poniedziałek, 3 października 2022

Anastazja Daniłowiczowa poleca historię, nie tak daleką a bardzo bliską.

 Przekraczanie granic

 

Obserwuję w telewizji „Manichy”, młodzi, starsi, nawet nastolatkowie wielkim głosem domagają się wolności w tworzeniu związków jednopłciowych, swobody seksualnej, eutanazji dla niepotrzebnych, i tak dalej, nie zastanawiając się, jakie będą dalekosiężne skutki niczym nieograniczonej swobody. Pisarz Marcin Pilis w powieści „Zemsta kobiet” rysuje wizję tego, jak daleko posunie się swoboda obyczajowa. Nie ma w tej książce nachalnego moralizowania, nie ma piętnowania tego, co przez stulecia było uznawane za zło, a z czym wojowały kolejne rewolucje. On po prostu opisuje historię, która może się zdarzyć, jeśli przestaną działać jakiekolwiek hamulce, a egoistyczne potrzeby będą coraz bardziej wyrafinowane.

Sytuacja, jakich wiele: dziewczyna wyjeżdża do Egiptu zarabiać. Tam nie żyje ascetycznie, gdyż blondynka zwraca uwagę smagłych mężczyzn. W kraju zostawiła — nazwijmy to — wielbiciela — z przekonaniem, że zawsze może na niego liczyć i do niego wrócić, nie rozliczana z tego, co i z kim robiła na północy Afryki. Dziewczyna od czasu do czasu wraca do kraju, ale tym razem wraca nakłaniana dziwnymi zachętami, które podpisuje „Dziadek”. Ona nie ma żadnego dziadka ani po mieczu, ani po kądzieli, jej pamięć nie rejestruje ojca, gdyż matka mocno zakonspirowała swoją przeszłość, a już, jak się mówi, spoczywa w grobie. Jej mieszkanie, jej meble, jej garderoba nie pozwalają wydedukować, jak przebiegało jej życie – po każdej nieżyjącej osobie zostaje coś, co trudno tak do końca zlikwidować.

Klaudyna, takie imię nosi bohaterka, wraca zaintrygowana zachętami od „Dziadka”. Idzie własnymi tropami sprzed kilkunastu lat, trafia do szpitala, gdzie urodziła i zostawiła noworodka płci żeńskiej. Biografię i pamięć uwolniła z tego balastu. Ale na dnie sumienia został niepokój o córeczkę i potrzeba, by odszukać dziecko. A córka trafiła do dysfunkcyjnego małżeństwa, które przysposobienie dziecka traktuje jako źródło dochodu, bo państwo finansuje wychowanie przygarniętego dziecka. A przecież wiemy z doniesień, jakie pojawiają się w mediach, że opieka zawodzi, że przygarnięte małolaty są wykorzystywane na różne sposoby, a kiedy zdarzy się okazja, za wysoką gratyfikację przekazywane w inne ręce na przykład do seksualnych dewiantów. Naturalnie nie należy uogólniać, bo nie dotyczy to wszystkich przybranych rodziców.

Klaudynę ogarnia niepokój, czy jej dziecko nie spotka podobny los.

A narracja powieści pozwala równoległe obserwować sytuację Pauli, wyrastającej w rodzinie zastępczej. Nastolatka marzy o prawdziwej matce. Wyobraża sobie, że jest piękna i czuła, podczas gdy nie moja matka i nie mój ojciec, jak nazywa przybranych rodziców, dalecy są od serdeczności , ciepła, czułości. Klaudyna wytropi informację, w jakim domu przebywa oddana do adopcji córka. Zjawia się tam, ale za późno, nastolatka już została „przehandlowana”. Autor cofa czas. Pozwala czytelnikowi poznać: „Dziadka”, pozwala poznać tereny, na których stacjonowały radzieckie wojska, a mieszkańcom Dolnego Śląska bliskie są obrazy tych garnizonów. Sama jako była członkini TPPR byłam w tych garnizonach i przed opuszczeniem ich przez Rosjan, i po transformacji. Mam przed oczami niewielki placyk, dziwne patio w czworoboku zabudowań, gdzie widziałam oddalone na odpowiedni dystans drzewa, na których roztrzaskana kora wskazywała, że tu odbywały się egzekucja sołdatów łamiących żelazne zasady.

Po transformacji poradzieckie obiekty albo ulegały zniszczeniu, albo były zagospodarowywane na różne sposoby. Jeden z nich pokazany jest w powieści. Za sowieckich czasów okoliczne dziewczęta były stręczone wyposzczonym seksualnie żołnierzom, w ostatnich dziesięcioleciach w niektórych funkcjonowały burdele.

Cóż ja będę mówić, dlaczego Klaudyna nie zastała córki w rodzinie zastępczej. Musiałabym opisać kazirodztwo, brutalne nadużycia seksualne i formy rodzącego się buntu kobiet, który osiągał ostateczny kształt.

W książce czytelnik znajdzie socjologiczne obserwacje, naniesie na nie swoje własne doświadczenia, zastanowi się, czy są granice, których nie można przekraczać. Powieść miejscami jest brutalna, wstrząsająca, ale pokazuje, że oprócz bydlaków w ludzkiej skórze jeszcze chodzą po świecie ludzie przyzwoici. Powieść na pewno dostarcza wartkiej lektury, silnych napięć, w tym kryminalnych i psychologicznych i doprawdy warto ją wziąć do ręki choćby po to, żeby zastanowić się, czy są nieprzekraczalne granice i czy warto przypominać o nich.

Marcin Pilis „Zemsta kobiet”, Wydawnictwo LIRA, Warszawa 2019.