sobota, 23 stycznia 2021

Maria Suchecka - kiedy kobieta silniejsza jest niż armia

 Niezwykła kobieta

 

Europa jest naszym najbliższym światem. Media podają informacje o wojnach domowych na Bliskim Wschodzie, o zamachach stanu, o atakach terrorystycznych. Żywimy się tą strawą ale tak naprawdę nasza wiedza o tym, co dzieje się na naszym globie, jest znikoma. Musiałam dopiero wziąć do ręki „Szturmując niebo”, by dowiedzieć się, co w ostatnich dziesięcioleciach działo się w głębi Azji.

Rozpadł się Kraj Rad. Uniezależniły się między innymi takie kraje, jak Łotwa, Litwa, Estonia, Ukraina. Uzyskały też niepodległość kraje z południa Związku Radzieckiego. Nie wszystkie jednak cieszą się choćby ograniczoną wolnością u boku Wielkiego Brata.

Wspomniana biograficzna powieść Alexandry Cavelius poświęcona jest niezwykłej kobiecie Rebiji Kadir. Ona opowiada o swojej ojczyźnie, dawnym Turkiestanie Wschodnim. Zamieszkują je Ujgurzy, o tureckim rodowodzie, dumni ze swojej kultury i tożsamości. Ta kraina jest częścią Chin. Nazywa się Regionem Autonomicznym Siangkiang. Ujgurzy bronią swojej tożsamości. Rabija wspomina, że od 1949 do 1972 roku Ujgurzy zorganizowali sześćdziesiąt większych protestów, które kosztowały życie 360 tysięcy ludzi. Około pół miliona znalazło się w obozach pracy.

Urodzona w 1948 roku Rabija Kadir należy do ruchu oporu. Ale mimo to weszła w strukturę Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych Regionu Autonomicznego Siangkjang. Bardzo piękna, bardzo zdolna, bardzo pracowita i dynamiczna osiągnęła to, co w Chinach okazało się możliwe. Kiedy gospodarka zaczynała być uwolniona, ona zajęła się handlem, produkcją, zbudowała w swoim regionie największy i najbardziej okazały wielopiętrowy dom towarowy. Okazało się, że niewiele może zdziałać zasiadając w strukturach władzy. Dalej czuła się Ujgurką i walczyła, ale bezskutecznie o prawa dla swojej nacji. Powoli traciła wszystko, co uzyskała. Zdołała zapewnić wyjazd do USA mężowi Sidikowi, który był intelektualistą, ale nie miał duszy wojownika. W Ameryce wraz z dziećmi mógł po swojemu służyć Ujgurom, pokazując światu dyskryminację i prześladowanie swojego narodu. Za jego aktywność żona płaciła w Chinach utratą stanu posiadania i uwięzieniem.

W 1999 roku została uznana przez Amnesty International więźniem sumienia. Od lat jest kandydatką do Pokojowej Nagrody Nobla. Sława tej bojowniczki umożliwiła jej emigrację wraz z pozostałymi dziećmi do Ameryki, gdzie dalej toczy walkę o równość i demokrację.

Żeby poznać współczesne Chiny, los Ujgurów i niezwykłość tego narodu, należy koniecznie wziąć do ręki „Szturmując niebo”, książkę o wielkiej miłości i wielkim umiłowaniu wolności. Rebija urodziła jedenaścioro dzieci, nie rezygnując z walki o wolność. To niezwykła kobieta i niezwykłe są jej losy.

Alexandra Cavelius „Rebija Kadir Szturmując niebo, opowieść o życiu chińskiego wroga numer jeden”. Przełożyła Urszula Poprawska ,Wydawnictwo Czarne, 2011.

środa, 6 stycznia 2021

Anastazja Daniłowiczowa - poleca ciekawą lekturę o nielekkim życiu.

 Lekki jak gołąb

 

 Aktor i scenarzysta są przyjaciółmi i tworzą świetny tandem. Aktor to Henryk Gołębiewski, a jego przyjaciel to Tomasz Solarewicz. Tytuł ponad dwustustronicowego wywiadu „Zygzakiem przez życie” wskazuje na biograficzne meandry Henryka. Jest warszawiakiem z urodzenia. Pochodzi z wielodzietnej rodziny: sześciu braci i trzy siostry. Ojciec musiał zarobić na tę gromadkę, a matka oprać, wyżywić i utrzymać w ryzach dziecięcy żywioł. Nikt by się nie spodziewał, że wypatrzy zgraję wisusów reżyser Janusz Nasfeter, szukając dzieci do filmu „Abel, mój brat”. Z tej gromadki ostał Henio, szczupły, z doskonałą pamięcią i ewidentnym talentem aktorskim. Nie imała się trzynastolatka trema, potrafił płakać na zawołanie, tak jak potem płakali widzowie na sali kinowej. Potem były „Wakacje z duchami” i „Podróż za jeden uśmiech”. W książkowym wywiadzie Gołębiewski mówi, że to nie było aktorstwo, ale znakomita zabawa pełna figlów i wygłupów. Heniek zagrał w jedenastu filmach, a nastoletni widzowie go uwielbiali.

Szybko przejął go do swoich filmów Stanisław Jędryka o tematyce młodzieżowej i absolutnie się nie zawiódł. A nastolatkowie grali u boku wielkich aktorów.

A życie toczyło się dalej. Gołębiewski nauczył się wielu pożytecznych zawodów. Znajomi mówili, że w budowanym domu potrafi wszystko zrobić od murarki po instalatorstwo.

O takich mawia się, że mają złote ręce. Niekiedy chuliganił, niekiedy, jak ojciec i większość mężczyzn z tego pokolenia przebrał miarę w napojach wyskokowych. W rozmowie z przyjacielem niczego nie wygładza i nie tuszuje. Odsłużył wojsko, zakochał się, ożenił i pochował Mirę, jak to bywa w melodramatycznych scenariuszach. Ale życie nie znosi próżni, więc pojawiła się Marzenna, a potem ich córeczka.

Po dwudziestu latach wrócił do filmu i zadziwił główną rolą w „Edim”, zbierając ważne nagrody na ważnych festiwalach. Z kabaretem Goło i Wesoło objechał wiele krajów. Choć nie skończył studiów aktorskich, jest człowiekiem spełnionym.

Rozmowę obu przyjaciół uzupełniają fotografie z rodzinnego i zawodowego archiwum.

Ostatnio ktoś na tej stronie internetowej zachęcał do zimowej wakacyjnej lektury. Zapewniam, że warto na ferie dla trzech pokoleń: dziadków, rodziców i dzieci zaopatrzyć się w biograficzną książkę: „Henryk Gołębiewski zygzakiem przez życie”, której autorem jest Tomasz Solarewicz. To będzie powrót do trudnej, ale radosnej młodości.

Tomasz Solarewicz „Henryk Gołębiewski zygzakiem przez życie”, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA S A,Warszawa 2016.

sobota, 2 stycznia 2021

Jadwiga Wierzbiłło - początek roku z lekkim kryminałem.

 Z dziećmi na feriach

 

 Takiej długiej zimowej przerwy nie było. Na stoki wybrać się nie można, świetlice, kluby i kina pozamykane, a tymczasem podczas wydłużonych ferii wolnych godzin co niemiara. I dzieci, i młodzieży, i rodziców również, jeśli pobrali urlopy. Wobec tego wszystkim pokoleniom rekomenduję kryminalną powieść Roberta van Gulika, holenderskiego dyplomaty, sinologa, miłośnika literatury i sztuki chińskiej. Co prawda w Waszym cyklu rekomendowanych pozycji literackich już przedstawialiście dorobek tego autora, ale zapewniam, że van Gulika nigdy za wiele, zwłaszcza kiedy obrzydną komuś seriale i gadające przemądrzałe głowy na telewizyjnych ekranach albo w Internecie.

Gulik napisał kilkanaście powieści inspirowanych postacią sędziego Di Ren Jie, który żył w siódmym stuleciu w Chinach za panowania dynastii Tang. Niesamowite walory tego skośnookiego jurysty zadziwiały współczesnych, obrosły dziesiątkami opowieści przekazywanych z pokolenia na pokolenie a potem wykorzystywanych w literaturze kryminalnej.

Wszystkie wspomniane powieści mają tytuły zaczynające się od Di, nazwiska sędziego, po którym podany jest skrótowo główny wątek. Tym razem tytuł zapowiada, że treścią powieści będzie „Sędzia Di i morderstwo w Kantonie”. W poprzednich powieściach tego cyklu Di pełnił rozmaite ważne funkcje, a dla swoich zasług awansował coraz wyżej, by tym razem pojawić się jako przewodniczący Sądu Stołecznego, czyli człowiek pełniący najwyższą funkcję w prawniczej hierarchii. Przyjeżdża do dużego portowego miasta. Tu, w Kantonie, ma wyjaśnić, co stało się z cesarskim cenzorem, który wcześniej miał służbowo skontrolować miasto.

Di ma przy sobie dwóch asystentów. Zachowują w konspiracji cel tej misji, ale starają się wytropić, którędy podążał cenzor. Tylko że on już nie żyje, podobnie jak towarzyszący mu lekarz.

Na scenie zdarzeń pojawia się i zostaje zamordowana Zummurud, bardzo piękna arabska tancerka, korzystająca z opieki zagadkowego sponsora. Podobny los spotyka żonę prefekta Kantonu. Czytelnik zastanawia się, kim jest niewidoma dziewczyna, która sprzedaje świerszcze i jaką rolę odegrają szesnastoletnie śliczne bliźniaczki.

Mężczyźni, skłonni do bigamii, chętnie sobie poczytają o notablach posiadających po kilka żon i nawet jeszcze więcej oficjalnych konkubin, nie licząc niewolnic. Młodzi czytelnicy z wypiekami na twarzy będą śledzić skomplikowane intrygi, a chyba wszyscy z przyjemnością poznają realia odległej epoki, czyli VII wieku w Chinach. Zobaczą, jakie napięcia rodzi kontakt Chińczyków z Arabami i z na pozór prymitywnym, sponiewieranym, ale sprytnym plemieniem bytującym na rzecznych barkach. Każda nacja ma swoje charakterystyczne cechy, negatywni bohaterowie są podli i nikczemni, a pozytywni odznaczają się odwagą i mądrością. Dzieci przeczytają tę powieść jak bajkę, a lekturę ułatwi umieszczony na początku spis bohaterów, zaś w kolejnych rozdziałach czarno-białe ilustracje, wspomagające obraz postaci.

Na pewno powieść sinologa ma walor poznawczy i z całą pewnością zapewni lekką rekreację. Więc warto wybrać się po nią do najbliższej biblioteki.

Robert van Gulik „Sędzia Di i morderstwo w Kantonie”, przełożyła Katarzyna Komorowska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2007.