środa, 9 grudnia 2020

Daniel Rzepecki - poleca zbuntowane lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku

Powrót do młodości moich rodziców
 

Mój ojciec należy do pokolenia, które nazywano bitnikami. Jego burzliwa młodość przypadała na lata, kiedy nastąpiło wyzwolenie ze wszystkiego, co człowieka pęta i zniewala. Kto wie, jakby się potoczyło jego życie, gdyby na jednym ze spotkań na polanie, przy ognisku, nie spotkał dziewczyny z włosami jak u Mariny Vlady, w kwiecistej szerokiej spódnicy i z talią jak u osy. Dobrze się czuła wśród chłopaków z gitarami, ale miała dystans do luzu, jaki ją otaczał, więc wróciła do swojego uporządkowanego życia, a zakochany chłopak podążył za nią, bo nie miała ochoty dzielić go z żadną inną dziewczyną.

Ojciec nieraz opowiadał o tych szalonych latach, jak mama nie słyszała, ale jak coś jej wpadło w ucho, to mówiła, że koloryzuje.

Kiedy więc dowiedziałem się, że jest książka o młodzieńczym ruchu wyzwolenia, szybko znalazłem tę pozycję i pochłonąłem jednym tchem. A przy okazji dowiedziałem się, że jej autor napisał też znakomitą powieść „W drodze”, ale po nią sięgnę w następnej kolejności.

Jack Kerouac w autobiograficznej powieści z absolutną szczerością opisuje egzystencję beat generation. Zbuntowane pokolenie odrzuca wszelkie tabu. Za nic ma religię, drobnomieszczańskie obyczaje, kołtuńskie zasady, które krępują swobodę i radość życia. A jeśli można ją czerpać uprawiając wolną miłość, wyrafinowany seks, zażywając narkotyki i upijając się do woli, odrzucając rygory, jakich wymaga praca, dająca zysk i stabilizację, to hulaj dusza, piekła nie ma. Ten styl życia pociąga zwłaszcza dusze artystyczne, bo wszelkie rygory krępują natchnienie i udaremniają twórcze eksperymenty, zaś absolutna swoboda nie stawia ograniczeń dla treści i formy.

Szukając wrażeń i podniet wyzwoleni ludzie opuszczają domy, rodziny, miejsca urodzenia i wzrastania, spotykają podobnych sobie, urządzają pikniki, artystyczne party, festiwale, jakbyśmy dziś powiedzieli, dzielą się muzyką, plastyką, twórczością literacką. A ponieważ młody człowiek nie zadowala się byle czym, szukają prawdy, między innymi w buddyzmie. Kerouac dał swojej powieści tytuł „Włóczędzy dharmy”. A dharma to prawda. W swoich włóczęgach jego bohaterowie naśladują azjatyckich mnichów. Pragną żyć blisko natury, najchętniej w górach, uciekając od materialnych aspektów życia, w absolutnej pustce szukają ducha, substancji najczystszej, niematerialnej, ale najprawdziwszej, gdyż cała reszta jest ułudą, która człowieka zwodzi. Lasy, góry, szczyty, potoki, doliny, łąki kipiące zapachem i barwami kwiatów - to wszystko włóczędzy dharmy spotykają na swoich autostopowych trasach lub przemierzając setki mil samowolnie na dachach lub buforach towarowych pociągów. Podróżują z plecakiem, którego zawartość zapewnia samowystarczalność: sen, gotowanie, jedzenie, ochronę przed chłodem lub spiekotą.  Taka forma sprawia, że można żyć „...w całkowitej samotności i wyciszyć umysł, by osiągnąć stan całkowitej pustki i być zupełnie bezstronnym wobec wszelkich idei ...” i modlić się, gdyż, jak pisze autor, „...modlitwa stanowi jedyną przyzwoitą działalność, jaka pozostała ludzkości”.

W powieści przedstawione są autentyczne postaci amerykańskiego środowiska literackiego, jak i autentyczne zdarzenia. Takim było spotkanie literatów, które miało miejsce w San Francisco jesienią 1955 roku, uznawane za początek ruchu Beat Generation, na którym Allen Ginsberg odczytał po raz pierwszy swój głośny poemat „Skowyt”. W samym USA poemat ten osiągnął pół miliona nakładu. Wiersze tego poety trafiły też do polskiego czytelnika.

Myślę, że powieść „Włóczędzy dharmy” znajdzie zainteresowanie u ludzi pióra, nie tylko tych spod znaku związków, skupiających profesjonalistów, ale też u członków licznych grup i klubów literackich o ambicjach twórczych. Mnie zainteresowały wspaniałe opisy przyrody i wszystkie fragmenty, które traktują o buddyzmie. Sam, jeden z głównych bohaterów powieści, prywatnie przyjaciel autora Gary Snyder (w książce Japhy Ryder) od dziesięcioleci praktykuje zen. W klimat tamtej dekady doskonale wprowadzają przypisy, a czytelnicy zainteresowani buddyzmem i innymi wywodzącymi się z Azji wierzeniami i praktykami medytacyjnymi w dołączonym słowniku znajdą podstawowe, związane z nimi pojęcia.

Jack Kerouac „Włóczędzy Dharmy”, przełożył Marek Obarski, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2012, wydanie III.