Rehabilitacja średniowiecza
Ostatnie książki w
najbliższej filii bibliotecznej wymieniałem bez dostępu do półek,
bo od wnętrza książnicy oddzielała mnie szklana tafla podniesiona
nad stolikiem, bym z powodu pandemii nikogo nie zainfekował a i sam
nie naraził się na atak wrednego wirusa. Uprzejma i bardzo ładna
bibliotekarka, poproszona o wybór książek zapytała, co preferuję.
Jak wymieniłem jej rozpiętość zainteresowań, zniknęła mi z
oczu i wróciła pokazując trzy pozycje. Zadziwiła mnie jej
znajomość psychologii czytelnika i dar przewidywania, co
zainteresuje tę osobę zza szklanej tafli. Z trzech książek
najpierw zacząłem czytać „Życie średniowiecznej kobiety”,
uznając, że to będzie najmniej pasjonująca lektura, więc
postanowiłem „zaliczyć” ją w pierwszej kolejności. Im więcej
stron było przewertowanych, tym większe zainteresowanie budziła we
mnie ta pozycja.
Prawda jest taka, że w
czasach mojej durnej i chmurnej licealnej młodości edukacja,
szczególnie historyczna, koncentrowała się na walce klas i wyzysku
kapitalistycznych pijawek. Zalega mi w pamięci zasugerowana na
lekcji scena, jak do morza wrzucane są z pokładu statku skrzynki
pomarańczy, a to w tym celu, żeby obniżyć dostawy do złaknionej
cytrusów wschodniej Europy, a tym samym utrzymać popyt i zawyżoną
cenę. Potem te nieutopione pomarańcze w liczbie po jednej moje
dzieci, których się szczęśliwie doczekałem, dostawały po jednej
sztuce obok pierników oraz innych łakoci w gwiazdkowych paczkach z
okazji nie Bożego Narodzenia ale Nowego Roku, gdyż religijne święto
było akcentem ideologicznie niepożądanym.
No więc czytam o
średniowieczu, które trwało ni miej ni więcej, jak tysiąc lat i
zdumiewam się, jak niewiele wiem o tym okresie, poza utrwalonym
przekonaniu, że był to czas ciemnoty, zabobonu i feudalnego
wyzysku. Tymczasem dowiaduję się z tej lektury, której tytuł
sugerował, że zawartość skoncentrowana ma być na losie kobiety,
że był to okres niezwykle ciekawy, a co więcej, nawet zakończył
się przeobrażeniem gospodarki, wprowadzeniem rozmaitych innowacji,
rozkwitu handlu i wytwórczości, nie licząc innych, pogardzanych w
okresie mojej edukacji zdarzeń i procesów.
W tym momencie urwałem
narrację, żeby dołączyć orkiszową bułkę, której nie mogła
pogryźć moja teściowa z pięknym uśmiechem nowej protezki
zębowej, ale bez sukcesów w przeżuwaniu nieco bardziej twardych
produktów. No i udając się do kuchni, uświadamiam sobie, że
orkisz kojarzy mi się z Hildegardą z Bingen, mniszką bardzo mądrą,
która w średniowieczu znała się na medycynie i właściwościach
ziół oraz innych darów natury. Jej teorie przeżywają renesans,
choć nigdy nie były zaniechane i skutkują tym, że mój
siostrzeniec intelektualista pokonuje kilkadziesiąt kilometrów, by
kupić mendel orkiszowego ziarna, zemleć je domowym sposobem i
wypiekać z niego wyborne bułki. Jest przekonany, że dieta wedle
tej mniszki sprawiła, że prawie umierający z powodu zainfekowania
Covidem 19 przeżył krytyczne trzy tygodnie i właśnie wybiera się
po kolejny worek orkiszowego ziarna.
Co ja zresztą swoimi słowami
będą opowiadać, jak Frances Gies i Joseph Gies rehabilitują w
swojej książce ten pogardzany okres, po prostu zacytuję to, co
jest owocem średniowiecza. Wtedy to „Średniowieczne wynalazki
zrewolucjonizowały wytwórczość, architekturę, rolnictwo i życie
umysłowe, ułatwiając i usprawniając życie codzienne i bytowanie
dzięki wprowadzeniu kołowrotka, młyna wodnego, wiatraka, taczki,
korby, krzywki, koła zamachowego, wiatraka, żagla łacińskiego,
steru, busoli, strzemion, prochu strzelniczego, wyściełanego
chomąta, przybijanych podków, trójpolówki, gotyckich technik
budowlanych, destylacji, uniwersytetów, poezji rymowanej, cyfr
arabskich, nowożytnego teatru, ruchomej czcionki i prasy
drukarskiej. Handlowa rewolucja z późniejszego średniowiecza (...)
otwarła drogę do nowej ery kapitalizmu, gdy polityczne
rozdrobnienie epoki feudalizmu zostało zastąpione przez nowe
państwa narodowe”.
Tyle
cytatu. Książka jest porywająca, a te jej części poświęcone
sytuacji kobiety po prostu fascynują dokładnością
opisów, poprzedzonych gruntownymi badaniami i dociekaniami
naukowymi. Czytelnik poznaje monarchinie, księżny,
hrabianki, szlachcianki, mieszczki i chłopki
i ze zdumieniem czyta o ich dzielności i mądrości, a również o
sponiewieraniu swojej płci, z którym nie zawsze się godziły, a
nie tylko Joanna
d'Arc
potrafiła
walczyć z orężem w rękach.
Gorąco polecam tę lekturę,
a przy jej okazji dowiedziałem się, że jest cały, godny polecenia
cykl poświęcony wiekom średnim. jak na przykład „Życie w
średniowiecznym zamku”, „Życie w średniowiecznym mieście” i
„Życie w średniowiecznej wsi”. Zaraz ruszam do biblioteki i
będę domagać się jednej z wymienionych pozycji.
Frances i Joseph Gies „Życie
średniowiecznej kobiety”, przekład Grzegorz Siwek, Społeczny
Instytut Wydawniczy ZNAK, Kraków 2019.