Mandela do naśladowania
Nie miałem najmniejszego zamiaru pisać na Waszą
stronę o ostatnio przeczytanej książce, a dotyczy ona Republiki
Południowej Afryki. Przede wszystkim dlatego, że jeden z Waszych
współautorów niedawno rekomendował znakomitą pozycję
amerykańskiego pisarza, dziennikarza, laureata różnych nagród,
który przedstawił historię wielkiego treka, czyli wędrówki
białych z południa Afryki w głąb kontynentu. Mam na myśli Adama
Hochschilda „Lustro o północy. Śladami Wielkiego Treku”. Autor
ten ogarnął historię 150 lat, a w dodatkowym rozdziale uwagę
poświęcił Nelsonowi Mandeli. A ja właśnie skończyłem czytać
Johna Corlina "Invictus igrający z ogniem", pozycję
biograficzną w całości poświęconą temu wybitnemu bojownikowi o
wolność Czarnych i równość wymieszanej wielorasowo ludności
RPA.
„Invictus” traktuje o przełomowych latach w życiu
Mandeli. Wszystkie postępowe siły świata domagały się jego
uwolnienia, co stało się po 27 latach kazamatów, tortur,
prześladowań. Kiedy nastąpiły rewolucyjne, ale pokojowe zmiany po
dojściu niedawnego więźnia do władzy, wszyscy spodziewali się
okrutnego odwetu. Bardziej okrutnego, niż to wszystko, czego Mandela
doświadczył w więzieniach.
Tymczasem okazało się, że w tym niezwykłym człowieku
nie ma pragnienia zemsty. Kiedy urzędnicy wysokiego szczebla w
popłochu zaczęli opróżniać swoje biurka i gabinety, musieli
odpowiedzieć na pytanie nowego prezydenta, co robią i przyjąć do
wiadomości informację, że zachowują swoje funkcje, nawet jeśli
oni przez lata ferowali wyroki.
Cały naród był podzielony. Nie tylko na białych i
kolorowych. Podzieleni byli również biali. I Mandela wpadł na
genialny pomysł, żeby kraj wystawił drużynę rugby, która
wystąpi w mistrzostwach świata, a te miały się odbyć w RPA. Jego
hasło brzmiało następująco: jedna drużyna, jedna ojczyzna. W
książce czytamy, że „ jego tajną bronią było przeświadczenie,
że nie tylko potrafi polubić ludzi, z którymi ma do czynienia, ale
że ci ludzie polubią także jego”. Był to czysty idealizm, który
okazał się zdumiewająco realny.
Ten człowiek o niezwykłej dyscyplinie miał swoje
metody na życie i w więzieniu, i na wolności. Wstawał o czwartej
trzydzieści. Wykonywał zadane sobie ćwiczenia. Zjadał albo z
konieczności (w więzieniu) albo z wyboru bardzo skromne posiłki.
Nie marnował czasu. W każdych warunkach umiał postawić sobie
zadania. Kiedy zwracał się do współtowarzyszy , mawiał „Nie
trafiajcie do ich umysłów, trafiajcie do ich serc”. Nic dziwnego,
że został laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Piszę o tym wszystkim
po obejrzeniu transmisji z obchodów stulecia niepodległości mojej
Ojczyzny. Piszę, mając ochotę zawołać do tych polityków ze
ściskoszczękiem wyrażającym gniew, pogardę, nienawiść i pychę.
Nie mówcie o sprawiedliwości, wy tej humanitarnej sprawiedliwości
uczcie się od Nelsona Mandeli. To on zdobył się na totalne
wybaczenie.
Tylko to chciałem napisać. I dodać, że jak pisze
autor, „Słabość Mandeli była jego siłą.”
John Carlin „Invictus igrający z ogniem”,
przełożył Jerzy Malinowski, MUZA S.A. Warszawa 2010.