Rehabilitacja średniowiecza
Prawda jest taka, że w czasach mojej durnej i chmurnej licealnej młodości edukacja, szczególnie historyczna, koncentrowała się na walce klas i wyzysku kapitalistycznych pijawek. Zalega mi w pamięci zasugerowana na lekcji scena, jak do morza wrzucane są z pokładu statku skrzynki pomarańczy, a to w tym celu, żeby obniżyć dostawy do złaknionej cytrusów wschodniej Europy, a tym samym utrzymać popyt i zawyżoną cenę. Potem te nieutopione pomarańcze w liczbie po jednej moje dzieci, których się szczęśliwie doczekałem, dostawały po jednej sztuce obok pierników oraz innych łakoci w gwiazdkowych paczkach z okazji nie Bożego Narodzenia ale Nowego Roku, gdyż religijne święto było akcentem ideologicznie niepożądanym.
No więc czytam o średniowieczu, które trwało ni miej ni więcej, jak tysiąc lat i zdumiewam się, jak niewiele wiem o tym okresie, poza utrwalonym przekonaniu, że był to czas ciemnoty, zabobonu i feudalnego wyzysku. Tymczasem dowiaduję się z tej lektury, której tytuł sugerował, że zawartość skoncentrowana ma być na losie kobiety, że był to okres niezwykle ciekawy, a co więcej, nawet zakończył się przeobrażeniem gospodarki, wprowadzeniem rozmaitych innowacji, rozkwitu handlu i wytwórczości, nie licząc innych, pogardzanych w okresie mojej edukacji zdarzeń i procesów.
W tym momencie urwałem narrację, żeby dołączyć orkiszową bułkę, której nie mogła pogryźć moja teściowa z pięknym uśmiechem nowej protezki zębowej, ale bez sukcesów w przeżuwaniu nieco bardziej twardych produktów. No i udając się do kuchni, uświadamiam sobie, że orkisz kojarzy mi się z Hildegardą z Bingen, mniszką bardzo mądrą, która w średniowieczu znała się na medycynie i właściwościach ziół oraz innych darów natury. Jej teorie przeżywają renesans, choć nigdy nie były zaniechane i skutkują tym, że mój siostrzeniec intelektualista pokonuje kilkadziesiąt kilometrów, by kupić mendel orkiszowego ziarna, zemleć je domowym sposobem i wypiekać z niego wyborne bułki. Jest przekonany, że dieta wedle tej mniszki sprawiła, że prawie umierający z powodu zainfekowania Covidem 19 przeżył krytyczne trzy tygodnie i właśnie wybiera się po kolejny worek orkiszowego ziarna.
Co ja zresztą swoimi słowami będą opowiadać, jak Frances Gies i Joseph Gies rehabilitują w swojej książce ten pogardzany okres, po prostu zacytuję to, co jest owocem średniowiecza. Wtedy to „Średniowieczne wynalazki zrewolucjonizowały wytwórczość, architekturę, rolnictwo i życie umysłowe, ułatwiając i usprawniając życie codzienne i bytowanie dzięki wprowadzeniu kołowrotka, młyna wodnego, wiatraka, taczki, korby, krzywki, koła zamachowego, wiatraka, żagla łacińskiego, steru, busoli, strzemion, prochu strzelniczego, wyściełanego chomąta, przybijanych podków, trójpolówki, gotyckich technik budowlanych, destylacji, uniwersytetów, poezji rymowanej, cyfr arabskich, nowożytnego teatru, ruchomej czcionki i prasy drukarskiej. Handlowa rewolucja z późniejszego średniowiecza (...) otwarła drogę do nowej ery kapitalizmu, gdy polityczne rozdrobnienie epoki feudalizmu zostało zastąpione przez nowe państwa narodowe”.
Tyle cytatu. Książka jest porywająca, a te jej części poświęcone sytuacji kobiety po prostu fascynują dokładnością opisów, poprzedzonych gruntownymi badaniami i dociekaniami naukowymi. Czytelnik poznaje monarchinie, księżny, hrabianki, szlachcianki, mieszczki i chłopki i ze zdumieniem czyta o ich dzielności i mądrości, a również o sponiewieraniu swojej płci, z którym nie zawsze się godziły, a nie tylko Joanna d'Arc potrafiła walczyć z orężem w rękach.
Gorąco polecam tę lekturę, a przy jej okazji dowiedziałem się, że jest cały, godny polecenia cykl poświęcony wiekom średnim. jak na przykład „Życie w średniowiecznym zamku”, „Życie w średniowiecznym mieście” i „Życie w średniowiecznej wsi”. Zaraz ruszam do biblioteki i będę domagać się jednej z wymienionych pozycji.
Frances i Joseph Gies „Życie średniowiecznej kobiety”, przekład Grzegorz Siwek, Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK, Kraków 2019.