Już
myślałem, że odniosę do biblioteki powieść Susan Wiggs „A
między nami ocean”. Myślałem sobie, po co mi takie harlekinowe
czytadło. Jest małżeństwo, dwadzieścia lat po ślubie, ona,
czyli Grace, zaczyna być niezadowolona, ale sama nie wie, dlaczego,
choć jej mąż przystojny, kochający, świetny partner w łóżku,
na dodatek oficer na lotniskowcu, rokujący, że niebawem zostanie
dowódcą. Myślałem sobie – o co tej babie chodzi? Ma za dobrze,
a autorka nie ma pomysłu na rozwój akcji. Już myślałem, że
bohater utnie sobie romans z reporterką, która dostała pozwolenie,
by na lotniskowcu nakręcić reportaż o służbie amerykańskiej
armii. Ale bohater, czyli Stew ani na chwilę nie zawiesił na niej
swojego oka tak, jak to robią mężczyźni, kiedy lęgną im się
pod czaszka kudłate myśli.
Kiedy
już miałem, nic nie mówiąc żonie, wymienić powieść na coś
innego, bo to ona pożyczyła „A między nami ocean”, zaczęło
się dziać coś naprawdę ciekawego. Po pierwsze pojawiła się
pierwsza żona Steva, o której nie pamiętał i, o której jego
rodzina nie miała pojęcia. Jakby tego było za mało, okazało się,
że jest na świecie fajny chłopak Josh, z tego krótko trwającego
związku, a nie dość, że fajny, to na dodatek ma pełnić służbę
na lotniskowcu, gdzie jego biologiczny ojciec ma zostać dowódcą.
Rzecz w tym, że pierwsza żona Steva poszła w długą i
zainstalowała się przy innym mężczyźnie, nic nie mówiąc temu
pierwszemu, że jest w ciąży. A ten drugi okazał się świetnym
ojcem dla jej synka. Ten był na miejscu, ona nie miała
cierpliwości, żeby tygodniami i miesiącami czekać na powrót z
akcji oficera.
Krótko
mówiąc, pomieszanie z poplątaniem, silne emocje, powody do
zazdrości, ocieranie się o zdradę, kłopoty z dorastającymi
dziećmi i nieoczekiwany splot dramatycznych wydarzeń za
powiedzianych już na początku. I cały majstersztyk konstrukcji
powieści polega na tym, że chociaż na samym początku czytelnik
dowiaduje się, że na lotniskowcu zdarza się katastrofa, cofanie
się wstecz i odtwarzanie zdarzeń, jakie poprzedziły wypadek,
okazuje się po prostu fascynujące. A moja żona w pewnym momencie,
nie powiem w którym, aż się poryczała i zapłakała kilka stron
powieści oraz dywan koło fotela, na którym lubi czytać.
Więc
powiem szczerze, że nie trzeba zniechęcać się niezbyt dynamicznym
i trochę ckliwym, niekonkretnym początkiem powieści. Potem akcja
rozwinie się wartko i doprowadzi do kulminacji po prostu
fascynującej. Dlatego z czystym sumieniem polecam książkę, do
której się na początku tak zniechęciłem.
Susan
Wiggs „A między nami ocean”, tytuł oryginału „The Ocean
Between Us” przełożyła Barbara Kośmider, Wydawnictwo Harlequin
Warszawa 2012.