niedziela, 18 czerwca 2023

Bronisław Krzemień poleca


Miłość w cieniu Czarnobyla

 

Kiedy wczoraj zaplanowałem zarekomendować „W cieniu Czarnobyla”, na telewizyjnym ekranie pojawił się Łukaszenko i obwieścił, że właśnie na terenie jego kraju pojawiła się broń, przystosowana do użycia środków nuklearnych. Ogarnęła mnie groza. Od wielu tygodni padają uspokajające informacje, że te zapowiedzi użycia groźnej broni to są tylko pogróżki, mające na celu zapobieżenie ukraińskiej kontrofensywie. Ale kontrofensywa już się zaczęła.
Tym bardziej gorąco zachęcam, by wziąć do ręki „W cieniu Czarnobyla”. Tamte wydarzenia już przebrzmiały, zatarły się w pamięci komunikaty o katastrofie. Pamiętam, jak znajoma poprosiła mnie, bym interweniował u wysoko postawionego duchowieństwa, by jej siostrzeńca nie wysyłano w ten rejon. To młody kapłan, urodzony w polskiej rodzinie, wykształcony w Seminarium w Rydze, wychowany z wielką miłością, dostał skierowany na ten teren, gdzie ludzie umierają lub zapadają na groźne popromienna choroby. Duchowny odmówił i przypomniał, że każdy ksiądz ślubuje posłuszeństwo, zatem zobowiązany jest udać się z posługą tam, gdzie obecność kapłana jest pożądana.
W rekomendowanej tutaj powieści szwedzka pracownica naukowa Katarina kilkanaście lat po katastrofie dobrowolnie wyrusza na teren skażony wybuchem. Zrywa z dotychczasowym partnerem, który ją rozczarował i szuka nowych, silnych wrażeń. Skąd ta decyzja? Pracuje w grupie ukraińskich i rosyjskich naukowców. Jedna z tych intelektualistek wyróżnia się w grupie, a jak się okazuje, jest córką zmarłego uczonego, który nie wahał się ruszyć w miejsce katastrofy i zmarł. Córka już po kilkunastu latach czuje się w obowiązku być tam, gdzie nastąpiła katastrofa. Narracja powieści prowadzona jest w pierwszej osobie. Tym ciekawsze są obserwacje Szwedki. Kiedy już ma prawo wyjechać na skażony teren, widzi służby chroniące wejścia, widzi ludzi przemykających do miejsc, które musieli opuścić, widzi podupadające chaty, zdeformowane drzewa, zmutowane zwierzęta.
W tym klimacie rodzi się wątek romansowy. Bohaterka zakochuje się z wzajemnością w partnerze córki nieżyjącego uczonego. On przeżywa dylemat, czy ma prawo rozstać się z kobietą, która już utraciła bliską osobę?
Czytelnik nie może się oderwać od wstrząsających opisów zniszczeń i cierpień, jakie spowodował wybuch. Współczuje parze, która musi pokonywać psychologiczne przeszkody w miłości. Szwedka rezygnuje z walki o to uczucie. Dalej będzie badać skutki promieniowania. Tym bardziej, że takie zdarzenie jak w Czarnobylu nie było ostatnim. Na przykład Japonia przeżyła nie tylko zastosowanie broni jądrowej pod koniec wojny, ale już w niedalekiej przeszłości walczyła z zalaniem atomowej elektrowni.
Bohaterka przebywając w rejonie Czernobyla poznaje zmiany, jakie komunizm dokonał w psychice ludzi poddanych jego oddziaływaniu. Przewija się pytanie, czy katastrofa była nieunikniona, czy ratunek był szybki i skuteczny, czy był możliwy?
Miałem wrażenie, że wiem wszystko, co zdarzyło się w Czernobylu. Ta lektura, doskonale przygotowana, daje wstrząsający opis tego, co może zdziałać użycie broni atomowej. Nic dziwnego, że pojawia się urealniona wizja Apokalipsy.
Naturalnie mądre polityczne siły robią nie tylko w Europie wszystko, by zapobiec użyciu broni nuklearnej. Warto sięgnąć po powieść Madeleine Hessérus, by uświadomić sobie, jaka to groźna siła. Jeden z bohaterów powieści, zastanawiając się nad sensem badań, mówi: „Nie do końca wiemy, co przyszłość uzna za ważne, a co za nieistotne Możemy stawiać pytania, ale nie na każde z nich mamy gotową odpowiedź”.
Po latach, pracując we Francji, Katarina jedzie do Japonii na kongres związany z zagrożeniami nuklearnymi. I tam spotka tę porzuconą miłość sprzed lat. O tym, czy przetrwała, czytelnik sam się przekona.

Madeleine Hessérus „W cieniu Czarnobyla” z języka szwedzkiego przełożył Wojciech Łygaś, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2018.