czwartek, 24 grudnia 2020

Daniel Rzepecki - niekończąca się walka o władzę: wczoraj, dziś, jutro.

 Po prostu niewyobrażalne

 „Czynienie dobra łączy, czynienie zła rozłącza”.

(Michel Houellebecq)

 

Kiedy Polacy cieszyli się transformacją, uwalniali się od komunistycznych obciążeń, a wszystko odbywało się w zasadzie pokojowo, południowa Ameryka wstrząsana była oporem przeciwko rządom dyktatorów. W niewielkim kraju, jakim jest Gwatemala, trzydzieści sześć lat trwała wojna domowa. Panowały tutaj chaos i anarchia. Siła była w rękach wojska, kolejne skorumpowane rządy nie panowały nad sytuacją, polityczne mordy eliminowały każdego, kto próbował przeciwstawić się wręcz kryminalnym porządkom. Ale i tam nie zabrakło ludzi zdeterminowanych i odważnych, którzy chcieli pokazać światu przemoc, nędzę i bezprawie. Oni to właśnie połączywszy siły opracowali raport „Gwatemala. Nigdy więcej”.

To czterotomowe opracowanie liczyło 1400 stron. Raport zawiera wstrząsające relacje. Oto jedna z nich: „Zarąbali ich meczetami, udusili lub zastrzelili. Dzieci chwytali za nóżki i roztrzaskiwali o drzewo, a drzewo, o które roztrzaskiwali dzieci, uschło...”

W rzetelnym, poprzedzonym gruntownymi dziennikarskimi dociekaniami „Sztuka politycznego morderstwa, czyli kto zabił biskupa” Francisco Goldmana można przeczytać, że wspomniany raport zawiera podsumowanie „zaginięć, masakr, morderstw, tortur i codziennej przemocy (…). Szacuje się, że w czasie tej wojny zginęło około dwustu tysięcy cywili”. Teoretycznie wojna zakończyła się porozumieniem w grudniu 1996 roku pod nadzorem ONZ. W gruncie rzeczy oportunistyczne siły funkcjonowały w dalszym ciągu i wywierały wpływ na sytuację w kraju. Potęgowała się przestępczość. Grasowały gangi narkotykowe, porywano ludzi dla okupu, kradziono samochody, zabójstwa na zlecenie były na porządku dziennym.

Do sił, które zabiegały o opanowanie chaosu i bezprawia należał Kościół Katolicki, który powołał Gwatemalskie Archidiecezjalne Biuro Praw Człowieka. Jego liderem był biskup Juan Gerardi, a kiedy fetował w pałacu arcybiskupim wraz z innymi współtwórcami raportu ukończenie prac nad tym obszernym dokumentem, miał lat 65. I to był ostatni dzień jego życia. Został zamordowany w przykościelnym garażu o godzinie 22, w niedzielę 26 kwietnia 1998 roku.

Amerykański dziennikarz Francisco Goldman był synem mieszkanki Gwatemali i nowojorskiego Żyda. Badaniu tego politycznego morderstwa poświęcił osiem lat.

Ani rząd, ani armia nie zamierzały uznać, że zabójstwo miało związek z wolnościową działalnością biskupa. Preparowano poszlaki, mające wskazać na homoseksualne i kryminalne podłoże tragedii. Ten wątek powiązano z wikariuszem posługującym w parafii św. Sebastiana, gdzie biskup był proboszczem. Misternie i odważnie prowadzone śledztwo dowodziło jednak zaangażowania elit ze sfer rządowych i wojskowych. Świadków albo zastraszano, albo likwidowano. Jak się okazało, biskup był inwigilowany od wielu miesięcy, w miarę jak postępowały prace nad raportem. Jego śmierć już wcześniej była postanowiona.

Czytelnik wraz z autorem przedziera się przez gąszcz rozmaitych śladów, dociera do rozmaitych świadków, drży o bezpieczeństwo zarówno tych, którzy mieliby coś do powiedzenia, jak prokuratorów i sędziów. Podziw budzi dziennikarka, nieprzekupna i odważna, która funkcjonuje w samym epicentrum zdarzeń. Claudia Mendez Arriaza, bo o niej mowa, była redaktorką „El Periodico”. Podobnych do niej było więcej, pozbawionych strachu i ryzykujących utratę życia.

To ich zasługą jest to, że w ostateczności winni zostają osadzeni dla odbycia kary, choć należą do sfer ludzi bogatych i ustosunkowanych, ale poza prawem pozostają ci, którzy mają możliwości zakonspirowania się w sposób nie do zdemaskowania. Bezpieczeństwo zapewniają im pieniądze i wpływy.


Francisco Goldman „Sztuka politycznego morderstwa, czyli kto zabił biskupa”. Przełożył Janusz Ruszkowski, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.