czwartek, 19 sierpnia 2021

Anastazja Daniłowiczowa - poleca prawdę i fałsz pisarki z przeżyciami

 Iluzja równych szans

 

Coś ostatnio ucichły uliczne manifestacje w obronie równości płci, w sprawie swobodnego wyboru orientacji seksualnej i właśnie teraz trafiła do moich rąk powieść obrończyni praw kobiet, Holly Bourne „I co o mnie powiesz?”. Jej bohaterką jest pisarka, autorka ogromnie wziętej powieści, która traktuje o losie dziewczyny 25-letniej, przeżywającej ostry kryzys emocjonalny. Spotkał ją miłosny zawód, zmienia środowisko, by wyleczyć zranione serce i zranioną dumę i nieoczekiwanie spotyka mężczyznę, który wyleczy ją z tych bolesnych zawodów i uczyni ją szczęśliwą. Bohaterka wplata do powieści wątki autobiograficzne. Czytelniczki ją uwielbiają. W europejskich stolicach odbywa spotkania autorskie, książki nie musi promować, gdyż czytelniczki za nią szaleją. To znaczy i za powieścią, i za autorką. Na spotkaniach domagają się informacji, czy w realu wciąż trwa ten szczęśliwy, satysfakcjonujący związek. A ona odpowiada, że tak, że ten przypadkowo spotkany mężczyzna w pełni zaspokaja jej oczekiwania, więc i wszystkie rozczarowane czytelniczki, które przeżyły lub przeżywają swoje zawody, nabierają nadziei, że i one mogą jeszcze być szczęśliwe u boku wymarzonego mężczyzny.

Tylko że od czasu, kiedy bohaterka przeżywała swoją miłość tak nieoczekiwanie spełnioną, mija właśnie prawie siedem lat. A bohaterka wciąż trwa w tym związku, ale bynajmniej to nie jest pełnia szczęścia. Owszem, wydawnictwo niecierpliwie czeka na drugą powieść, czekają również zachwycone czytelniczki. Tymczasem bohaterka doświadcza twórczej obstrukcji, gdyż jej założeniem jest pisać prawdę, ale ta prawda bynajmniej nie rozraduje czytelniczek. Bohaterka bowiem doświadcza czegoś w rodzaju wyjałowienia uczuć. Seks, taki upojny na początku, już nie satysfakcjonuje żadnej ze stron, więc bywa rzadszy, Nastroje uniesienia zwiotczały. Bohaterka – pisarka coraz częściej dochodzi do przekonania, że jej partner ma więcej czułości dla ich wspólnego kota, niż dla niej. A tymczasem czas biegnie. Koleżanki ze studiów coraz częściej manifestują na internetowych portalach, jakie robią kariery, jakich wspaniałych mężczyzn spotykają, ale niestety te związki nie są długie, choć czasami ku zdumieniu rówieśniczek kończą się mariażem. Nasza bohaterka udaje przed sobą i przed partnerem, a także przed koleżankami, że jest spełniona i szczęśliwa, że nie marzy ani o dziecku, ani o rodzinie, a jej delikatne i rzadko formułowane pytania na temat dalszego ciągu jej związku są przez niego zbywane milczeniem. Aż przychodzi moment, że jej najlepsza przyjaciółka Dee, jedna z tych po nieustabilizowanych, rozczarowujących związkach poznaje mężczyznę, który zakochuje się w niej na zabój. A na dodatek jest bardzo dobrze sytuowany, otacza ją zbytkiem i niebawem okazuje się, że zawiodły środki antykoncepcyjne i dziewczyna zachodzi w ciążę, którą jej partner przyjmuje ze szczerą radością. A kiedy rodzi się dziewczynka, kupuje pierścionek i prosi matkę noworodka o rękę.

I wtedy Tor – bohaterka – pisarka z wielkim sukcesem odkrywa własny fałsz. Wcale nie jest szczęśliwa. Wcale nie odrzuca macierzyństwa i rodziny. Demaskuje własne przerażenie faktem, że czas biegnie nieuchronnie i biologiczny zegar w pewnym momencie odrzuci możliwość macierzyństwa. Zatem mężczyzna i kobieta nie mają równych szans. Ale wyzwolonym dziewczynom bardzo trudno się do tego przyznać. Koleżanka, ta szczęśliwa matka pisze do Tor: „Trzeba siły, by odrzucić to wszystko, co świat nakazuje ci robić (...) A co do twojego związku, bez znaczenia jest, jak to się potoczy. Tor, dasz sobie radę, bo jesteś silna i walczysz o życie, na jakie zasługujesz”.

Krytycy piszą, że każda kobieta powinna przeczytać tę powieść. Przeczytałam i stwierdziłam, że mają rację.

Holly Bourne „I co o mnie powiesz?” Tłum. Marta Faber. Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2019.

środa, 11 sierpnia 2021

Daniel Rzepecki - poleca ucieczkę od złych dni

 Wrażliwość romantyka


 Marek Grechuta 

ur. 10 grudnia 1945 w Zamościu, zm. 9 października 2006 w Krakowie

Komu znudzi się bylejakość, niech weźmie do ręki na resztę wakacji monografię poświęconą Markowi Grechucie. Książkę napisał Wojciech Majewski, syn jazmanna Henryka, brat Roberta, kompozytora i trębacza, a sam jest muzykiem, zauroczonym poetą, piosenkarzem, który wywarł wpływ na jego pokolenie. Kiedy muzyk pisze o innym muzyku, wiadomo, że wprowadzi czytelnika w piękno i bogactwo tej dziedziny sztuki. Kto nie jest melomanem, a pozostaje pod urokiem Grechuty, w trakcie tej lektury wzbogaci się o wiedzę muzyczną.

Im dłużej żyję, tym głębszego przekonania nabieram, że ludzie dzielą się na cyników i romantyków. Trywialność tych pierwszych odbiera radość życia, a wrażliwość tych drugich pozwala szukać wokół nas tego, co jest piękne. Marek Grechuta właśnie taki był. Romantyk. Czytelnik poznaje bogactwo jego osobowości nie tylko z autorskiej relacji zdarzeń i opisów postawy tego wszechstronnego artysty, ale również z cytowanych opinii, które Majewski przytacza ustami tych, którzy Grechutę poznali, zauroczyli się nim, wzbogacili swoją własną osobowość. Majewski przytacza między innymi opinie Jana Pawła Pawluśkiewicza, Grzegorza Turnaua, Krystyny Jandy, Jerzego Stuhra i Maryli Rodowicz. Wypowiedzi samego Grechuty wskazują na to, czym dla niego była sztuka. Wybierając kierunek studiów, postanowił zostać architektem, gdyż ta specjalność łączy w sobie różne dziedziny piękna. Okazało się jednak, że ona nie wyczerpuje możliwości talentu przyszłego piosenkarza, poety i malarza.

Twórczość Marka Grechuty zdumiewa i zachwyca tym, że szukając własnego wyrazu artystycznego, nie odrzuca klasycznej spuścizny. Potrafi zainspirować się Mickiewiczem i Chopinem a także innymi twórcami z przeszłości, a sięgając do późniejszych tekstów literackich, dociera do Witkacego i odkrywa jego rewelacyjną nowoczesność wyrazu. Moje pokolenie pozostawało pod urokiem repertuaru zespołu ANAWA, który był jego dziełem. Rozstając się z architekturą, którą w końcu i tak ukończył, doskonale rozwinął swoje możliwości twórcze. Komponował muzykę do tekstów, które go urzekły, pisał własne słowa, zdobywał nagrody festiwalowe, miał szeroki krąg fanów, takich jak on wrażliwych romantyków, głodnych piękna w życiu i sztuce. W końcu te liczne występy spustoszyły siłę artysty, chronił się od natłoku doznań w malarstwie. Ulubionym motywem jego obrazów był kwiaty. Zresztą już wcześniej malarstwo dostarczało mu inspiracji, stąd piosenki „wyzwolone” twórczością wybitnych malarzy początku minionego stulecia.

Jan Kanty Pawluśkiewicz powiedział o Grechucie: „W wieku 22 lat Grechuta był już świadomym artystą wielkiej klasy, który w ciągu jednego roku wykreował styl utrzymywany przez całe życie. Gdy graliśmy koncert, już po dwóch utworach na sali panowało całkowite skupienie. Marek miał w sobie cały kosmos, emanował czymś trudnym do opisania”. A dalej Majewski pisze od siebie: „Grechuta (...) skłaniał się ku ucieczce od rzeczywistości, a nie kontestacji. Wybierał świat wykreowany przez siebie samego – krainę poezji, miłości, fantazji”. I zbudował taki świat, poślubiając dziewczynę, którą kochał całe życie.

Podobnie jak wszystko, co piękne. Mówił: „Sztuka pozwala człowiekowi oderwać się od rzeczywistości. Staje się azylem, odnawia duchowo... Ja zawsze traktowałem moje koncerty jako ucieczkę od złych dni. Myślę, że podobny mechanizm działał u mojej publiczności – ludzie przychodzący na koncert szukali innych barw, uczuć, których nie znajdowali w codziennym życiu”.

Wojciech Majewski „Marek Grechuta. Portret artysty”. Wydawnictwo Znak. Kraków 2006.

niedziela, 1 sierpnia 2021

Rafał Brzeski - poleca

 Jeleniogórzanin w Nepalu

 

Doprawdy żałuję, że bywając wielokrotnie w Jeleniej Górze, nie miałem okazji spotkać Rafała Froni. To znakomity himalaista, a kiedy pod świeżym wrażeniem, jakie wywarła na mnie jego książka „Rozmowa z górą” dzieliłem się zachwytem z przyjacielem, zakorzenionym pod Karkonoszami, powiedział mi: „Ależ ja spotkałem tego człowieka Gór, słuchałem jego wystąpienia pod pomnikiem w Kotle Łomniczki, tam gdzie dziesiątki lat temu lawina pochłonęła radzieckich studentów.” I dodał, że to wystąpienie autora „O drodze, o poszukiwaniu siebie” (tak brzmi podtytuł książki) było ogromnie interesujące. Nic dziwnego. To, co ten człowiek przeżył w wysokich szczytach, może wystarczyć na niewyczerpaną opowieść.

Rafał Fronia najpierw wydał „Anatomię Góry”, uznaną za bestseller, a teraz tu rekomendowaną pozycję ze wspomnianym nadtytułem. To jest reportaż, dokument z wędrówki, uzupełniony fotografiami, które wraz z treścią natychmiast rodzą w czytelniku pragnienie, by wybrać się śladami autora. Zresztą pod koniec książki zachęca, by podjąć to wyzwanie i ruszyć na szczyty tego globu, najlepiej na te najbardziej wysokie i wyniosłe. Dopiero z tej perspektywy człowiek może zajrzeć w głąb siebie, rozpoznać, co zostawił tam na dole, inaczej spojrzeć na ziemię, w której zjawił się tu i teraz. Książka jest znakomita. Opisy szczytów zasnutych chmurami, schodzących lawin, szalejących zamieci, opisy Tybetańczyków obojga płci, którzy nie znają innego miejsca ani innego bytowania, jak służba górom i tym, którzy kochają je taką miłością, że ryzykują dla nich życie.

Autor opisuje wyprawę na Manaslu w Nepalu, na jeden z najwyższych i najtrudniejszych do zdobycia w Himalajach ośmiotysięczników. Autor pisze: „To Góra rozległa, groźna, trudna do zdobycia. Dla himalaistów dostępna dopiero od 50 lat zeszłego wieku, kiedy to miejscowe władze udzieliły pozwolenia na wejście na Manaslu”. Pierwsi dokonali tego Japończycy, ale musieli podjąć trzy próby, aż w maju 1956 roku dokonali tego skutecznie. Polacy przeżyli ten tryumf na przełomie roku 1983/84.

W pewnym momencie przy lekturze „Rozmowy z Górą” zabrakło mi kartek. Po prostu wiele fragmentów było tak pięknie napisanych, że zaznaczałem miejsca, by je potem łatwo odszukać i przenieść do mojego schowka w komputerze, gdzie lokuję najbardziej zdumiewające, piękne fragmenty i literatury pięknej, i dokumentalnej.

Chciałem i tutaj zacytować kilka opisów gór, wąwozów, potoków, lawin, a ponadto zachowań tubylców, rozległości przygotować do wyprawy, zdumiewająco obfitego wyposażenia, posiłków i surowców do ich przyrządzenia. Nic z tego, zająłbym całą pojemność tej strony internetowej, bo zawierają najczystszą poezję, a ponadto olbrzymią wiedzę podróżniczą i psychologiczne rozważania o naturze ludzkiej. O marzeniach człowieka i o niespełnieniach, ale też pozycja ta ma wartość edukacyjną, uczy samowiedzy, pozwala pojąć, że nie wszystko jest do sięgnięcia, a nie zawsze wystarczy życia na spełnienie marzeń. Ale marzyć trzeba.

Co wrażliwszy czytelnik może się żachnąć na dosadność niektórych sformułowań, na użycie wyrazów uznanych za obsceniczne lub wulgarne, ale trzeba wziąć poprawkę na ekstremalne warunki, w jakich przebiega wyprawa, na emocje, które wyzwala. Mnie osobiście te „przerywniki” nie rażą, bo wzmacniają emocje i dodają wyrazistości opisom sytuacji. Tym bardziej, że Rafał Fronia spisuje je na gorąco, korzystając z dobrodziejstwa elektroniki i pojemności nośników pamięci. Reszta została przywołana z pamięci już po powrocie, po dwóch miesiącach trwającej wyprawy. 

To jest imponujący warsztat pisarski.

Rafał Fronia „Rozmowa z Górą”, Wydawnictwo SON, Kraków 2019.