Ewa Przydryga to młoda pisarka, autorka bestsellerowych thrillerów psychologicznych. Tutaj rekomendowana powieść „Miała umrzeć” już tytułem sugeruje, że może okazać się kryminałem. Kto lubi taki gatunek, chętnie sięgnie po tę pozycję. I zobaczy, że owszem jest tu wątek zagadkowej śmierci całej rodziny, ale w gruncie rzeczy zagłębi się w problemy psychologiczne familii, która tylko na pozór jest szczęśliwa.
Czytamy więc o pięknej matce, kilkunastoletniej dziewczynie i jej czteroletniej siostrzyczce, a nikt z tej czwórki nie jest szczęśliwy, wliczając w to ojca dziewczynek, pracującego człowieka biznesu.
Nastolatka to Ada. Bardzo kocha siostrzyczkę, którą oprócz niej nikt się nie zajmuje. Nela nie interesuje matki, gdyż ta kobieta topi rozczarowanie życiem rodzinnym w alkoholu, a do życia wystarczą jej seriale. Tam ogląda cudze szczęście i dramaty podobne do jej własnych przeżyć. Jej mąż pośredniczy w szemranych interesach, narażając na szwank dobre imię i własny interes, a prywatnie uwielbia młode dziewczęta, co oczywiście sprawia ból jego żonie. Atmosferę w tej rodzinie poznajemy już w pierwszych scenach. Narrację snuje Ada, nie szczędząc myślowych zgryźliwości pod adresem beznadziejnych rodziców. W szkole znakomicie spisuje się w sporcie, ale to nie wystarcza do poczucia radości. Niedoceniana w domu, tworzy wąski krąg: dwie dziewczyny i tyluż chłopaków. Tylko koleżanka Ady ma w miarę satysfakcjonującą familię. Ta grupka ma ulubione miejsce na peryferiach, gdzie oddaje się ryzykownym eksperymentom z własnym życiem. Podejmują, po zażyciu narkotyków, wyczynów na granicy śmierci. Razu pewnego powodują wypadek, nie spieszą z pomocą poszkodowanemu.
Kończy się narracja nastolatki. Mija dwadzieścia lat. Teraz opowieść snuje Lena, ta czterolatka. Próbuje odtworzyć swoją tożsamość, utraconą pod wpływem oschłej ciotki, która kryje przed nią okoliczności, w jakich zginęli jej rodzice. Zakłamuje dawne zdarzenia. Jej siostrzenica jest plastycznie utalentowana, na pierwszym wernisażu swoich prac spotyka klauna, który wyraźnie daje do zrozumienia, że młoda artystka nie jest mu obca, a i jej udziela się przekonanie, że tego mężczyznę już kiedyś widziała. Zagadnięta przez niego, dowiaduje się, że ten mim zabawia turystów u wejścia na sopockie molo. Kiedy Lena postanawia go odszukać, zastaje scenę usuwania przez policję i służby medyczne zwłok mima. Ustala miejsce jego zamieszkania, a potem po nitce do kłębka trafia na miejsce pochówku rodziców i siostry, a w końcu z różnymi perturbacjami dociera do byłej koleżanki nieżyjącej siostry, teraz dyrektorki szkoły. Zagadkowe siły utrudniają jej poszukiwania tożsamości i tajemnicy śmierci rodziców oraz siostry, z którą jej dziecięca pamięć zachowała jaśniejsze wspomnienia. Dotrze do prawdy, która okazuje się druzgocząca. Teraz w jej dorosłym życiu może liczyć tylko na chłopaka, który kocha ją i akceptuje taką, jaka jest, a nawet ratuje jej życie i wprowadza ład w jej zagmatwaną i pokiereszowaną psychikę.
Koniecznie trzeba wziąć powieść do ręki, by zobaczyć, jak przebiega wiwisekcja rozkładu rodziny i zaniku elementarnych uczuć, które trwały przez pokolenia. Naturalnie degeneracja i seksomania nie dotyka każdego mężczyzny, a zanik uczuć macierzyńskich nie jest cechą każdej młodej kobiety. Ale to nie jest tylko fikcja, jak donoszą media, niekochane dzieci stają się ofiarą konkubentek czy konkubentów, a życie nawet kilkuletnich dziewczynek czy chłopców nie zawsze medycyna zdoła uratować.
Ta powieść porusza sumienia, więc polecam ją gorąco. Pierwsze strony zawierają 30 opinii czytelników, bardzo poruszonych tych, co przeczytali.
Ewa Przydryga „Miała umrzeć” Muza Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2020.
Czytamy więc o pięknej matce, kilkunastoletniej dziewczynie i jej czteroletniej siostrzyczce, a nikt z tej czwórki nie jest szczęśliwy, wliczając w to ojca dziewczynek, pracującego człowieka biznesu.
Nastolatka to Ada. Bardzo kocha siostrzyczkę, którą oprócz niej nikt się nie zajmuje. Nela nie interesuje matki, gdyż ta kobieta topi rozczarowanie życiem rodzinnym w alkoholu, a do życia wystarczą jej seriale. Tam ogląda cudze szczęście i dramaty podobne do jej własnych przeżyć. Jej mąż pośredniczy w szemranych interesach, narażając na szwank dobre imię i własny interes, a prywatnie uwielbia młode dziewczęta, co oczywiście sprawia ból jego żonie. Atmosferę w tej rodzinie poznajemy już w pierwszych scenach. Narrację snuje Ada, nie szczędząc myślowych zgryźliwości pod adresem beznadziejnych rodziców. W szkole znakomicie spisuje się w sporcie, ale to nie wystarcza do poczucia radości. Niedoceniana w domu, tworzy wąski krąg: dwie dziewczyny i tyluż chłopaków. Tylko koleżanka Ady ma w miarę satysfakcjonującą familię. Ta grupka ma ulubione miejsce na peryferiach, gdzie oddaje się ryzykownym eksperymentom z własnym życiem. Podejmują, po zażyciu narkotyków, wyczynów na granicy śmierci. Razu pewnego powodują wypadek, nie spieszą z pomocą poszkodowanemu.
Kończy się narracja nastolatki. Mija dwadzieścia lat. Teraz opowieść snuje Lena, ta czterolatka. Próbuje odtworzyć swoją tożsamość, utraconą pod wpływem oschłej ciotki, która kryje przed nią okoliczności, w jakich zginęli jej rodzice. Zakłamuje dawne zdarzenia. Jej siostrzenica jest plastycznie utalentowana, na pierwszym wernisażu swoich prac spotyka klauna, który wyraźnie daje do zrozumienia, że młoda artystka nie jest mu obca, a i jej udziela się przekonanie, że tego mężczyznę już kiedyś widziała. Zagadnięta przez niego, dowiaduje się, że ten mim zabawia turystów u wejścia na sopockie molo. Kiedy Lena postanawia go odszukać, zastaje scenę usuwania przez policję i służby medyczne zwłok mima. Ustala miejsce jego zamieszkania, a potem po nitce do kłębka trafia na miejsce pochówku rodziców i siostry, a w końcu z różnymi perturbacjami dociera do byłej koleżanki nieżyjącej siostry, teraz dyrektorki szkoły. Zagadkowe siły utrudniają jej poszukiwania tożsamości i tajemnicy śmierci rodziców oraz siostry, z którą jej dziecięca pamięć zachowała jaśniejsze wspomnienia. Dotrze do prawdy, która okazuje się druzgocząca. Teraz w jej dorosłym życiu może liczyć tylko na chłopaka, który kocha ją i akceptuje taką, jaka jest, a nawet ratuje jej życie i wprowadza ład w jej zagmatwaną i pokiereszowaną psychikę.
Koniecznie trzeba wziąć powieść do ręki, by zobaczyć, jak przebiega wiwisekcja rozkładu rodziny i zaniku elementarnych uczuć, które trwały przez pokolenia. Naturalnie degeneracja i seksomania nie dotyka każdego mężczyzny, a zanik uczuć macierzyńskich nie jest cechą każdej młodej kobiety. Ale to nie jest tylko fikcja, jak donoszą media, niekochane dzieci stają się ofiarą konkubentek czy konkubentów, a życie nawet kilkuletnich dziewczynek czy chłopców nie zawsze medycyna zdoła uratować.
Ta powieść porusza sumienia, więc polecam ją gorąco. Pierwsze strony zawierają 30 opinii czytelników, bardzo poruszonych tych, co przeczytali.
Ewa Przydryga „Miała umrzeć” Muza Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2020.