Jak kochał geniusz?
Nikt nie wątpi, że Fryderyk Chopin był geniuszem, przebrzmiały już spory, na ile był Francuzem, a na ile Polakiem. Polką była też jego pierwsza wielka miłość. Zresztą każda była wielka, może poza „chudą Szkotką”, jak zazdrośnie określała tę kobietę Aurora, choć właściwie romans George Sand i wybitnego pianisty już wygasł po dziewięciu latach ich niezwykłego związku, ale Szkotka, Jane Stirling niewątpliwie była tą ostatnią kobietą, która kochała kompozytora i pianistę ogromnie, ale bez wzajemności, było to uczucie, które nie opuściło ją do śmierci, wyeliminowało z jej życia wszystkich mężczyzn, gotowych poślubić inteligentną, zamożną arystokratkę.
Fryderyk Chopin nigdy się nie ożenił, ale właściwie nieustannie był zakochany, o czym można przeczytać w powieści Magdy Knedler „Narzeczone Chopina”. To pasjonująca, oparta na źródłach lektura, a sama autorka wyjawia: „Powieść niniejszą oparłam głównie na listach, sztambuchach oraz zapiskach Fryderyka Chopina, jego rodziny, przyjaciół i ukochanych”.
Powieść jest ciekawie skonstruowana. Jest rok 1889, do redaktora poczytnego warszawskiego dziennika trafia Krzysztof, też redaktor, by nakłonić kolegę i przyjaciela do powrotu na łamy i wykorzystania obfitych materiałów o Fryderyku Chopinie, jakie zgromadził, nie mogąc opanować rozpaczy po śmierci ukochanej żony Julii i synka, który zmarł tuż po urodzeniu. Julia straciła wzrok, i być może dlatego redaktor poświęcił wiele czasu Konstancji Gładkowskiej, ociemniałej od lat, byłej śpiewaczki, którą zauroczyła późniejsza muzyczna, europejska sława. Nie padły matrymonialne deklaracje, ale dla warszawskiego środowiska artystycznego nie było tajemnicą, że ci dwoje się kochają, ale młody artysta nie był dla niej partią, która zapewni rozwój jej talentu, a i ona nie mogła ruszyć w ślad za nim do Paryża w nieznaną przyszłość. Wyszła za mąż, ale pierwsza miłość pozostała w sercu na zawsze.
Maria Wodzińska poznała artystę we Włoszech i uwolniła się z zauroczenia Juliuszem Słowackim, który w tym okresie zachwycał się Italią, ale i tu nie doszło do ślubu. Wiadomo było, że artysta jest gruźlikiem, więc jego sława nie uśmierzyła niepokoju o zdrowie dziewczyny.
Nie miała takich zahamowań wyzwolona rozwódka George Sand, czyli Aurora, matka dwójki dorastających dzieci.
Ciekawy jest wątek związany z dzieciństwem i młodością wziętej już i skandalizującej pisarki, której przedostatnią (przed Chopinem) miłością był Musset. Aurora otoczyła opieką chorego pianistę i kompozytora. Musiała godzić troskę o dzieci, z których bardziej kochała syna, a pielęgnowanie gruźlika, który kaszlał, pluł, przeżywał krwotoki.
Trzeba wziąć powieść do ręki, by prześledzić dzieje tego związku i dowiedzieć się, jak się on zakończył. W Chopinie rozkochała się Jane Stirling i to dzięki niej chory artysta znalazł się w Anglii i Szkocji. To tam poznał śpiewaczkę ze Szwecji, zachwycony jej urodą i talentem, to właśnie ona w krytycznym momencie przekazała anonimowo artyście wielką kwotę, bo już nie udzielał dobrze opłacanych lekcji, nie koncertował, nie miał już dochodów, które przedtem zapewniały mu dostatnie życie w Paryżu, a nawet wspomaganie brata Marii, z którym się zaprzyjaźnił, a ten okazał się utracjuszem.
To Szkotka po śmierci artysty zajęła się jego spuścizną, zadbała o pomnik, przekazała siostrze artysty wszystko, co można było zabrać do Polski, do której z wolą Fryderyka wiozła jego serce.
Na zakończenie pragnę zacytować słowa Jane o miłości. Ona bowiem, zanim zmarła, spisała wszystko, co zachowała jej pamięć o Chopinie. Napisała: „Prawdziwa miłość nie oczekuje nic w zamian. Prawdziwa miłość wystarczy sama w sobie, sprawi człowiekowi radość tylko tym, że jest.” „W ten właśnie sposób widzę miłość. Jako stan ducha, który nie pozwala się poddać, każe dbać o tę drugą osobę i kochać ją nawet po jej śmierci”.
Jane Stirling udowodniła, że to jest możliwe. Ta powieść uczy szlachetności trwałych uczuć.
Magda Knedler „Narzeczone Chopina”, Wydawnictwo WAM, 2021.