José Carlos Somoza Ortega -"Tetrameron"
Całkiem jak u Boccaccia
Jose
Carlos Somoza to hiszpański pisarz o nieokiełznanej wyobraźni. A
wyzwala ona sytuacje niesamowite, pełne grozy. Niekiedy nocą strach
wertować strony jego powieści, bo mogą przyśnić się koszmary.
Otrzymałam w prezencie „Tetrameron” z ostrzeżeniem od
ofiarodawcy, że skóra mi będzie cierpnąć przy lekturze tej
powieści. Tytuł od razu skojarzył mi się z „Dekameronem”
Boccaccia.
Włoski
pisarz sprzed stuleci w swoimi zbiorze opowiadań izoluje grupkę
ludzi w jednym miejscu, którego nie mogą opuścić przez dziesięć
dni, więc czas odosobnienia wypełniają rozmaitymi opowieściami.
Zdarzenia zawarte w książce Somozy rozgrywają się współcześnie.
Dzieci wyjeżdżają na wycieczkę. Mają zwiedzić stare opactwo.
Kiedy opuszczają autokar, dziewczynka imieniem Soledad odłącza się
od grupy, a zaintrygowana tajemniczymi drzwiami, uchyla je samowolnie
i tym samym oddała się od reszty uczestników wyprawy. Za drzwiami
widzi wiodące w dół schody. Nie może oprzeć się pokusie.
Schodzi i trafia na drzwi następne. Przekracza również to wejście
i tym sposobem znajduje się w potrzasku. W półmroku pełgają
płomyki świec.
Przy
owalnym stole miejsca zajmują cztery zagadkowe osoby. Patrzą na
dziewczynkę bez cienia życzliwości. Przed nimi stoją kielichy. I
po kolei dwie kobiety i dwaj mężczyźni zaczynają snuć opowieści.
Jedna traktuje o starym latarniku, który pragnie umrzeć. Uważa, że
jego życie się wyczerpało. Co miało się zdarzyć, już
zaistniało. Niczego więcej się nie spodziewa. Jego ostatnia wola
dotyczy jedynie przeznaczenia starej, pokrytej mchem i muszlami
lodzi. Nie powiem, czy latarnik wypełnił swoje postanowienie,
powiem tylko, że przydarzyły mu się sytuacje z pograniczy snu,
jawy i głębokich wspomnień. W kolejnych opowiadaniach pojawiają
się postaci stare i młode, piękne i szpetne, bogate i niezbyt
zamożne, wszystkie jednak są w jakiś sposób niesamowite.
Po
każdej opowieści narrator prosi dziewczynkę, by skomentowała to,
co usłyszała. Dziecko słucha uważnie, tym bardziej, że Soledad
sama lubi układać opowiadania. Jej matka nie żyje. Wychowywana
przez ojca, swoje trudne przeżycia nakłada na usłyszane historie i
komentuje je po swojemu. Jeśli narrator czy narratorka nie są
zadowoleni z jej słów, nakazują by zdejmowała po
kolei ona rozmaite części garderoby, aż zostaje zupełnie
naga. A czytelnik ma wrażenie, jakby dziecko z każdą opowieścią
stawało się coraz bardziej dorosłe.
Jedno
z opowiadań dotyczy niesamowitego człowieka, który chciał
uszczęśliwić ludzkość, olbrzymi majątek przeznaczał na cele
charytatywne, a tak w ogóle to usiłował dociec, skąd bierze się
zło, co stanowi jego istotę. Nie znalazł odpowiedzi na swoje
pytania, a jego los okazał się tragiczny. Zanim to jednak
nastąpiło, bogacz idealista w rozmowie z synem powiedział:
„Tyranie, wojny, oszustwa, zdrady... Wszystko, co
sprawia, że nienawidzimy, niszczymy, zazdrościmy, kradniemy...”
No więc to wszystko jest rozmaitą postacią zła, które właściwie
przenika wszystko, ale trudno wypreparować zło w czystej postaci.
Warto
te książkę wziąć do ręki, doświadczyć silnych emocji,
śledzić, jakimi meandrami podąża wyobraźnia pisarza i na koniec
dojść do przekonania, że w literaturze wszystko jest dopuszczalne
i możliwe.
Jose Carlos Somoza „Tetralmeron”, przełożyła Agnieszka Rurarz, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SĄ, Warszawa 2014