piątek, 20 października 2017

Anastazja Danilowiczowa- poleca

José Carlos Somoza Ortega -"Tetrameron"


Całkiem jak u Boccaccia


Jose Carlos Somoza to hiszpański pisarz o nieokiełznanej wyobraźni. A wyzwala ona sytuacje niesamowite, pełne grozy. Niekiedy nocą strach wertować strony jego powieści, bo mogą przyśnić się koszmary. Otrzymałam w prezencie „Tetrameron” z ostrzeżeniem od ofiarodawcy, że skóra mi będzie cierpnąć przy lekturze tej powieści. Tytuł od razu skojarzył mi się z „Dekameronem” Boccaccia.
Włoski pisarz sprzed stuleci w swoimi zbiorze opowiadań izoluje grupkę ludzi w jednym miejscu, którego nie mogą opuścić przez dziesięć dni, więc czas odosobnienia wypełniają rozmaitymi opowieściami. Zdarzenia zawarte w książce Somozy rozgrywają się współcześnie. Dzieci wyjeżdżają na wycieczkę. Mają zwiedzić stare opactwo. Kiedy opuszczają autokar, dziewczynka imieniem Soledad odłącza się od grupy, a zaintrygowana tajemniczymi drzwiami, uchyla je samowolnie i tym samym oddała się od reszty uczestników wyprawy. Za drzwiami widzi wiodące w dół schody. Nie może oprzeć się pokusie. Schodzi i trafia na drzwi następne. Przekracza również to wejście i tym sposobem znajduje się w potrzasku. W półmroku pełgają płomyki świec.
Przy owalnym stole miejsca zajmują cztery zagadkowe osoby. Patrzą na dziewczynkę bez cienia życzliwości. Przed nimi stoją kielichy. I po kolei dwie kobiety i dwaj mężczyźni zaczynają snuć opowieści. Jedna traktuje o starym latarniku, który pragnie umrzeć. Uważa, że jego życie się wyczerpało. Co miało się zdarzyć, już zaistniało. Niczego więcej się nie spodziewa. Jego ostatnia wola dotyczy jedynie przeznaczenia starej, pokrytej mchem i muszlami lodzi. Nie powiem, czy latarnik wypełnił swoje postanowienie, powiem tylko, że przydarzyły mu się sytuacje z pograniczy snu, jawy i głębokich wspomnień. W kolejnych opowiadaniach pojawiają się postaci stare i młode, piękne i szpetne, bogate i niezbyt zamożne, wszystkie jednak są w jakiś sposób niesamowite.
Po każdej opowieści narrator prosi dziewczynkę, by skomentowała to, co usłyszała. Dziecko słucha uważnie, tym bardziej, że Soledad sama lubi układać opowiadania. Jej matka nie żyje. Wychowywana przez ojca, swoje trudne przeżycia nakłada na usłyszane historie i komentuje je po swojemu. Jeśli narrator czy narratorka nie są zadowoleni z jej słów, nakazują by zdejmowała po kolei ona rozmaite części garderoby, aż zostaje zupełnie naga. A czytelnik ma wrażenie, jakby dziecko z każdą opowieścią stawało się coraz bardziej dorosłe.
Jedno z opowiadań dotyczy niesamowitego człowieka, który chciał uszczęśliwić ludzkość, olbrzymi majątek przeznaczał na cele charytatywne, a tak w ogóle to usiłował dociec, skąd bierze się zło, co stanowi jego istotę. Nie znalazł odpowiedzi na swoje pytania, a jego los okazał się tragiczny. Zanim to jednak nastąpiło, bogacz idealista w rozmowie z synem powiedział: „Tyranie, wojny, oszustwa, zdrady... Wszystko, co sprawia, że nienawidzimy, niszczymy, zazdrościmy, kradniemy...” No więc to wszystko jest rozmaitą postacią zła, które właściwie przenika wszystko, ale trudno wypreparować zło w czystej postaci.
Warto te książkę wziąć do ręki, doświadczyć silnych emocji, śledzić, jakimi meandrami podąża wyobraźnia pisarza i na koniec dojść do przekonania, że w literaturze wszystko jest dopuszczalne i możliwe.

Jose Carlos Somoza „Tetralmeron”, przełożyła Agnieszka Rurarz, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SĄ, Warszawa 2014