Klemensa Grzesika przyjaciela tej grupy literackiej.

Prezes na wstępie wystąpienia przywołała słowa portugalskiego noblisty z dziedziny literatury José Saramago: Każdy dzień jest kawałkiem historii, nikt nie jest w stanie opowiedzieć jej do końca". Nie opowiedziała jej również Krystyna Wanda Stefańska, autorka debiutanckiej książki pt. Inspirowane nie tylko pandemią – dodała.

Zachęcając do sięgnięcia po książkę Krystyny Wandy Stefańskiej Danuta Mysłek podkreśliła nie tylko jej wielogatunkowość literacką. Zwróciła uwagę na bogaty wachlarz wypowiedzi zawartych w książce. Jest to historia widziana oczami zalęknionego dziecka w czasie okupacji sowieckiego, a później niemieckiego agresora, dorastającej panny i tak dziś już seniorki, aktywnej seniorki. Zamknięta w domu, jak wielu z nas, z powodu pandemicznych ograniczeń, owocnie spożytkowała czas. Napisała własną historię, tworząc wypadkową historii narodu. Dała w niej wyraz własnej tożsamości. Pozostawia po sobie ślad, oddając w ręce czytelnika owoc pracy twórczej.

Zarówno reportaż historyczny osadzony na historii dziejów rodu, czy też elegie poświęcone zmarłym, a także wiersze determinowane pandemią i jej skutkami noszą piętno okoliczności zdarzeń, są wyrazem wspomnień. Czasami czytelnik odnosi wrażenie, że autorka podejmuje próbę odnalezienia się w kosmosie codzienności po dotkliwych doświadczeniach osobistych. Nie o wszystkim chciała czytelnikowi opowiedzieć – dodała D. Mysłek. - Każdy nosi w sobie i zawiłość dziejów, i możliwą a niespełnioną odmianę swego losu - zakończyła prezes Danuta Mysłek za Janem Parandowskim.

Bloki tematyczne: Czas żniw covidu-19; Zmiana nastroju; Proza życia zamiast aneksu; Zachowane w pamięci.

Wiersze czytali przyjaciele Krystyny. Zespół śpiewaczy „Szklarki” działający pod patronatem Piechowickiego Ośrodka Kultury, pod kierownictwem Urszuli Musielak, uświetnił spotkanie repertuarem o miłości, o tęsknocie za Wileńszczyzną, dopełniając tym samym słowem śpiewanym obrazy malowane słowem autorki w książce.















czwartek, 1 kwietnia 2021

Małgorzata Brzezińska - poleca książkę nie tylko na Wielki Tydzień.

 W obliczu nieuchronności

 

Warszawie nastała prawdziwa, słoneczna wiosna, ale kończący się Wielki Tydzień nastraja refleksyjnie. Jestem właśnie po lekturze książki, która przypadkowo wpadła mi w ręce, holenderskiej pisarki Jacoby van Velde „Duża sala”. Tematyka powieści raczej niezbyt popularna w literaturze, bowiem jest to opisanie samotności ludzi w domach opieki w ostatniej fazie życia, studium starości i umierania. Książka wymusza przemyślenia o sensie egzystencji, uzmysławia istnienie trudu podejmowania bardzo ważnych, często gorzkich decyzji. Przeżycia staruszki oraz dylematy jej córki, zmuszonej do podjęcia walki między miłością do matki a problemami narzucającymi przymus oddania jej do domu starców, przeplatają się ze sobą.

Te same wydarzenia, fakty, uczestniczące w nich osoby w swoich relacjach interpretują w zgoła odmienny sposób. Inaczej przeżywa je matka oddana do domu opieki, a inaczej i dojeżdżająca coraz rzadziej do niej córka.  Zdarzenia pokazane są w monologach wyłącznie tych dwóch kobiet. Rzeczywiście międzypokoleniowe relacje (różne spojrzenia na te same kwestie, to jednoczesne splatanie się i podążanie w tę samą stronę bądź rozdzierające mijanie się dotyczące tych samych spraw) obarczone są ogromnym ładunkiem emocjonalnym. Poczucie wyalienowania starszej pani, zadziwienie nową otaczającą rzeczywistością, uczenie się nowych zachowań w nieadekwatnym do oczekiwań środowisku aż do zobojętnienia i pogodzenia się z niemożliwością odwrotu. Finałowe sceny wywołały łzy w moich oczach.
Niesamowita książka! Autorka przedstawia kwestie egzystencji w tak realistyczny, budzący niepokój, może nawet przerażenie sposób. Oczywiste prawdy zbliżającej się nieuchronności, której świadomość chyba każdy stara się odsunąć od siebie, nie zastanawiać się nad nią, myśląc, iż jego to nie dotyczy. Refleksyjność tej pozycji literackiej wydaje mi się jak najbardziej odpowiednia na czas Wielkiego Postu. Jej lektura zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Wkraczam w wiek, który każe mi myśleć o tym, co po śmierci. Wyłącznie wiara w Boga pozwala na godne przygotowanie się do przekroczenia granicy życia i wejścia do Domu Ojca.