Na serio
Kiedy piszę ten tekst, jest środa poprzedzająca
katolickie święto Boże Ciało. Jutro tłumy ludzi wyjdą na ulice.
Na oknach i balkonach pojawią się udekorowane obrazy świętych,
najczęściej Chrystusa i Matki Bożej, a w czterech miejscach
parafialnego terenu będą na uczestników procesji czekały
zaimprowizowane polowe ołtarze obowiązkowo z brzózkami, a których
po przejściu procesji będą ubywały gałązki. Przyniesione do
domów, w przekonaniu tych, którzy je ułamali, będą emanować
błogosławieństwem, jakie niesie ten dzień. Boże Ciało
przypomina, że ukrzyżowany Chrystus zmartwychwstał i pozostał,
jak zapowiedział w przeddzień egzekucji, wciąż żywy pod
postaciami białego opłatka i wina. Tego dnia, kiedy ustrojone na
biało dziewczynki w swoich pierwszokomunijnych sukienkach sypią
kwiatki, manifestuje się jedność ludzi Kościoła. Manifestuje
się okazale i uroczyście. Najpewniej w niektórych mediach to
religijne misterium zostanie ośmieszone, jak wszystko, co ma związek
z wiarą i Kościołem jako instytucją.
W tym właśnie klimacie chcę zarekomendować zbiór
reportaży „Dotknij Boga” Patryka Świątka, który w podtytule,
na okładce dodał: w poszukiwaniu ludzi, którym pozostało tylko
szczęście. Narrator, czyli autor, który prowadzi ustabilizowane
życie, ma pracę, mieszkanie, dochody i wszystko, co daje poczucie
pewności losu, zostawia samochód, pieniądze, karty bankomatowe,
zabiera tylko plecak i namiot, by wyruszyć przed siebie i sprawdzić,
czy można powierzyć się Bożej Opatrzności. I by trafić do
ludzi, którzy znaleźli się na dnie egzystencji, a jednak żyją,
mają co jeść, choć może spożywają posiłki nieregularnie, mają
dach albo most nad głową, albo parę gratów, starych kołder i
spirytusowy prymus, ustawionych pod prowizorycznym daszkiem w jakimś
zagajniku.
Narrator ufa, że jakieś drzwi się przed nim otworzą.
I czasami się otwierają, a czasami nie, wtedy rozbija swój namiot
i czeka na znak Opatrzności. Trafia do przytułków, prywatnych
domów opieki, klasztorów i innych trudnych do nazwania domostw,
które dają schronienie tym, którym nie zostało nic, poza uczuciem
szczęścia, zyskanego dzięki odkryciu Boga. A Bóg objawia się im
w postaci dobrych ludzi, konsekrowanych i świeckich, wolontariuszy,
zapaleńców, którzy naśladują Brata Alberta, choć mija wiek, od
kiedy ten święty, były uczestnik Powstania Styczniowego, oddał
swoje życie tym sponiewieranym poprzez los. Chrystus powiedział:
„Ubogich zawsze mieć będziecie” i nie ma takiego systemu,
kraju, gdzie ubóstwo zostałoby doszczętnie wyeliminowane.
Piotr Świątek spotyka byłych więźniów, nawet
takich po odsiedzeniu najcięższych wyroków, narkomanów,
alkoholików, bezdomnych, bezrobotnych, niepełnosprawnych. Tam,
gdzie się znajdują, nikt nie pyta o przyczyny, które spowodowały
ich totalną społeczna degradację. Nikt nie osądza, w swoim czasie
zostali osądzeni i zapłacili to, co byli winni prawu. A niektórzy
nie prosili się o swoje inwalidztwa, upośledzenia fizyczne czy
umysłowe, tacy przyszli na świat i takimi są akceptowani przez
opiekunów. Akceptowani to za mało powiedziane. Są darzeni
szacunkiem i miłością, a choć może ktoś powiedzieć, jakie to
nieracjonalne, niewychowawcze, to oni wiernie słuchają słów
powiedzianych dwa tysiące lat temu: „Cokolwiek uczyniliście
jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili”. Więc wsadzają
do wanny, żeby wyszorować narosły brud, kupują preparaty, żeby
wspólnocie rezydującej pod mostem wyplenić wszawicę, ruszają
rankiem do pracy, żeby zarobiony grosz przeznaczyć na prąd, gaz,
wodę, chleb, sól, kasze, mąkę, świece do ołtarzy w ubogich
kaplicach, cement do remontu przekazanych zrujnowanych domów, które
stają się schronieniem dla tych wykluczonych i to wszystko, co
potrzebne jest do wykarmienia kilku czy kilkudziesięciu ludzi. Kiedy
trafia w takie miejsce zupełnie zdegradowany narkoman, który zna
wszystkie sztuczki, jak wywieść w pole kontrolujących, przez
pewien czas nie zostaje sam ani chwili. Towarzyszy mu opiekun, taki,
który sam był na dnie i który się wydźwignął. Jego nie da się
oszukać. Tutaj nie można ćpać, pić, oszukiwać, tutaj trzeba
wykonywać nałożone obowiązki. Są zakazy, których złamanie
oznacza wykluczenie ze wspólnoty.
Autor jeździł stopem, pomagał w tych domach ostatniej
szansy, zawierał przyjaźnie z niedawnymi narkomanami czy
aresztantami, poznawał ubogi język gestów i słów upośledzonych
umysłowo. Poznawał źródło ich poczucia radości i szczęścia.
Jeśli ktoś myśli, że mu źle na świecie, jeśli
ktoś ubolewa nad sobą, niech weźmie tę książkę do ręki, a
zapewniam, że poprawi mu się nastrój i odkryje wszystkie plusy
swojej egzystencji.
Patryk Świątek „Dotknij Boga”. W poszukiwaniu
ludzi, którym postało tylko szczęście. Wydawnictwo Znak, Kraków
2015.