Lektura na jesienne medytacja
Przez kilka tygodni przesuwałam termin oddania do biblioteki dialogu dwóch intelektualistów. To Umberto Eco rozmawia z kardynałem Carlem Mario Martini.
Eco nazywa tę niezbyt długą książkę dialogiem epistolarnym. W tytule umieścił pytanie: W co wierzy ten, kto nie wierzy. Tak się składa, że przez moje długie życie poznałam i zaprzyjaźniłam się zarówno z ludźmi głęboko wierzącymi, jak i ateistami, a tak się złożyło, że pierwszy wiersz napisany dla mnie podarowała mi jehowitka. Nie oddawałam tej pozycji, bo sięgałam do niej co kilka dni.
W ostatnim czasie wpatrywałam się w młode, pełne radości twarze. Na ekranie telewizora docierały relacje ze Światowych Dni Młodzieży i prawie równolegle z festiwalu rockowego. A newsy pokazywały twarz młodego mężczyzny, ujętego za granicą, obwinionego o to, że zadusił własną matkę. Ten nasz rodak ani nie zakazywał używania swojego nazwiska, ani nie wyrażał najmniejszego poczucia winy, choć wydawać by się mogło, że średnio przyzwoity człowiek poczuje się zbulwersowany taką postawą. A przecież mijające miesiące przynoszą nader często doniesienia o torturowanych małych dzieciach, o bezwzględnych gwałtach i innych rozmaitych czynach, uznawanych za niedopuszczalne, a przez innych za grzeszne, w kategorii grzechów ciężkich. I rodzi się pytanie, skąd bierze się zło w swojej ewidentnie naganne i godnej potępienia postaci? Co każe człowiekowi powstrzymać się przed niegodziwością, a drugiego nakłoni do rozjechania samochodem grupki ludzi?
Więc znany na całym świecie intelektualista rozważa, co może człowieka skłonić do właściwych wyborów?
Eco nazywa tę niezbyt długą książkę dialogiem epistolarnym. W tytule umieścił pytanie: W co wierzy ten, kto nie wierzy. Tak się składa, że przez moje długie życie poznałam i zaprzyjaźniłam się zarówno z ludźmi głęboko wierzącymi, jak i ateistami, a tak się złożyło, że pierwszy wiersz napisany dla mnie podarowała mi jehowitka. Nie oddawałam tej pozycji, bo sięgałam do niej co kilka dni.
W ostatnim czasie wpatrywałam się w młode, pełne radości twarze. Na ekranie telewizora docierały relacje ze Światowych Dni Młodzieży i prawie równolegle z festiwalu rockowego. A newsy pokazywały twarz młodego mężczyzny, ujętego za granicą, obwinionego o to, że zadusił własną matkę. Ten nasz rodak ani nie zakazywał używania swojego nazwiska, ani nie wyrażał najmniejszego poczucia winy, choć wydawać by się mogło, że średnio przyzwoity człowiek poczuje się zbulwersowany taką postawą. A przecież mijające miesiące przynoszą nader często doniesienia o torturowanych małych dzieciach, o bezwzględnych gwałtach i innych rozmaitych czynach, uznawanych za niedopuszczalne, a przez innych za grzeszne, w kategorii grzechów ciężkich. I rodzi się pytanie, skąd bierze się zło w swojej ewidentnie naganne i godnej potępienia postaci? Co każe człowiekowi powstrzymać się przed niegodziwością, a drugiego nakłoni do rozjechania samochodem grupki ludzi?
Więc znany na całym świecie intelektualista rozważa, co może człowieka skłonić do właściwych wyborów?
Duchowny odpowie, jest zaproponowany przez Boga, a uznawanego przez wierzących za najwyższą instancję, jednoznaczny wykaz, co jest oczywistym złem, co powinno być zakazane. Ten wykaz nazywa się od tysiącleci Dekalogiem. Tak się składa, że ten wykaz jest też respektowany nie tylko przez katolików, a szerzej rzecz ujmując, chrześcijan, ale zło tam definiowane wskazane też w innych religiach czy systemach etycznych. Jak bardzo ta doktryna jest pociągająca, dowodzi przykład Wrocławianki, Żydówki, która nazywała się Edyta Stein i uważała siebie za ateistkę ku zmartwieniu jej starozakonnych rodziców. Ponieważ szukała ewidentnej prawdy, studiowała filozofię i inne kierunki uniwersyteckie, aż przypadków lektura zwróciła jej uwagę na mądrość i piękno chrześcijaństwa. Właśnie wczoraj kalendarz przypomniał, że jest to dzień św. Teresy Benedykty. Takie imię wybrała kiedy przyjęła chrzest. Miała wówczas już kilka lat studiów, a niebawem wstąpiła do klasztoru. Wiadomo, że faszyści zgotowali Żydom zagładę, a ona, choć opuściła Niemcy, nie skorzystała z możliwości uniknięcia obozu. W jej ślady poszła siostra, też nawrócona na chrześcijaństwo i też zakonnica.
Jeden z rozdziałów tego dialogu stawia pytanie, kiedy rozpoczyna się życie człowieka? Zwolenniczki aborcji domagają się prawa do usunięcia ciąży, ale żadnej z nich nie przychodzi na myśl, że śmiało manifestują, w którymś momencie nie usunięto ich z macicy w fazie życia płodowego.
Mój znajomy dziennikarz nigdy nie włączał się do dyskusji o aborcji, aż wreszcie przyparty do muru powiedział. „Milczę, bo byłem siódmym dzieckiem w naszej rodzinie”. Z tego wynika, że nie miałbym szans, by odpowiedzieć na wasze pytanie.
To, co ciekawe, że ateista i duchowny odnoszą się do siebie z wielkim szacunkiem. Za słuszne uznają wskazanie, nie czynić tego, co i nam przyniosłoby krzywdę.
W jednym z rozdziałów tego bardzo ciekawego, dla mnie przynajmniej, dialogu, pada pytanie Gdzie laik znajduje światło dobra? Naturalnie nie będę tutaj przytaczać odpowiedzi. Jest jeszcze kilka tygodni kanikuły, a potem nieuchronne jesienne wieczory. Więc warto sięgnąć po ten dialog epistolarny, ja już jutro oddam książkę do mojej filii bibliotecznej, żeby dać szansę innym czytelnikom, a sama postaram się sprowadzić tę pozycję przez Internet, żeby móc sięgać po nią, ilekroć będą nurtować mnie pytania natury zasadniczej.
Umberto Eco, Carlo Maria Martini „W co wierzy ten, kto nie wierzy?”, przełożył Ireneusz Kania, Noir Sur Blank, Warszawa 2018.
Jeden z rozdziałów tego dialogu stawia pytanie, kiedy rozpoczyna się życie człowieka? Zwolenniczki aborcji domagają się prawa do usunięcia ciąży, ale żadnej z nich nie przychodzi na myśl, że śmiało manifestują, w którymś momencie nie usunięto ich z macicy w fazie życia płodowego.
Mój znajomy dziennikarz nigdy nie włączał się do dyskusji o aborcji, aż wreszcie przyparty do muru powiedział. „Milczę, bo byłem siódmym dzieckiem w naszej rodzinie”. Z tego wynika, że nie miałbym szans, by odpowiedzieć na wasze pytanie.
To, co ciekawe, że ateista i duchowny odnoszą się do siebie z wielkim szacunkiem. Za słuszne uznają wskazanie, nie czynić tego, co i nam przyniosłoby krzywdę.
W jednym z rozdziałów tego bardzo ciekawego, dla mnie przynajmniej, dialogu, pada pytanie Gdzie laik znajduje światło dobra? Naturalnie nie będę tutaj przytaczać odpowiedzi. Jest jeszcze kilka tygodni kanikuły, a potem nieuchronne jesienne wieczory. Więc warto sięgnąć po ten dialog epistolarny, ja już jutro oddam książkę do mojej filii bibliotecznej, żeby dać szansę innym czytelnikom, a sama postaram się sprowadzić tę pozycję przez Internet, żeby móc sięgać po nią, ilekroć będą nurtować mnie pytania natury zasadniczej.
Umberto Eco, Carlo Maria Martini „W co wierzy ten, kto nie wierzy?”, przełożył Ireneusz Kania, Noir Sur Blank, Warszawa 2018.