Elvis – bożyszcze mojej młodości
W
czasach mojej młodości wszystko, co przychodziło z Zachodu,
zasługiwało na pogardę. Mimo wszystko pamiętam, jak zafascynował
nas taniec boogie-woogie
i w czasie lekcyjnych przerw jedna od drugiej uczyłyśmy się tego
dziwnego kolebania
się na wszystkie strony. Potem, już w studenckich czasach, na
wieczorkach w akademikach i chłopcy, i dziewczęta szaleli w rytmie
rock and rolla. A naszym idolem był Elvis Presley. Więc nie ma co
się dziwić, że rzuciłam się jak diabeł na grzeszną duszę na
biograficzną książkę Jerry'ego Hopkinsa "ELVIS KRÓL ROCK'N
ROLLA". Idol mojej młodości zmarł w 1977 roku, a urodził się
w r. 1935. Jak wyczytałam, przez dwa stulecia nie pojawił się w
USA równie utalentowany wokalista. Człowiek o tak wielkiej sile
oddziaływania, że dokonał rewolucji i w popkulturze, i w
obyczajowości młodego pokolenia, które zaczęło go wprost
ubóstwiać.
Z głębokim przekonaniem rekomenduję tę biografię
gwiazdy, szczególnie rocznikom z lat trzydziestych i czterdziestych,
gdyż lektura tej pozycji przeniesie ich w klimaty młodości i
przywoła fascynacje, drzemiące głęboko w pamięci. Wydawca
informuje, że na polskim rynku nie ukazała się wcześniej tak
wyczerpująca monografia poświęcona idolowi popkultury. Podoba mi
się, że autor rzetelnie wprowadza w realia rejonu, który wydał
tego muzycznego geniusza. Elvis urodził się w Tupelo. Jego
rodzicami był Vernon i o cztery lata starsza od niego Gladys.
Urodziła bliźnięta, z których przeżył tylko Elvis. Jej troska o
dziecko była tak wielka, że nie spuszczała malca z oczu, a
odprowadzała go do szkoły jeszcze w licealnych czasach. Miłość
syna była równie głęboka. A przedwczesna śmierć matki okazała
się najbardziej traumatycznym przeżyciem dla idola. Preslejowie
byli farmerami, potem wykonywali również inne zawody. Nieraz
niedostatek zaglądał im w oczy. Byli ludźmi ogromnie uczciwymi i w
takim duchu wychowywali jedynaka. Uczęszczali do kościoła Zborów
Bożych, jednej z ewangelickich wspólnot, założonych w 1914 roku.
Byli bardzo religijni, wraz z synkiem śpiewali w kościelnym chórze.
Elvis ukończył liceum, zaczął pracę jako kierowca, a kiedy
okazało się, że ma estradowy temperament, piękny głos a jego
śpiew zachwyca, postanowił spróbować swoich szans jako
piosenkarz. Miejscowe studio nagrań Sun Record Company zachęcało,
by chętni wstępowali, by nagrać swoją własną płytę. I Elvis
skorzystał z tej możliwości, zaczynając swój błyskotliwy rozwój
i zdumiewającą karierę, która dała mu sławę na cały świat.
Jego piosenki wywołały zachwyt i zainteresowanie. Zaczęły się
nagrania, potem koncerty. Zdobywał coraz szerszą publiczność.
Stał się idolem. Zdumiewające było to, że nie musiał się
przygotowywać do nagrań. Przychodził i śpiewał, można rzec,
spontanicznie. Za sławą przychodziły profity, coraz większe
zarobki. Kupił rodzicom okazały dom. Kupował samochody i
biżuterię. Zamawiał kostiumy na estradę. Nie uchylił się od
służby wojskowej, którą odbył w Niemczech.
Jego menadżerem został Tom Parker, geniusz wokalistyki
spotkał geniusza zmysłu organizacji. Organizował szlaki
koncertowe, zamawiał rozmaite gadżety, na które było wielkie
zapotrzebowanie. Wreszcie Elvis zaczął kupować nie tylko
samochody, nie tylko sobie, rodzinie i przyjaciołom, ale też
samoloty, co usprawniło przemieszczanie się z jednego stanu na
drugi, ze wschodu na zachód, z północy na południe.
Kobiety go uwielbiały, dziewczyny wpadały w trans na
jego koncertach. Dziś byśmy powiedzieli, że stał się
niepohamowanym erotomanem. I nic nie zmieniło tego stanu rzeczy to,
że poślubił śliczną, znacznie młodszą Priscillę. Równo rok
po ślubie doczekali się córeczki. Kochał dziewczynkę bardzo, ale
nie na tyle, by zrezygnować z kariery, trans koncertowych i
występowania w filmach, z miłosnych apetytów. Żadna żona by
chyba tego nie wytrzymała, więc i cierpliwość matki Lisie Marii
się wyczerpała, bo jej mąż, który niewątpliwie kochał
córeczkę, nie zrezygnował z kariery i stylu życia, jaki
prowadził. Sypiał do pierwszej w południe, potem docierał do sal
koncertowych, a po występach prowadził życie towarzyskie aż do
rana. Żeby utrzymać formę, zażywał środki pobudzające, zaś by
pokrzepić się snem, środki nasenne. Oczywiście te specyfiki
zawierały też elementy narkotyczne. Kiedy z powodu niezdrowej
diety, a uwielbiał jedzenie ludu, jak byśmy powiedzieli, więc do
tych medycznych specyfików dołączył środki odchudzające. Kiedy
zmarł przed wyruszeniem w kolejną trasę, w jego krwi znaleziono
ślady dziesięciu specyfików. Zadbano, by w miejscu zgonu nie było
śladu ampułek i strzykawek.
Był bogaczem i utracjuszem, ale człowiekiem szczodrym
i hojnym. Ojciec starał się wyhamować, ale na próżno, tę
rozrzutność.
Podążały za nim tłumy fanek, fanów również.
Pogrzeb był wielką manifestacją uwielbienia. Warto jeszcze
wspomnieć, że zachował religijność. Wiedziano, że czasami,
zamiast oddawać się erotycznym igraszkom z kolejną kochanką,
czytał jej w sypialni biblię. Kiedyś wyznał Joyse Biva,
pracownicy Izby Reprezentantów do spraw Sił Zbrojnych: „Cisza
jest miejscem spoczynku duszy. Jest święta i konieczna do narodzin
nowych myśli. Do tego służą mi pigułki, by się zbliżyć do tej
ciszy”.
Gorąco namawiam do lektury "Elvisa", nawet
tych, którzy należą już do późniejszych pokoleń. Żeby
dowiedzieli się, jak należy szanować zdrowie i jak rozwijać
talent, nie podążając do samozniszczenia.
Jerry Hopkins, „ELVIS KRÓL ROCK'N ROLLA”. Przełożył
z angielskiego Tomasz Szlagor, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław
2013.