poniedziałek, 19 listopada 2018

Daniel Rzepecki - poleca

Mandela do naśladowania



Nie miałem najmniejszego zamiaru pisać na Waszą stronę o ostatnio przeczytanej książce, a dotyczy ona Republiki Południowej Afryki. Przede wszystkim dlatego, że jeden z Waszych współautorów niedawno rekomendował znakomitą pozycję amerykańskiego pisarza, dziennikarza, laureata różnych nagród, który przedstawił historię wielkiego treka, czyli wędrówki białych z południa Afryki w głąb kontynentu. Mam na myśli Adama Hochschilda „Lustro o północy. Śladami Wielkiego Treku”. Autor ten ogarnął historię 150 lat, a w dodatkowym rozdziale uwagę poświęcił Nelsonowi Mandeli. A ja właśnie skończyłem czytać Johna Corlina "Invictus igrający z ogniem", pozycję biograficzną w całości poświęconą temu wybitnemu bojownikowi o wolność Czarnych i równość wymieszanej wielorasowo ludności RPA.
Invictus” traktuje o przełomowych latach w życiu Mandeli. Wszystkie postępowe siły świata domagały się jego uwolnienia, co stało się po 27 latach kazamatów, tortur, prześladowań. Kiedy nastąpiły rewolucyjne, ale pokojowe zmiany po dojściu niedawnego więźnia do władzy, wszyscy spodziewali się okrutnego odwetu. Bardziej okrutnego, niż to wszystko, czego Mandela doświadczył w więzieniach.
Tymczasem okazało się, że w tym niezwykłym człowieku nie ma pragnienia zemsty. Kiedy urzędnicy wysokiego szczebla w popłochu zaczęli opróżniać swoje biurka i gabinety, musieli odpowiedzieć na pytanie nowego prezydenta, co robią i przyjąć do wiadomości informację, że zachowują swoje funkcje, nawet jeśli oni przez lata ferowali wyroki.
Cały naród był podzielony. Nie tylko na białych i kolorowych. Podzieleni byli również biali. I Mandela wpadł na genialny pomysł, żeby kraj wystawił drużynę rugby, która wystąpi w mistrzostwach świata, a te miały się odbyć w RPA. Jego hasło brzmiało następująco: jedna drużyna, jedna ojczyzna. W książce czytamy, że „ jego tajną bronią było przeświadczenie, że nie tylko potrafi polubić ludzi, z którymi ma do czynienia, ale że ci ludzie polubią także jego”. Był to czysty idealizm, który okazał się zdumiewająco realny.
Ten człowiek o niezwykłej dyscyplinie miał swoje metody na życie i w więzieniu, i na wolności. Wstawał o czwartej trzydzieści. Wykonywał zadane sobie ćwiczenia. Zjadał albo z konieczności (w więzieniu) albo z wyboru bardzo skromne posiłki. Nie marnował czasu. W każdych warunkach umiał postawić sobie zadania. Kiedy zwracał się do współtowarzyszy , mawiał „Nie trafiajcie do ich umysłów, trafiajcie do ich serc”. Nic dziwnego, że został laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Piszę o tym wszystkim po obejrzeniu transmisji z obchodów stulecia niepodległości mojej Ojczyzny. Piszę, mając ochotę zawołać do tych polityków ze ściskoszczękiem wyrażającym gniew, pogardę, nienawiść i pychę. Nie mówcie o sprawiedliwości, wy tej humanitarnej sprawiedliwości uczcie się od Nelsona Mandeli. To on zdobył się na totalne wybaczenie.
Tylko to chciałem napisać. I dodać, że jak pisze autor, „Słabość Mandeli była jego siłą.”

John Carlin „Invictus igrający z ogniem”, przełożył Jerzy Malinowski, MUZA S.A. Warszawa 2010.