Po stuleciach
Myślę, że każdy, kto przeczytał Księgi Jakubowe naszej noblistki Olgi Tokarczuk, powinien wziąć do ręki "Ostatni pociąg" Meg Waite Clayton. Ta amerykańska, bardzo ceniona pisarka, autorka siedmiu powieści, pisze o europejskich Żydach. To tak, jakbyśmy przeskoczyli stulecia i zobaczyli, co się stało z potomkami tych, którzy w powieści Olgi Tokarczuk szukali i znajdowali dla siebie miejsca w Europie. W Księgach Jakubowych widzimy ich w rzemiośle, handlu, w początkach podejmowanej, jakbyśmy dziś powiedzieli – przedsiębiorczości. W powieści "Ostatni pociąg" Żydzi to bardo zamożni ludzie. Właściciele banków, aktywni, cenieni prawnicy, lekarze, dziennikarze, ludzie nauki, pisarze i artyści.
Powieść oparta jest na faktach, ale autorka zastrzega się, że fakty zostały zamknięte w fikcji literackiej. Żeby napisać tę książkę, pisarka dotarła do wielu źródeł, pojechała do miejsc, gdzie rozgrały sie dramatyczne zdarzenia, przede wszystkim do Wiednia, stolicy kraju, który w 1938 roku znalazł się pod hitlerowską dominacją. Wiedeń to miasto piękne i bogate, wówczas, kiedy w 1938 roku zaczyna się powieściowa akcja, na to bogactwo składają sie żydowskie banki, majątki, firmy, lokaty bankowe. Historia pokazała, że nazizm przygotował tej nacji zagładę, w sposób okrutny i bezwzględny zawłaszczając wszystko, co zgromadziły i wypracowały pokolenia.
Bohaterką jest autentyczna postać, Truus Wijsmuller, szlachetna, heroiczna młoda kobieta z Holandii, zamężna, ale bezdzietna po kilku poronieniach, ogromnie wrażliwa na los dzieci. A tych dzieci w Wiedniu są setki. Ich rodzice już uśmierceni, zesłani, uwięzieni, ogołoceni z dobytku, zatrwożeni o los pozostawionych własnemu losowi synów i córek. Niektórzy zdążyli jeszcze przekazać krewnym z innych części świata swoje finansowe zasoby, ale inni potracili wszystko. I ta szlachetna kobieta postanawia wywieźć z Wiednia jak najwięcej żydowskich dzieci. Zdobywa dokumenty, zezwolenia, pociągami przez faszystowskie Niemcy przewozi najpierw małe grupki, aż uzyskuje zazwolenie na transport tysiąca dzieci. Adolf Eichmann, najwyższy decydent z ramienia Hitlera w Wiedniu, zezwala na wywóz tysiąca żydowskich dzieci. Ani jednego więcej, ani jednego mniej, Jeśli liczba nie będzie się zgadzać, wstrzyma cały transport. A pozostawi krótki termin. Przygotowanie do podróży takiej liczby dziewcząt i chłopców wymagało nadludzkiego wysiłku i niesamowitej organizacji. Należało dodatkowo zatroszczyć się, by nie rozdzielano rodzeństwa. Wstrząsające są opisy, jak zdesperowane matki wrzucają swoje pociechy do wagonu, nie zastanawiając się, w czyje ręce trafi niemowlę. Ryzykowały i matki, i organizatorki akcji ocalenia, bo ewakuowane dzieci musiały mieć przynajmniej cztery lata. Matki zostawiały nawet maleńkie istotki, by ratować ich życie, bez nadziei, czy jeszcze je zobaczą. Ale na dnie tej desperacji czaiła sie nadzieja, że jednak ocalą je dobrzy ludzie. I tak się działo. A jak na urągowisko Eichmann zarządził ewakuację w szabat, łamiąc najświętsze żydowskie prawo do uszanowania tego dnia.
Na ratowane dzieci czekali ludzie gotowi je przyganąć, w Holandii, Anglii, na amerykańskim kontynencie. Moja znajoma, która rekomendowała mi tę powieść, powiedziała, że opisane zdarzenia i postawy są tak wstrząsające, że od połowy książki nie mogła powstrzymać łez ze wzruszenia. Mężczyźni nie płaczą, więc tylko powiem, że jak w ksiegarni szukałem tej pozycji, polecono mi "Ostatniu pociąg" jako bestsseler. Jako pozycję, wobec ktorej nie można przejść obojętnie. A traktuje ona o okrucieństwie faszyzmu, słabości ludzkiej, niegodziwości w sytuacji ocalenia własnej skóry, ale też o szlachetności, poświęceniu tak wielkim, że graniczącym z samozatraceniem.
Myślę, że czas pandemii jest dobrą porą, by czytelnik sięgnął po tę pozycję i zastanowił się, do jakiej kategorii należy. Czy do tych niegodziwych tchórzy i egoistów, czy do osób gotowych do pomocy, altruizmu i poświęcenia.
Meg Waite Clayton "Ostatni pociąg", przełożyła Patrycja Zarawska, Wydawnictwo Kobiece , wydanie I, Białystok 2020.