niedziela, 27 grudnia 2020

Michał Zasadny - i wielkość ma swoją cenę.

 Zapis znad krawędzi

 

 Zamieściliście na tej stronie parę tygodni temu omówienie powieści Jacka Kerouaca „Włóczędzy dharmy”, a ponieważ zawsze interesowało mnie życie artystycznej bohemy, postanowiłem przeczytać „W drodze”, jak wspomniano, najwybitniejszą powieść tego amerykańskiego pisarza, uznawanego za jednego z czołowych prozaików USA minionego stulecia. Niestety nie dotarłem do tej kultowej dla Pokolenia Bitników powieści, ale trafił do moich rąk „Big Sur”. We słowie wstępnym autor wyznaje, że jest to opowieść o nim samym. Ukazała się drukiem w roku 1962, ale we wspomnianym wstępie Kerouac zapowiada: „Na starość zamierzam wydać wszystkie moje powieści jako dzieła zebrane, przywrócić w nich panteon ujednoliconych nazwisk, zostawić po sobie długą półkę pełną książek i umrzeć szczęśliwym.” Kiedy pisał te słowa, miał już ugruntowaną sławę i siedem wydanych powieści. „Big Sur” była ósmą. W jego przypadku spełniła się prawidłowość, że kiedy zdobędzie się sławę i popularność, zachwyci wszystko, co wyjdzie spod pióra autora. Niestety swojego zamiaru nie zrealizował. Zmarł siedem lat później, a zgon nastąpił wskutek krwotoku do jamy brzusznej. Miał zaledwie 47 lat.

Taki koniec był nieuchronny. Poprzedziły go długotrwałe stany depresyjne, wręcz paranoidalne. Pochłaniany w wielkich ilościach alkohol oraz inne używki niszczyły organizm. Oczywiście w chwilach refleksji podejmował postanowienia, by ograniczyć ten zgubny tryb życia. Właśnie rekomendowana w tym miejscu powieść jest wręcz klinicznym zapisem próby wydobycia się z potrzasku uzależnienia. Pisarz nie miał wsparcia w podtrzymującej, a właściwie ratującej miłości. Swobodne zmiany partnerek nie służyły stabilności związków. Zresztą i kobiety wyzwolone z tradycyjnych zasad nie były zbytnio skłonne do akcji ratowniczych. Tą absolutnie wierną miłością pozostawała matka. To ją w psychotycznych stanach błagał na odległość o modlitwę. Wszystkie praktyki azjatyckiej, w tym buddyjskiej duchowości, okazywały się nieskuteczne.

No więc pisarz wyjeżdża z podobnymi sobie do górskiej chatki. Już kiedyś wybrał się w to piękne, dzikie miejsce, by oczyścić się z miejskich toksyn. Przyjaciel udostępnił mu to ustronie na sześć tygodni. Wytrzymał trzy. Kiedy teraz zjawił się na Big Sur, towarzyszące mu osoby utrwalonym stylem życia nie dawały żadnej możliwości na podjęcie zdrowego, jak byśmy powiedzieli, stylu życia.

Wiem, że stowarzyszenie, które firmuje tę stronę, prowadzi działalność literacką, w tym wydawniczą. Mam sporo wątpliwości, czy bez wahania wydalibyście tę książkę, pozbawioną dyscypliny stylistycznej, a zamykający ją poemat „MORZE odgłosy Pacyfiku w Big Sur” z trudem uznalibyście za materiał drukowalny. Powiedziałbym, że mamy tu do czynienia z językową anarchią, a próba zapisania odgłosów rozszalałego żywiołu okazała się jednak trudnym zadaniem ale nie dla autora, tylko dla czytelnika, który chciałby poobcować z poezją piękną, mądrą, poruszającą refleksje i emocje. Przy dobrej woli można poemat uznać za eksperymentalną poezję. Ale dla celów warsztatowych i poznawczych przeczytać warto.

Jack Kerouac „Big Sur”, przełożył Maciej Świerkowski, Wydawnictwo W.A B, Warszawa 2011.

czwartek, 24 grudnia 2020

Daniel Rzepecki - niekończąca się walka o władzę: wczoraj, dziś, jutro.

 Po prostu niewyobrażalne

 „Czynienie dobra łączy, czynienie zła rozłącza”.

(Michel Houellebecq)

 

Kiedy Polacy cieszyli się transformacją, uwalniali się od komunistycznych obciążeń, a wszystko odbywało się w zasadzie pokojowo, południowa Ameryka wstrząsana była oporem przeciwko rządom dyktatorów. W niewielkim kraju, jakim jest Gwatemala, trzydzieści sześć lat trwała wojna domowa. Panowały tutaj chaos i anarchia. Siła była w rękach wojska, kolejne skorumpowane rządy nie panowały nad sytuacją, polityczne mordy eliminowały każdego, kto próbował przeciwstawić się wręcz kryminalnym porządkom. Ale i tam nie zabrakło ludzi zdeterminowanych i odważnych, którzy chcieli pokazać światu przemoc, nędzę i bezprawie. Oni to właśnie połączywszy siły opracowali raport „Gwatemala. Nigdy więcej”.

To czterotomowe opracowanie liczyło 1400 stron. Raport zawiera wstrząsające relacje. Oto jedna z nich: „Zarąbali ich meczetami, udusili lub zastrzelili. Dzieci chwytali za nóżki i roztrzaskiwali o drzewo, a drzewo, o które roztrzaskiwali dzieci, uschło...”

W rzetelnym, poprzedzonym gruntownymi dziennikarskimi dociekaniami „Sztuka politycznego morderstwa, czyli kto zabił biskupa” Francisco Goldmana można przeczytać, że wspomniany raport zawiera podsumowanie „zaginięć, masakr, morderstw, tortur i codziennej przemocy (…). Szacuje się, że w czasie tej wojny zginęło około dwustu tysięcy cywili”. Teoretycznie wojna zakończyła się porozumieniem w grudniu 1996 roku pod nadzorem ONZ. W gruncie rzeczy oportunistyczne siły funkcjonowały w dalszym ciągu i wywierały wpływ na sytuację w kraju. Potęgowała się przestępczość. Grasowały gangi narkotykowe, porywano ludzi dla okupu, kradziono samochody, zabójstwa na zlecenie były na porządku dziennym.

Do sił, które zabiegały o opanowanie chaosu i bezprawia należał Kościół Katolicki, który powołał Gwatemalskie Archidiecezjalne Biuro Praw Człowieka. Jego liderem był biskup Juan Gerardi, a kiedy fetował w pałacu arcybiskupim wraz z innymi współtwórcami raportu ukończenie prac nad tym obszernym dokumentem, miał lat 65. I to był ostatni dzień jego życia. Został zamordowany w przykościelnym garażu o godzinie 22, w niedzielę 26 kwietnia 1998 roku.

Amerykański dziennikarz Francisco Goldman był synem mieszkanki Gwatemali i nowojorskiego Żyda. Badaniu tego politycznego morderstwa poświęcił osiem lat.

Ani rząd, ani armia nie zamierzały uznać, że zabójstwo miało związek z wolnościową działalnością biskupa. Preparowano poszlaki, mające wskazać na homoseksualne i kryminalne podłoże tragedii. Ten wątek powiązano z wikariuszem posługującym w parafii św. Sebastiana, gdzie biskup był proboszczem. Misternie i odważnie prowadzone śledztwo dowodziło jednak zaangażowania elit ze sfer rządowych i wojskowych. Świadków albo zastraszano, albo likwidowano. Jak się okazało, biskup był inwigilowany od wielu miesięcy, w miarę jak postępowały prace nad raportem. Jego śmierć już wcześniej była postanowiona.

Czytelnik wraz z autorem przedziera się przez gąszcz rozmaitych śladów, dociera do rozmaitych świadków, drży o bezpieczeństwo zarówno tych, którzy mieliby coś do powiedzenia, jak prokuratorów i sędziów. Podziw budzi dziennikarka, nieprzekupna i odważna, która funkcjonuje w samym epicentrum zdarzeń. Claudia Mendez Arriaza, bo o niej mowa, była redaktorką „El Periodico”. Podobnych do niej było więcej, pozbawionych strachu i ryzykujących utratę życia.

To ich zasługą jest to, że w ostateczności winni zostają osadzeni dla odbycia kary, choć należą do sfer ludzi bogatych i ustosunkowanych, ale poza prawem pozostają ci, którzy mają możliwości zakonspirowania się w sposób nie do zdemaskowania. Bezpieczeństwo zapewniają im pieniądze i wpływy.


Francisco Goldman „Sztuka politycznego morderstwa, czyli kto zabił biskupa”. Przełożył Janusz Ruszkowski, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.

Życznia Świąteczne

 Drogi Czytelniku!


Niezapomnianych chwil w czasie Świąt Bożego Narodzenia w gronie rodziny.

Niech magia tych świąt niesie radość i wzruszenie, wzajemną życzliwość i optymizm w nadchodzącym Nowym 2021 Roku.


Niech w święta w Twym domu drogi Czytelniku zagości mądrość i zgoda, uśmiech i dostatek.


Niech przez cały rok nie braknie miłości!


W imieniu zarządu prezes Stowarzyszenia Literackiego w Cieniu Lipy Czarnoleskiej

Danuta Mysłek

piątek, 18 grudnia 2020

Bronisław Krzemień - czy w przyszłości czeka nas całkiem nieznana pandemia?

 O gatunku, który sprowadza na siebie zagładę

 

Nowa istota została powołana 27 marca 2029 roku. Nowa istota jest człowiekiem. Długie badania i eksperymenty doprowadziły do powstania osoby, wolnej od płci, która dotychczas decydowała o prokreacji i przedłużeniu gatunku. Seks już nie prowadził do powołania nowego życia, ale bynajmniej nie przestał być źródłem przyjemności. Podczas transmisji tego aktu w mediach padły znamienne słowa, że „...ludzkość powinna być zaszczycona, jest bowiem pierwszym w całym uznanym nam wszechświecie gatunkiem zwierzęcym, który sam stwarza warunki do powstania swojego zastępcy”.

Upływa od tego dnia prawie pół wieku i na świecie błąka się reszta gatunku, który sam siebie uznał za niegodnego dalszego trwania. Nie ma już bólu rodzenia, groźby chorób, szpetoty starości i nieuchronnej perspektywy śmierci.

Jak doszło do tej niezwykłej zmiany, czytelnik dowie się z powieści „Cząstki elementarne” Michela Houellebecqa. O wielkości literackiego dzieła mówi ilość jego wznowień i to, czy doczekało się ekranizacji. Ta powieść w Polsce miała już siedem wydań, a na ekranach kinowych znalazła się w 2006 roku, sześć lat po pierwszym wydaniu książkowym. Pisarz otrzymał za swoją twórczość prestiżowe nagrody, a rekomendowana w tym miejscu powieść została uznana za najwybitniejszą pozycję roku.

Narracja prowadzona jest dwutorowo, na osi losów dwóch braci, którzy mają jedną matkę ale dwóch ojców. Jeden z nich widział rodzicielkę dwa razy, ten drugi raz - przed jej śmiercią. W nim właśnie nastąpiła atrofia uczuć. Michel, bo o nim mowa, nie ma życia osobistego. Odrzuca miłość wspaniałej dziewczyny, wrażliwej i egzaltowanej, kiedy w życiu jest najlepszy czas na emocjonalne spełnienia. Żaden z nich nie zaznał szczęścia w rodzinie. Nieobecność matki, która należała do „pokolenia 68” i była absolutnie wyzwolona z nakazów i zakazów, oczekiwała tylko erotycznego spełnienia w coraz to innych związkach. Brunon, drugi z braci szukał najprostszego źródła przyjemności, a był nim seks. Czas upływał mu na szukaniu erotycznych podniet. W życiu nie czytałem książki, która tak sugestywnie i wyczerpująco opisuje wszystkie możliwe układy seksu indywidualnego, spełnianego w duecie i grupowo, bez żenady, wstydu i skrępowania, a także z przyzwoleniem obsługi hoteli, moteli i kempingów oraz wszystkich miejsc, w których seks był uprawiany.

Jeżeli obaj chłopcy wyrośli zdrowo i zostali wykształceni, to zawdzięczają to nie rodzicom, ale dziadkom, a jedyna miłość, jakiej doświadczali, pochodziła od ich babć. Autor tak przedstawia to pokolenie: „...tacy ludzie istnieli. Ludzie, którzy pracowali przez całe życie, i to pracowali ciężko, kierowani wyłącznie uczuciem poświęcenia i miłości, nie mając wcale wrażenia, że się poświęcają; którzy nie wyobrażali sobie innego sposobu życia niż właśnie oddanie życia innym w duchu poświęcenia i miłości”.

Wywalczona wolność oraz indywidualizm zaczęły nakazywać troski przede wszystkim o siebie, i przede wszystkim zaspokajania egoistycznych potrzeb i niczym niekrępowanych popędów. Ci wyzwoleni „...głosili absolutną zgodę na respektowanie praw jednostki, a nie norm społecznych; sprzeciwiali się wszelkiej hipokryzji, na którą składały się, według nich: moralność, uczucie, sprawiedliwość i litość.”

Powieść Houellebecqa pokazuje stopniowy rozkład współczesnej cywilizacji. Kiedy wszystko jest dozwolone, zaczyna się szukać rozmaitych podniet. Już nie wystarcza ekstremalne przeżycie. Ono musi być utrwalone, puszczone w internetowy obieg.

Śledzę newsy. Ostatnio dowiedziałem się o dziewczynie, która rozpłatała brzuch ciężarnej kobiecie i wyjęła dziecko. Coraz częściej trafiają do szpitala niemowlęta czy kilkuletnie dzieci, które dotknęła furia dorosłych. Przestały działać przez wieki formowane hamulce. Powieść podaje przykłady postępującej degrengolady, literackie lub autentyczne, przykłady dewiacji prowadzących do okrucieństwa.

W tym stanie rzeczy Michel - naukowiec dochodzi do wniosku, że, mówiąc w uproszczeniu, w ludzkich genach jest jakaś skaza. A postęp wiedzy doprowadzi do zmodyfikowania genów.

Michel ma w tym swój udział. Jego badania pozwolą wyprodukować tę istotę, która będzie piękna, zdrowa i szczęśliwa, choć pozbawiona płci, z którą już teraz jest tyle problemów.

Lektura powieści daje gorzką diagnozę tego, co się dzieje w Europie. Rodzi głębokie refleksje. Odwołując się do wybitnych pisarzy, filozofów i moralistów poszerza horyzonty myślowe. I wywołuje etyczne rozterki.

Michel Houellebecq „Cząstki elementarne”, przełożyła Agnieszka Daniłowicz-Grudzińska, wydanie VII, Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2020.

sobota, 12 grudnia 2020

Michał Zasadny - dziwny jest ten świat XXI wieku

 Prawie jak amisze

 

Szwedzka dziennikarka w czasie służbowego pobytu w USA na jednym z towarzyskich spotkań dowiedziała się, że jedna z nowojorskich dzielnic, Williamsburg, jest zamieszkała przez ultraortodoksyjnych Żydów. Postanowiła dotrzeć do społeczności chasydów, którzy pozostają wierni swojej tożsamości od osiemnastego stulecia. Tworzą hermetyczny świat, do którego trudno przeniknąć. Jak pisze Nina Salomin, chasydom poświęcone zostały dwa seriale, cieszące się olbrzymim zainteresowaniem. Jaki rasowy dziennikarz oparłby się pokusie, żeby dotrzeć do świata trwającego niezmiennie we współczesnej rzeczywistości? Zgłosiła temat i pod koniec lat dziewięćdziesiątych minionego już stulecia przez rok, mieszkając w Williamsburgu, 24-letnia redaktorka (prasowa i radiowa) starała się przeniknąć do środowiska, które fascynowało ją coraz bardziej. W swoich reportażach, które wypełniają strony „OK, amen” zmienia nazwiska bohaterów, ale pozostaje wierna zarejestrowanym faktom.

W roku pandemii wróciła do tamtych materiałów i zamieściła je w książce, ostatnie zdania zamieszczając w czerwcu 2020 roku. Odnotowała też, że wielu z tej wspólnoty zachorowało na koronawirusa, a to z powodu ich bliskich kontaktów.

Jak wyznaje, zainteresowanie chasydami wynikało też z osobistych pobudek. Była córką mieszanego małżeństwa; ojca Żydzi nazwaliby „gojem”, a pochodząca z polskich Żydów matka, co prawda zeświecczona w szwedzkim świecie, zachowała swoją etniczną tożsamość.

Czytelnik dochodzi do przekonania, że gdyby w historię nie wpisała się zagłada, to ocalała garstka chasydów nie podjęłaby daleko posuniętych starań, żeby zachować swoją religię i rygorystycznie przestrzegać ponad 300 przykazań, wynikających z Tory. Weszli w nowe życie po wojnie z dyrektywą, że wszystko, co ocalało w ich pamięci, powinno być przekazane następnym pokoleniom.

Chasydzi, mieszkając w swoich osiedlach, posyłają dzieci do wyznaniowych szkół. W jesziwach panuje wysoka dyscyplina, dziewczęta i chłopcy chodzą do oddzielnych klas. Ich wzajemne kontakty są zabronione, chyba że są rodzeństwem. Małżeństwa zawierane są bardzo młodo, aranżują je rodzice, rozpoznając rodowód i głębokość religijnego zaangażowania familii. Kojarzeni narzeczeni spotkają się przed ślubem zaledwie kilka razy, nie przekraczając granic intymności. Zamężna kobieta nie ma prawa pokazać obcemu mężczyźnie włosów, toteż mężatki najczęściej je golą i noszą peruki. Ich mężowie nie dotykają obcych kobiet, nawet nie patrzą w ich stronę. To ma zapewnić wierność i odporność na pokusy. Bo pokusa może prowadzić do zamącenia czystości rodu i splamić honor. Im więcej dzieci w rodzinie, tym większe uznanie i szacunek w tej społeczności.

Chasydzi nie chodzą do kina, nie oglądają telewizji, nie słuchają radia i nie biorą do rąk świeckich gazet. W tym rygoryzmie podobni są do amiszów, którym obca jest wszelka nowoczesność. Ale chasydzi dopuszczają postęp. Mają telefony komórkowe i samochody. Prowadzą firmy, dobrze spisują się w zawodach związanych z finansami, medycyną i prawem. Zajęte dziećmi kobiety skupiają się na trosce o rodzinę, a jeśli pracują, wybierają mniej absorbujące zawody.

W książce można znaleźć wypowiedzi, które uzasadniają te wybory. „...ci, którzy nie są ortodoksyjni, (...) nie mają kontroli nad swoimi popędami.(...) Skłonność do czynienia zła, stojąca w opozycji do jejcew tow, chęci czynienia dobra.(...) Chasydzi postrzegają świat zewnętrzny jako kompletny chaos, wyzuty z wszelkiej moralności, skupiony na poszukiwaniu przyjemności i oparty na wartościach materialnych”. - mówi mąż Nechy.

Autorka przywołuje opinię żyjącego w latach 1040 – 1105 Rabiego Szlomo Ischakiego, komentatora Tory, który twierdził, że „...opanowanie i pokojowe nastawienie to, cechy prawdziwej żydowskości.” Zaś Pinchas, nawrócony Żyd powiedział pani redaktor ze Szwecji: „ każda kultura, każde społeczeństwo i każda cywilizacja mają swoje spisy praw. I te prawa regulują całe życie. Dają poczucie wspólnoty i siłę. Żydzi żyją w strukturze prawnej opartej na prawie boskim i nie możemy tego zmienić. Nie można ot tak wymyślić sobie nowych zasad i porzucić dotychczasowych . Wówczas zapanowałaby anarchia”.

Bardzo mi się podoba ten sąd Pinchasa. Nie jestem Żydem, autorka się nie nawróciła, odrzuciła oferty zaaranżowanego małżeństwa, a ostatni rozdział wypełniła zwierzeniami Sama. który żyje we wspólnocie chasydzkiej, ale ma wiele krytycznych uwag. One mnie nie przekonały i odłożyłem książkę z wielkim szacunkiem dla chasydów, choć niektórzy z nich nie potrafią pojechać nowojorskim metrem.

Nina Solomin „OK, amen”, tłumaczenie Ewa Wojciechowska, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2020.


środa, 9 grudnia 2020

Pożegnanie limeryka - Huberta Horbowskiego

Urodził się 11 grudnia 1950 r. w Przeworsku, po kilkukrotnej zmianie miejsca zamieszkania i pracy w 1990 r. przyjechał do Lubania, jako pracownik firmy „Komsat”, instalującej w mieście sieć telewizji kablowej. Po wstąpieniu w 2010 r. do Dolnośląskiej Grupy Literackiej „NURT” szlifował swój warsztat literacki i stał się szybko znany ze swoich limeryków, tworzonych nierzadko na poczekaniu. Osiem lat później wydał tomik poetycki „Lubań - Moje Miasto”. „Tą skromną publikacją dziękuję miastu, który przygarnęło mnie na całe ćwierćwiecze, oraz współmieszkańcom – którzy, w zdecydowanej większości – okazali mi sympatię i życzliwość.” - napisał.

W kwietniu 2016 r. osiadł w Jeleniej Górze i wstąpił do Stowarzyszenia Literackiego w Cieniu Lipy Czarnoleskiej. Tutaj też dał się poznać jako społecznik i aktywny uczestnik życia literackiego Kotliny Jeleniogórskiej w organizowanych przez stowarzyszenie imprezach między innymi w Wigiliach Literackich Muzeum Miejskim „Dom Gerharta Hauptmanna” w Jagniątkowie, w karnawale literackim w Borowicach, warsztatach pod hasłem „W wiosennym nastroju” w Domu Tyrolskim, w konferencji pt. -„Środowiska twórcze w powojennej i współczesnej Kotlinie Jeleniogórskiej – wybrane przykłady” w Podgórzynie, gdzie był członkiem jury, czy w obchodach dziesięciolecia Stowarzyszenia Literackiego w Cieniu Lipy Czarnoleskiej.

Niezmiennie jednak, stałym punktem jego wyjazdów był Lubań, gdzie z radością w czwartkowe popołudnia spotykał się z przyjaciółmi na warsztatach. To właśnie tam w 2018 r. oba stowarzyszenia zorganizowały seminarium literackie „Niepodległa na dotknięcie słowa”, w który swój wkład miał Hubert.

Wielokrotnie zajmował pierwsze miejsce w konkursie „Strumieni”, podobnie w głogowskiej Stachuriadzie. Jego wiersze znalazły się w kilkunastu antologiach, almanachach i innych wydawnictwach, a także w prasie zagranicznej.

Ostatni tomik opublikowany na początku 2020 r. „Gorące frywoliki nudziary i mantyki”, wydał wspólnie z Krystyną Sławińską. Bardzo się cieszył na myśl o wieczorach autorskich, a ponieważ miał dobry kontakt z publicznością, jego wystąpienia zawsze przyciągały uwagę.

Przeczytał uważnie wszystko co wydało Stowarzyszenie Literackie w Cieniu Lipy Czarnoleskiej, swoimi uwagami dzielił się z tylko najbliższymi, rozumiał drugiego człowieka.

Zmarł 28 listopada po długiej i ciężkiej chorobie, z którą zmagał się dzielnie, zachowując do końca pogodę ducha i aktywność twórczą. Pochowany został 8 grudnia na jeleniogórskim nowym cmentarzu.

Publikacje:

2011 r. - „Frywoliki spod osiki”, napisany wspólnie z Krystyną Sławińską, wydawca Stowarzyszenie w Cieniu Lipy Czarnoleskiej,

2016 r. - „Dekada Kwitnących Lip”: almanach,wydawca Stowarzyszenie w Cieniu Lipy Czarnoleskiej,

2016 r. - „Seks w pewnym mieście. Antologia limeryków kosmatych”, almanach Wydawnictwo Pisarze.pl,,

2017 „Od ucha do ucha: Antologia współczesnej satyry i humoreski”, almanach, Wydawnictwo Pisarze.pl,

2017 r. - „Zima:aspekty i despekty”: almanach, wydawca Stowarzyszenie w Cieniu Lipy Czarnoleskiej,

2017 r. - „Myślę i marzę: almanach, wydawca Stowarzyszenie Literackie w Cieniu Lipy Czarnoleskiej,

2018 r. - Karkonosze i ja; almanach,wydawca Stowarzyszenie Literackie w Cieniu Lipy Czarnoleskiej,

2018 r. - „Lubań - moje miasto”, wydawnictwo Adrem,

2019 r. - „Adrenalina wspomnień”, almanach, wydawca Stowarzyszenie Literackie w Cieniu Lipy Czarnoleskiej,

2020 r. „Gorące frywoliki nudziary i mantyki”, napisany wspólnie z Krystyną Sławińską,Wydawnictwo KryWaj,

Jarosław Czarnoleski


Wigilia Literacka w Muzeum Miejskim "Dom Gerharta Hauptmanna" w Jagniątkowie - 2016 r.

Warsztaty literackie pod hasłem „W wiosennym nastroju” w Gospodarstwie Agroturystycznym „Tyrolczyk” - 2018 r.



Borowice - Ośrodek Wczasowo-Kolonijnym „Hottur” spotkanie karnawałowe 12 stycznia 2018 r.

 

Wieczór autorski w Osiedlowym Domu Kultury 12 marca 2018 r.

Jarosław Czarnoleski

 Ostatnie pożegnanie

 

We wtorkowe południe (8.12) na nowym cmentarzu przy ul. Sudeckiej w Jeleniej Górze odbył się pogrzeb poety i społecznika Huberta Horbowskiego.

Zmarłemu 28 listopada w wieku 70 lat w jego ostatniej drodze towarzyszyli: rodzina, przyjaciele, członkowie ze Stowarzyszenia Literackiego w Cieniu Lipy Czarnoleskiej i Grupy Literackiej „Nurt”.

Swoje ostatnie lata dzielił między Jelenią Górę i Lubań. Brał czynny udział w życiu literackim obu grup, swój ślad pozostawiając w wielu almanachach, antologiach i tomikach poezji.

W imieniu Stowarzyszenia Literackiego w Cieniu Lipy Czarnoleskiej pożegnała Huberta prezes Danuta Mysłek.

Hubert na zawsze pozostanie w naszej pamięci jako serdeczny i oddany przyjaciel. Pomimo choroby nigdy się nie skarżył i pozostał do końca pogodny i życzliwy. Będzie nam Go bardzo brakowało. Rodzinie zmarłego przekazujemy szczere kondolencje - mówią przyjaciele ze Stowarzyszenia Literackiego w Cieniu Lipy Czarnoleskiej.

 





Daniel Rzepecki - poleca zbuntowane lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku

Powrót do młodości moich rodziców
 

Mój ojciec należy do pokolenia, które nazywano bitnikami. Jego burzliwa młodość przypadała na lata, kiedy nastąpiło wyzwolenie ze wszystkiego, co człowieka pęta i zniewala. Kto wie, jakby się potoczyło jego życie, gdyby na jednym ze spotkań na polanie, przy ognisku, nie spotkał dziewczyny z włosami jak u Mariny Vlady, w kwiecistej szerokiej spódnicy i z talią jak u osy. Dobrze się czuła wśród chłopaków z gitarami, ale miała dystans do luzu, jaki ją otaczał, więc wróciła do swojego uporządkowanego życia, a zakochany chłopak podążył za nią, bo nie miała ochoty dzielić go z żadną inną dziewczyną.

Ojciec nieraz opowiadał o tych szalonych latach, jak mama nie słyszała, ale jak coś jej wpadło w ucho, to mówiła, że koloryzuje.

Kiedy więc dowiedziałem się, że jest książka o młodzieńczym ruchu wyzwolenia, szybko znalazłem tę pozycję i pochłonąłem jednym tchem. A przy okazji dowiedziałem się, że jej autor napisał też znakomitą powieść „W drodze”, ale po nią sięgnę w następnej kolejności.

Jack Kerouac w autobiograficznej powieści z absolutną szczerością opisuje egzystencję beat generation. Zbuntowane pokolenie odrzuca wszelkie tabu. Za nic ma religię, drobnomieszczańskie obyczaje, kołtuńskie zasady, które krępują swobodę i radość życia. A jeśli można ją czerpać uprawiając wolną miłość, wyrafinowany seks, zażywając narkotyki i upijając się do woli, odrzucając rygory, jakich wymaga praca, dająca zysk i stabilizację, to hulaj dusza, piekła nie ma. Ten styl życia pociąga zwłaszcza dusze artystyczne, bo wszelkie rygory krępują natchnienie i udaremniają twórcze eksperymenty, zaś absolutna swoboda nie stawia ograniczeń dla treści i formy.

Szukając wrażeń i podniet wyzwoleni ludzie opuszczają domy, rodziny, miejsca urodzenia i wzrastania, spotykają podobnych sobie, urządzają pikniki, artystyczne party, festiwale, jakbyśmy dziś powiedzieli, dzielą się muzyką, plastyką, twórczością literacką. A ponieważ młody człowiek nie zadowala się byle czym, szukają prawdy, między innymi w buddyzmie. Kerouac dał swojej powieści tytuł „Włóczędzy dharmy”. A dharma to prawda. W swoich włóczęgach jego bohaterowie naśladują azjatyckich mnichów. Pragną żyć blisko natury, najchętniej w górach, uciekając od materialnych aspektów życia, w absolutnej pustce szukają ducha, substancji najczystszej, niematerialnej, ale najprawdziwszej, gdyż cała reszta jest ułudą, która człowieka zwodzi. Lasy, góry, szczyty, potoki, doliny, łąki kipiące zapachem i barwami kwiatów - to wszystko włóczędzy dharmy spotykają na swoich autostopowych trasach lub przemierzając setki mil samowolnie na dachach lub buforach towarowych pociągów. Podróżują z plecakiem, którego zawartość zapewnia samowystarczalność: sen, gotowanie, jedzenie, ochronę przed chłodem lub spiekotą.  Taka forma sprawia, że można żyć „...w całkowitej samotności i wyciszyć umysł, by osiągnąć stan całkowitej pustki i być zupełnie bezstronnym wobec wszelkich idei ...” i modlić się, gdyż, jak pisze autor, „...modlitwa stanowi jedyną przyzwoitą działalność, jaka pozostała ludzkości”.

W powieści przedstawione są autentyczne postaci amerykańskiego środowiska literackiego, jak i autentyczne zdarzenia. Takim było spotkanie literatów, które miało miejsce w San Francisco jesienią 1955 roku, uznawane za początek ruchu Beat Generation, na którym Allen Ginsberg odczytał po raz pierwszy swój głośny poemat „Skowyt”. W samym USA poemat ten osiągnął pół miliona nakładu. Wiersze tego poety trafiły też do polskiego czytelnika.

Myślę, że powieść „Włóczędzy dharmy” znajdzie zainteresowanie u ludzi pióra, nie tylko tych spod znaku związków, skupiających profesjonalistów, ale też u członków licznych grup i klubów literackich o ambicjach twórczych. Mnie zainteresowały wspaniałe opisy przyrody i wszystkie fragmenty, które traktują o buddyzmie. Sam, jeden z głównych bohaterów powieści, prywatnie przyjaciel autora Gary Snyder (w książce Japhy Ryder) od dziesięcioleci praktykuje zen. W klimat tamtej dekady doskonale wprowadzają przypisy, a czytelnicy zainteresowani buddyzmem i innymi wywodzącymi się z Azji wierzeniami i praktykami medytacyjnymi w dołączonym słowniku znajdą podstawowe, związane z nimi pojęcia.

Jack Kerouac „Włóczędzy Dharmy”, przełożył Marek Obarski, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2012, wydanie III.

niedziela, 29 listopada 2020

Maria Suchecka - poleca

 Pożegnanie geniusza

 

Nie wcześniej to później, w młodości czy w schyłku życia każdy człowiek postawi sobie pytanie, skąd się wziął, ku czemu zmierza, czy jak zamknie oczy na zawsze, czy jeszcze będzie jakaś kontynuacja jego istnienia?

Takie i inne pytania trafiały do wybitnego uczonego, Stephena Hawkinga. Urodził się w 1942 roku, ale kiedy miał zaledwie dwadzieścia siedem lat, zgodnie z ówczesnym stanem wiedzy medycznej, zostało mu co najwyżej pięć lat życia. Tymczasem mimo wyniszczającej choroby kontynuował pracę nad doktoratem, ożenił się, doczekał się dwójki dzieci i odszedł do wieczności, jak się zwykło mówić, w wieku 76 lat. Kiedy osiągał ten wiek i przygotowywał do wydania swoją ostatnią książkę, napisał następujące słowa „ ...mogę się uważać za eksperta od czasu w innym, bardziej intymnym sensie. Mam przykrą, wręcz dojmującą świadomość upływu czasu i przeżyłem większość mojego życia w poczuciu, że czas, jaki mi został dany, jest, jak to mówią, na kredyt”.

Spłacił ten kredyt z wielką nawiązką. Choroba zabrała mu zdolność poruszania się, mówienia, komunikowania się z otoczeniem, a wbrew tym ograniczeniom, wręcz skrajnie redukującym jego możliwości funkcjonowania, gdyż została mu tylko - a właściwie AŻ zdolność myślenia, prowadził badania na rzecz nauki, ściśle mówiąc - kosmologii i służył nauce, korzystając z jej dokonań, a szczątkowa mimika i praca mózgu były przetwarzane przez elektroniczne urządzenia na słowa. Miał głębokie przekonanie, że nie ma ograniczeń dla nauki i ludzkiego umysłu, skoro człowiek wylądował na Księżycu ponad pół wieku temu, a już wysłał na Marsa takie kosmiczne pojazdy wraz z urządzeniami, że tu na ziemi stał się możliwy odbiór fotografii powierzchni tej planety.

Naukowiec zdążył uszeregować zasadnicze pytania, jakie nękają ludzkość i zredagować odpowiedzi na nie, ale już nie doczekał się ich wydania. Zawarł w nich coś w rodzaju diagnozy sytuacji na naszym globie, w naszej galaktyce i we wszechświecie.

Uczony pisze: „Ludzkość istnieje jako odrębny gatunek od około dwóch milionów lat. Początek cywilizacji datuje się na mniej więcej dziesięć tysięcy lat temu, a tempo rozwoju od tego czasu nieustannie przyspiesza. Jeśli mamy przetrwać kolejny milion lat, nasza przyszłość zależy od tego, czy odważymy się wyruszyć w kosmos...” Na Ziemi nie ma bowiem dla człowieka przyszłości. Oto przyczyny tego domniemania graniczącego z pewnością: „...globalne ocieplenie, kurczenie się przestrzeni życiowej i zasobów wobec szybko rosnącej ilości ludności Ziemi, gwałtowne wymieranie innych gatunków, zapotrzebowanie na odnawialne źródła energii, degradacja oceanów, wylesianie oraz epidemie chorób zakaźnych - by wymienić tylko niektóre z nich”.

Kosmolog jest przekonany, że jeśli ludzkość nie sprowadzi sama na siebie zagłady, może historia będzie kontynuowana w Kosmosie. Przyjdzie wielka odmiana. „Będziemy wydobywać rzadkie metale na Księżycu, ustanowimy przyczółek ludzkości na Marsie oraz znajdziemy skuteczne lekarstwa i kuracje na choroby, które obecnie uznaje się za nieuleczalne.”. Ale jeszcze trzeba poczekać na odpowiedzi na zasadnicze pytania „Jak doszło do powstania życia na Ziemi? Jaka jest istota świadomości? Czy jest jeszcze ktoś oprócz nas we wszechświecie?”.

Przyszłe pokolenia, jeśli ludzkość przetrwa, dowiedzą się wszystko o czarnych dziurach, o wielkim wybuchu, a także o tym, czy sztuczna inteligencja wyprzedzi umysł ludzki. Czy zdoła reprodukować sztuczne, samodoskonalące się byty.

W zakończeniu córka uczonego dziękuje wszystkim, którym jej zmarły ojciec zawdzięcza wykorzystanie swojego niezwykłego potencjału intelektualnego, zdobył rozległą wiedzę i wzbogacił dorobek naukowy ludzkości.

Nic dziwnego, że Stephena Hawkinga żegnały milczące tłumy. W opactwie westminsterskim spoczął między Isaakiem Newtonem i Charlesem Darwinem. Córka w posłowiu pisze, jak bardzo żałuje, że jej ojciec, mimo niezwykłej skromności, nie widzi wyrazów podziwu, szacunku i uznania. A „...jego głos zostanie wyemitowany za pośrednictwem radioteleskopu w kierunku czarnej dziury. (...) Potrafił przekraczać nie tylko granice poznania, ale i granice wytrzymałości człowieka”. Tak oceniła ojca.

Nie powiem, że warto przeczytać ostatnią książkę uczonego, ale po prostu należy zdobyć ją na własność, by często wracać do tej wspaniałej lektury i starać się pojąć ro, co jest takie trudne do zrozumienia.

Stephen Hawking „Krótkie odpowiedzi na wielkie pytania”, przełożył Marek Krośniak. Wydawnictwo ZYSK I SKA, Poznań 2018.


 

sobota, 28 listopada 2020

REGULAMIN KONKURSU

JELENIA GÓRA I ZIEMIA JELENIOGÓRSKA WE WSPOMNIENIACH MIESZKAŃCÓW”



  1. ORGANIZATOR

Organizatorem Konkursu jest Jeleniogórskie Centrum Informacji i Edukacji Regionalnej Książnica Karkonoska z siedzibą przy ul. Bankowej 27 w Jeleniej Górze, zwanym dalej Organizatorem.


  1. POSTANOWIENIA OGÓLNE

  1. Regulamin dotyczy III edycji Konkursu literackiego „Jelenia Góra i ziemia jeleniogórska we wspomnieniach mieszkańców”.

  2. Konkurs rozpoczyna się 01.12.2020 i trwać będzie do 28.04.2021 roku.

  3. Przedmiotem Konkursu jest zapis wspomnień własnych bądź najbliższych osób dotyczących historii związanej z miastem i/bądź ziemią jeleniogórską w dowolnej formie literackiej.


  1. CEL KONKURSU

  1. Zachowanie w pamięci faktów, wydarzeń z najnowszej historii, które miały miejsce na ziemi jeleniogórskiej.

  2. Rozwijanie tożsamości lokalnej i więzi międzypokoleniowej.

  3. Promocja lokalnego dziedzictwa kulturowo-historycznego regionu poprzez publikację zwycięskich prac konkursowych w Jeleniogórskiej Bibliotece Cyfrowej.


  1. ZASADY UCZESTNICTWA W KONKURSIE

  1. Uczestnikiem Konkursu może zostać każda osoba pełnoletnia.

  2. Uczestnik może zgłosić do Konkursu jedną pracę własną, napisaną w języku polskim, wcześniej niepublikowaną i nienagrodzoną w innych konkursach.

  3. Dobrze widziane będą prace zawierające materiał ilustrowany w postaci np. kopii dokumentów, fotografii etc.

  4. Do pracy konkursowej należy dołączyć wypełniony Formularz Zgłoszeniowy (załącznik nr 1) i druk Oświadczenia o wyrażeniu zgody na przetwarzanie danych osobowych oraz na rozpowszechnianie wizerunku (załącznik nr 2).

  5. Dostarczenie pracy jest równoznaczne z akceptacją niniejszego Regulaminu.

  6. Prace bez dołączonych i wypełnionych w/w załączników nie będą rozpatrywane.

  7. Oceny prac dokona Jury powołane przez Organizatora. W kwestiach spornych głos decydujący będzie miał przewodniczący Jury.


  1. TERMIN I MIEJSCE SKŁADANIA PRAC

  1. Prace, wraz z wypełnionymi załącznikami, należy dostarczyć w terminie do 31.03.2021 roku w jednej z wybranych wersji:

  1. elektronicznej na adres e-mail: czytelnia@biblioteka.jelenia-gora.pl w formacie PDF, czcionka o wielkości 12 pkt., maksymalnie 10 stron A 4

  2. w wersji wydrukowanej w liczbie 3 egzemplarzy (czcionka o wielkości 12 pkt., maksymalnie 10 stron A 4) bądź w postaci rękopisu w liczbie 3 egzemplarzy (maksymalnie 10 stron A4):

  • na adres: JCIiER Książnica Karkonoska Czytelnia, ul. Bankowa 27, 58-500 Jelenia Góra,

  • osobiście u pracownika Czytelni (II piętro) bądź na portierni (parter) przy ul. Bankowej 27 w Jeleniej Górze


  1. PRAWA AUTORSKIE

  1. Z chwilą przekazania pracy konkursowej Uczestnik udziela Organizatorowi bezterminowej, nieodpłatnej, niewyłącznej licencji uprawniającej do publikacji pracy konkursowej w całości lubw części, zgodnej z działalnością Organizatora.


  1. POSTANOWIENIA KOŃCOWE

  1. Organizator będzie kontaktował się tylko z wybranymi osobami.

  2. O miejscu i sposobie ogłoszenia wyników Organizator będzie informował telefonicznie/mailowo oraz za pośrednictwem strony internetowej i Facebooka Książnicy Karkonoskiej.

  3. Na rozdanie nagród, z uwagi na obecną sytuację epidemiologiczną, mogą być zaproszone tylko osoby, których prace zostaną nagrodzone bądź wyróżnione.

  4. Przewiduje się przyznanie atrakcyjnych nagród.

  5. Prace konkursowe nie podlegają zwrotowi. Organizator zastrzega sobie prawo do ich publikacji bez wypłacania honorarium.

  6. We wszystkich szczegółowych kwestiach nieobjętych niniejszym Regulaminem decyduje Organizator.



Przetwarzanie danych osobowych


Administratorem danych osobowych jest Organizator Konkursu JCIiER Książnica Karkonoska
z siedzibą przy ul. Bankowej 27 w Jeleniej Górze. Uczestnik przekazując swoje dane osobowe Organizatorowi wyraża zgodę na ich wykorzystywanie w celu prowadzenia dokumentacji Konkursu, otrzymania nagrody oraz dla celów promocyjnych Biblioteki.


Dane Uczestnika nie będą przechowywane ani w jakikolwiek sposób przetwarzane przez Organizatora, poza wykorzystaniem we wskazanych powyżej celach. Uczestnikowi przysługuje prawo do wglądu i zmiany danych oraz do cofnięcia zgody na ich przetwarzanie w myśl obowiązującej Ustawy z dnia 10 maja 2018 r. o ochronie danych osobowych oraz art. 81 ust. 1 Ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych.


Podanie nieprawdziwych danych jest jednoznaczne z dyskwalifikacją Uczestnika.



Załącznik nr 1

FORMULARZ ZGŁOSZENIOWY

KONKURSU „JELENIA GÓRA I ZIEMIA JELENIOGÓRSKA

WE WSPOMNIENIACH MIESZKAŃCÓW”


Imię i nazwisko Uczestnika: ………………………………………………………………………………………

Data urodzenia: …………………………………………………………………………………………………………

Adres korespondencyjny: …………………………………………………………………………………………..

Adres e-mail, numer telefonu: …………………………………………………………………………………..

Zgłaszam do Konkursu mój tekst pod tytułem: …………………………………………………………………………………………………………………………………….




……………………………………………………………….

(data, czytelny podpis Uczestnika)



Załącznik nr 2


OŚWIADCZENIE O WYRAŻENIU ZGODY

NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH ORAZ NA ROZPOWSZECHNIANIE WIZERUNKU

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych wymaganych do udziału
w III edycji Konkursu „Jelenia Góra i ziemia jeleniogórska we wspomnieniach mieszkańców” przez Organizatora Konkursu oraz publikację wizerunku zarejestrowanego podczas udziału w konkursie na stronie internetowej Książnicy Karkonoskiej, w JBC oraz w materiałach medialnych w celu promocji Biblioteki i rozliczenia zadania. Jednocześnie potwierdzam, że poinformowano mnie, że podanie danych jest dobrowolne i przysługuje mi prawo dostępu do nich oraz ich poprawianie, zaś zgoda na rozpowszechnianie wizerunku może być przeze mnie wycofana w dowolnym czasie.



………………………………………………………………

(data, czytelny podpis Uczestnika)


„JELENIA GÓRA I ZIEMIA JELENIOGÓRSKA WE WSPOMNIENIACH MIESZKAŃCÓW„

KONKURS - III edycja



Jeleniogórskie Centrum Informacji i Edukacji Regionalnej „Książnica Karkonoska” zaprasza do udziału w 3 edycji konkursu literackiego na pamiętniki, dzienniki, wspomnienia .

Przed Państwem szansa wygrania atrakcyjnych nagród. Zachęcamy do spisania, utrwalenia faktów ,emocji, które wiążą się z wydarzeniami historii najnowszej naszego miasta i regionu, a miały miejsce w najbliższym środowisku: w rodzinie, w życiu przyjaciół, sąsiadów, czy znajomych. Liczymy na to, że prace konkursowe przyczynią się do zachowania pamięci, wzbogacenia wiedzy o historii regionu, miasta.

Konkurs skierowany jest do wszystkich, którzy ukończyli 18 rok życia. Przewidujemy możliwość publikacji wspomnień w Jeleniogórskiej Bibliotece Cyfrowej .

Szczegółowe informacje o konkursie można uzyskać:

- na stronie internetowej : https://biblioteka.jelenia-gora.pl/

- e-mail: czytelnia@biblioteka.jelenia-gora.pl

- telefon: 75 75 259 31

Patronat medialny : tygodnik Nowiny Jeleniogórskie oraz Radio WAWA.

Powodzenia !!!


czwartek, 26 listopada 2020

Anastazja Daniłowiczowa - poleca podróż w głąb siebie z miłości

 Może uciec na koniec świata?

 

Media tu i ówdzie informują, że w czasie pandemii najbardziej zdyscyplinowane są azjatyckie kraje. Te narody są wytrwałe, subordynowane, pracowite i odporne. Ponieważ w moim kraju narasta rewolucyjne wrzenie, zastanawiam się, jakby uciec na koniec świata i zdecydowałam się na Japonię. Dlatego w bibliotece pożyczyłam książkę, napisaną przez kobietę, więc zapewne i ja otrzymam jakieś wskazówki, czy warto szukać tam azylu.

Autorką jest Amerykanka Rebecca Otowa, która nosi nazwisko po mężu, a do tego mariażu doszło w sposób następujący. Kiedy miała dwanaście lat, rodzice wyemigrowali z Kalifornii do Australii. Przyszła pisarka zainteresowała się muzyką i orientem. Po szkole średniej była przez rok w Londynie, gdzie dojrzewały jej ostateczne zainteresowania. Postanowiła studiować w Japonii, zafascynowana tym krajem. Opisuje tok zdarzeń w pierwszym rozdziale autobiograficznej powieści, która nosi adekwatny do zawartości tytuł „W Japonii czyli w domu. Amerykanka w kraju kwitnącej wiśni”.

O tym, że o jej losie zadecydowały zainteresowanie odległym krajem i miłość do Japończyka, pisze z ujmującą szczerością. Zbieg przypadków, według autorki, to kolejność zdarzeń, które ludzi zbliżają ku nieuchronności. Kiedy ona brała azymut na Japonię, Otowa pojechał turystycznie do Australii, niezmiernie ciekaw życia na tym kontynencie. Nic dziwnego, że po powrocie zapisał się do Towarzystwa Przyjaźni Japońsko-Australijskiej, do którego i jej było po drodze. Poznali się w 1978 roku, a pobrali się trzy lata później.

Zaczął się dokładnie opisany proces asymilacji młodej kobiety w nowej ojczyźnie. Rebeka i Toshiro zamieszkali w szesnastowiecznym domu jego rodziców. Znaleźli się tam jako szesnaste pokolenie mieszkające w tym domu, który trwał nieprzerwanie w podstawowym układzie i pierwotnej konstrukcji, powiększany stosownie do potrzeb kolejnych rodzin, które się w nim instalowały.

Autorka, kochając męża, otworzyła serce na jego ojczyznę, rodzinę, przyjaciół i tradycję. Poznała piękno kraju i zmienność aury.

Zahartowała się do nadmiernego ciepła latem albo dotkliwego chłodu zimą w pomieszczeniach oddzielanych nie ścianami z trwałego budulca, tylko cienkich, z papieru i rozsuwanych w miarę potrzeby.

Zachwyciła się obchodami kwitnących wiśni, które, kiedy przyjdzie na to pora, stają się zachwycająco różowe. Ukończyła kurs przygotowania herbaty, a serwowanie jej wiąże się ze specjalnym ceremoniałem i wymaga nie lada kunsztu, a na zajęciach obowiązywał tradycyjny strój, czyli kimono, obowiązujące we wszystkich ważnych momentach losu, takich jak przyjmowanie gości, pożegnanie zmarłego czy ślub. Rebecca przekonała się, że założenie kimona wymaga czasu, a jego noszenie krępuje ruchy i utrudnia chodzenie.

W szesnastowiecznym domu brakowało urządzeń sanitarnych i dopiero młode małżeństwo urządziło cywilizowaną łazienkę.

Amerykanka urodziła się w chrześcijańskiej rodzinie. Tu poznała wierzenia, jakie Japończycy albo kontynuowali od pokoleń, czyli shintoizm, albo buddyzm przejęty od Chińczyków. Przekonała się, że o ile rodzime wierzenia zawierają afirmację sił natury, o tyle buddyzm rozwija moce ducha. Szczególnym kultem otoczeni są zmarli przodkowie, którym przypisuje się troskę o żyjących.

W pewnym miejscu autorka jakby syntetyzuje swoje obserwacje w nowej ojczyźnie: „W środku japońskiej duszy znajduje się poszukiwanie wa (pokoju i harmonii), manifestujące się we wszystkich sferach życia. Istnieje silna potrzeba harmonii z naturą, która przyjmuje formę odwdzięczania się bóstwom, objawiających się w zjawiskach przyrody. Podstawowa wdzięczność za życie przyczyniła się między innymi do rozkwitu znakomitej sztuki japońskiej. Zrodziła również pragnienie życia w harmonii z innymi, dzielenie się swoim życiem i stałe uczestnictwo w życiu społeczeństwa. Aby osiągną harmonie w ramach grupy, niezbędny jest wysiłek.  Każdy niesie swój własny ciężar, tłumi w sobie indywidualne pragnienia, minimalizuje rozdźwięki, przez co przyczynia się do płynnego przepływu grupowej energii”. Wymaga to jednak harmonii z samym sobą. U nas jest to nie do pomyślenia. Musimy wiele znaczyć, wygrywać i dominować.

Takich refleksji jest w książce więcej. Podzielona na wartkie, tematyczne rozdziały, dostarcza interesującej a zarazem relaksującej lektury, a treści ilustrowane są licznymi grafikami. Kilka pokoleń Otowów można zobaczyć i na aktualnych, kolorowych, oraz na archiwalnych fotografiach. 

Rebacca Otowa „W Japonii czyli w domu. Amerykanka w kraju kwitnącej wiśni”. Z angielskiego przełożyła Iwona Kordzińska-Nawrocka. Świat Książki, Warszawa 2013.