wtorek, 9 kwietnia 2019

Anastazja Daniłowiczowa - poleca

Elvis – bożyszcze mojej młodości


W czasach mojej młodości wszystko, co przychodziło z Zachodu, zasługiwało na pogardę. Mimo wszystko pamiętam, jak zafascynował nas taniec boogie-woogie i w czasie lekcyjnych przerw jedna od drugiej uczyłyśmy się tego dziwnego kolebania się na wszystkie strony. Potem, już w studenckich czasach, na wieczorkach w akademikach i chłopcy, i dziewczęta szaleli w rytmie rock and rolla. A naszym idolem był Elvis Presley. Więc nie ma co się dziwić, że rzuciłam się jak diabeł na grzeszną duszę na biograficzną książkę Jerry'ego Hopkinsa "ELVIS KRÓL ROCK'N ROLLA". Idol mojej młodości zmarł w 1977 roku, a urodził się w r. 1935. Jak wyczytałam, przez dwa stulecia nie pojawił się w USA równie utalentowany wokalista. Człowiek o tak wielkiej sile oddziaływania, że dokonał rewolucji i w popkulturze, i w obyczajowości młodego pokolenia, które zaczęło go wprost ubóstwiać.
Z głębokim przekonaniem rekomenduję tę biografię gwiazdy, szczególnie rocznikom z lat trzydziestych i czterdziestych, gdyż lektura tej pozycji przeniesie ich w klimaty młodości i przywoła fascynacje, drzemiące głęboko w pamięci. Wydawca informuje, że na polskim rynku nie ukazała się wcześniej tak wyczerpująca monografia poświęcona idolowi popkultury. Podoba mi się, że autor rzetelnie wprowadza w realia rejonu, który wydał tego muzycznego geniusza. Elvis urodził się w Tupelo. Jego rodzicami był Vernon i o cztery lata starsza od niego Gladys. Urodziła bliźnięta, z których przeżył tylko Elvis. Jej troska o dziecko była tak wielka, że nie spuszczała malca z oczu, a odprowadzała go do szkoły jeszcze w licealnych czasach. Miłość syna była równie głęboka. A przedwczesna śmierć matki okazała się najbardziej traumatycznym przeżyciem dla idola. Preslejowie byli farmerami, potem wykonywali również inne zawody. Nieraz niedostatek zaglądał im w oczy. Byli ludźmi ogromnie uczciwymi i w takim duchu wychowywali jedynaka. Uczęszczali do kościoła Zborów Bożych, jednej z ewangelickich wspólnot, założonych w 1914 roku. Byli bardzo religijni, wraz z synkiem śpiewali w kościelnym chórze. Elvis ukończył liceum, zaczął pracę jako kierowca, a kiedy okazało się, że ma estradowy temperament, piękny głos a jego śpiew zachwyca, postanowił spróbować swoich szans jako piosenkarz. Miejscowe studio nagrań Sun Record Company zachęcało, by chętni wstępowali, by nagrać swoją własną płytę. I Elvis skorzystał z tej możliwości, zaczynając swój błyskotliwy rozwój i zdumiewającą karierę, która dała mu sławę na cały świat. Jego piosenki wywołały zachwyt i zainteresowanie. Zaczęły się nagrania, potem koncerty. Zdobywał coraz szerszą publiczność. Stał się idolem. Zdumiewające było to, że nie musiał się przygotowywać do nagrań. Przychodził i śpiewał, można rzec, spontanicznie. Za sławą przychodziły profity, coraz większe zarobki. Kupił rodzicom okazały dom. Kupował samochody i biżuterię. Zamawiał kostiumy na estradę. Nie uchylił się od służby wojskowej, którą odbył w Niemczech.
Jego menadżerem został Tom Parker, geniusz wokalistyki spotkał geniusza zmysłu organizacji. Organizował szlaki koncertowe, zamawiał rozmaite gadżety, na które było wielkie zapotrzebowanie. Wreszcie Elvis zaczął kupować nie tylko samochody, nie tylko sobie, rodzinie i przyjaciołom, ale też samoloty, co usprawniło przemieszczanie się z jednego stanu na drugi, ze wschodu na zachód, z północy na południe.
Kobiety go uwielbiały, dziewczyny wpadały w trans na jego koncertach. Dziś byśmy powiedzieli, że stał się niepohamowanym erotomanem. I nic nie zmieniło tego stanu rzeczy to, że poślubił śliczną, znacznie młodszą Priscillę. Równo rok po ślubie doczekali się córeczki. Kochał dziewczynkę bardzo, ale nie na tyle, by zrezygnować z kariery, trans koncertowych i występowania w filmach, z miłosnych apetytów. Żadna żona by chyba tego nie wytrzymała, więc i cierpliwość matki Lisie Marii się wyczerpała, bo jej mąż, który niewątpliwie kochał córeczkę, nie zrezygnował z kariery i stylu życia, jaki prowadził. Sypiał do pierwszej w południe, potem docierał do sal koncertowych, a po występach prowadził życie towarzyskie aż do rana. Żeby utrzymać formę, zażywał środki pobudzające, zaś by pokrzepić się snem, środki nasenne. Oczywiście te specyfiki zawierały też elementy narkotyczne. Kiedy z powodu niezdrowej diety, a uwielbiał jedzenie ludu, jak byśmy powiedzieli, więc do tych medycznych specyfików dołączył środki odchudzające. Kiedy zmarł przed wyruszeniem w kolejną trasę, w jego krwi znaleziono ślady dziesięciu specyfików. Zadbano, by w miejscu zgonu nie było śladu ampułek i strzykawek.
Był bogaczem i utracjuszem, ale człowiekiem szczodrym i hojnym. Ojciec starał się wyhamować, ale na próżno, tę rozrzutność.
Podążały za nim tłumy fanek, fanów również. Pogrzeb był wielką manifestacją uwielbienia. Warto jeszcze wspomnieć, że zachował religijność. Wiedziano, że czasami, zamiast oddawać się erotycznym igraszkom z kolejną kochanką, czytał jej w sypialni biblię. Kiedyś wyznał Joyse Biva, pracownicy Izby Reprezentantów do spraw Sił Zbrojnych: „Cisza jest miejscem spoczynku duszy. Jest święta i konieczna do narodzin nowych myśli. Do tego służą mi pigułki, by się zbliżyć do tej ciszy”.
Gorąco namawiam do lektury "Elvisa", nawet tych, którzy należą już do późniejszych pokoleń. Żeby dowiedzieli się, jak należy szanować zdrowie i jak rozwijać talent, nie podążając do samozniszczenia.

Jerry Hopkins, „ELVIS KRÓL ROCK'N ROLLA”. Przełożył z angielskiego Tomasz Szlagor, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2013.