czwartek, 20 czerwca 2019

Maria Suchecka - poleca

Na serio



Kiedy piszę ten tekst, jest środa poprzedzająca katolickie święto Boże Ciało. Jutro tłumy ludzi wyjdą na ulice. Na oknach i balkonach pojawią się udekorowane obrazy świętych, najczęściej Chrystusa i Matki Bożej, a w czterech miejscach parafialnego terenu będą na uczestników procesji czekały zaimprowizowane polowe ołtarze obowiązkowo z brzózkami, a których po przejściu procesji będą ubywały gałązki. Przyniesione do domów, w przekonaniu tych, którzy je ułamali, będą emanować błogosławieństwem, jakie niesie ten dzień. Boże Ciało przypomina, że ukrzyżowany Chrystus zmartwychwstał i pozostał, jak zapowiedział w przeddzień egzekucji, wciąż żywy pod postaciami białego opłatka i wina. Tego dnia, kiedy ustrojone na biało dziewczynki w swoich pierwszokomunijnych sukienkach sypią kwiatki, manifestuje się jedność ludzi Kościoła. Manifestuje się okazale i uroczyście. Najpewniej w niektórych mediach to religijne misterium zostanie ośmieszone, jak wszystko, co ma związek z wiarą i Kościołem jako instytucją.
W tym właśnie klimacie chcę zarekomendować zbiór reportaży „Dotknij Boga” Patryka Świątka, który w podtytule, na okładce dodał: w poszukiwaniu ludzi, którym pozostało tylko szczęście. Narrator, czyli autor, który prowadzi ustabilizowane życie, ma pracę, mieszkanie, dochody i wszystko, co daje poczucie pewności losu, zostawia samochód, pieniądze, karty bankomatowe, zabiera tylko plecak i namiot, by wyruszyć przed siebie i sprawdzić, czy można powierzyć się Bożej Opatrzności. I by trafić do ludzi, którzy znaleźli się na dnie egzystencji, a jednak żyją, mają co jeść, choć może spożywają posiłki nieregularnie, mają dach albo most nad głową, albo parę gratów, starych kołder i spirytusowy prymus, ustawionych pod prowizorycznym daszkiem w jakimś zagajniku.
Narrator ufa, że jakieś drzwi się przed nim otworzą. I czasami się otwierają, a czasami nie, wtedy rozbija swój namiot i czeka na znak Opatrzności. Trafia do przytułków, prywatnych domów opieki, klasztorów i innych trudnych do nazwania domostw, które dają schronienie tym, którym nie zostało nic, poza uczuciem szczęścia, zyskanego dzięki odkryciu Boga. A Bóg objawia się im w postaci dobrych ludzi, konsekrowanych i świeckich, wolontariuszy, zapaleńców, którzy naśladują Brata Alberta, choć mija wiek, od kiedy ten święty, były uczestnik Powstania Styczniowego, oddał swoje życie tym sponiewieranym poprzez los. Chrystus powiedział: „Ubogich zawsze mieć będziecie” i nie ma takiego systemu, kraju, gdzie ubóstwo zostałoby doszczętnie wyeliminowane.
Piotr Świątek spotyka byłych więźniów, nawet takich po odsiedzeniu najcięższych wyroków, narkomanów, alkoholików, bezdomnych, bezrobotnych, niepełnosprawnych. Tam, gdzie się znajdują, nikt nie pyta o przyczyny, które spowodowały ich totalną społeczna degradację. Nikt nie osądza, w swoim czasie zostali osądzeni i zapłacili to, co byli winni prawu. A niektórzy nie prosili się o swoje inwalidztwa, upośledzenia fizyczne czy umysłowe, tacy przyszli na świat i takimi są akceptowani przez opiekunów. Akceptowani to za mało powiedziane. Są darzeni szacunkiem i miłością, a choć może ktoś powiedzieć, jakie to nieracjonalne, niewychowawcze, to oni wiernie słuchają słów powiedzianych dwa tysiące lat temu: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili”. Więc wsadzają do wanny, żeby wyszorować narosły brud, kupują preparaty, żeby wspólnocie rezydującej pod mostem wyplenić wszawicę, ruszają rankiem do pracy, żeby zarobiony grosz przeznaczyć na prąd, gaz, wodę, chleb, sól, kasze, mąkę, świece do ołtarzy w ubogich kaplicach, cement do remontu przekazanych zrujnowanych domów, które stają się schronieniem dla tych wykluczonych i to wszystko, co potrzebne jest do wykarmienia kilku czy kilkudziesięciu ludzi. Kiedy trafia w takie miejsce zupełnie zdegradowany narkoman, który zna wszystkie sztuczki, jak wywieść w pole kontrolujących, przez pewien czas nie zostaje sam ani chwili. Towarzyszy mu opiekun, taki, który sam był na dnie i który się wydźwignął. Jego nie da się oszukać. Tutaj nie można ćpać, pić, oszukiwać, tutaj trzeba wykonywać nałożone obowiązki. Są zakazy, których złamanie oznacza wykluczenie ze wspólnoty.
Autor jeździł stopem, pomagał w tych domach ostatniej szansy, zawierał przyjaźnie z niedawnymi narkomanami czy aresztantami, poznawał ubogi język gestów i słów upośledzonych umysłowo. Poznawał źródło ich poczucia radości i szczęścia.
Jeśli ktoś myśli, że mu źle na świecie, jeśli ktoś ubolewa nad sobą, niech weźmie tę książkę do ręki, a zapewniam, że poprawi mu się nastrój i odkryje wszystkie plusy swojej egzystencji.

Patryk Świątek „Dotknij Boga”. W poszukiwaniu ludzi, którym postało tylko szczęście. Wydawnictwo Znak, Kraków 2015.