Potęga pasji i miłości
Jerzy Antczak to wielka postać
polskiego teatru telewizji, kinematografii, wielkich obrazów filmu.
Powołane do życia na ekranie postaci są tak sugestywnie
nakreślone, że kiedy odtwórczyni głównej roli w „Nocach i
dniach” według epopei Marii Dąbrowskiej po wielu latach znalazła
się na ulicach Warszawy, w ulubionych kiedyś sklepach i kramach
witały ją słowa: Pani Basiu, mam dla pani coś specjalnego. Bo dla
widzów mimo otrzymanych przez artystkę nagród bez mała na całym
świecie, nie licząc tego, czym uhonorowano artystkę w kraju za
rolę Bogumiłowej Niechcicowej, w ich pamięci Jadwiga Barańska
była hołubiona jako filmowa postać. Film, nominowany do Oscara,
miał wielką szansę na tę prestiżową nagrodę, ale jak to
niejednokrotnie bywa, choć członkowie komisji weryfikującej
utwierdzali reżysera i Jadwigę Barańską o ich wielkiej szansie w
kategorii filmu z innego, niż USA kraju, statuetka trafiła do kogoś
innego, o czym zadecydowały, jak to często bywa, zakulisowe
mechanizmy.
O wielkiej nadziei i
rozczarowaniu dowie się każdy, kto weźmie do ręki
kilkusetstronicową autobiografię Jerzego Antczaka. Wybitny reżyser
w przeddzień ukończenia swoich dziewięćdziesięciu lat już po
raz drugi zmierzył się za swoim zdumiewającym losem. Wcześniej
sparafrazował tytuł filmu, który podbił widzów na wielu
kontynentach i został porównywany do „Przeminęło z wiatrem”,
wydając „Moje noce i dni”. Teraz, u schyłku lat uświadamia
sobie, że nie ujął tam sylwetek tych wszystkich niezwykłych
ludzi, których los postawił na jego drodze do przeznaczenia, jakim
stało się bycia reżyserem i utrwalanie zagadek bytu w ruchomych
obrazach i zapadających w ucho dźwiękach. Zaś o przeznaczeniu
napisał: „Kiedy dzisiaj patrzę wstecz, doznaję wrażenia, że
był to okres zaskakujących zwrotów. Przeznaczenie niemal
prowadziło mnie na smyczy.” Człowiek nie ma wyboru. Nosi w sobie
swój los. Musi iść tam i robić to, na co skazało go
przeznaczenie. Nikt nie stoi ponad przeznaczeniem. Zjawy senne są po
to, by ostrzegać, wydawać polecenia, grozić. Człowiek mając
wypisany swój los raz na zawsze, musi go tylko odczytywać i
wypełniać punkt po punkcie”. Jerzy Antczak zacytował te słowa
profesor Łopatyńskiej, do której w książce odwołuje się
niejednokrotnie. Ostatnie słowa tej księgi losu autor napisał w
Los Angeles 10 października 2019 roku, w dniu, kiedy została
przyznana Oldze Tokarczuk Nagroda Nobla.
Wzrok czytelnika
nieruchomieje, kiedy dowiaduje się, że gigantyczne wyznanie „Jak
ja ich kochałem” jest dedykowane synowi Mikołajowi, który przez
wszystkie karty na ponad 700 stronach jest pomijany milczeniem.
Wynika ten stan rzeczy z tego, że o najukochańszym z
najukochańszych, jak nazywa w dedykacji Syna, po prostu pisze tak
oszczędnie, zostawiając miejsce dla tych, których podziwiał i
kochał, a także żywił wdzięczność, bo bez nich te liczne,
zdumiewające sukcesy nie stałyby się jego udziałem. Te uczucia
żywi również nawet dla już nieżyjących. Jego cechą jest
wielkoduszność, bo kiedy nawet pisze o tych, którzy mu w życiu
szkodzili, wolny jest od gniewu, pogardy i nienawiści. Dla
pozostałych potrafi żywić bezmiar wdzięczności.
Książka jest swego rodzaju
dytyrambem na cześć Mini, Marii Barańskiej, matki jego żony
Jadwigi. Jak napisał pod koniec, „Wszystko w niej było harmonijne
i piękne. Jej dar pojmowania i kochania świata był niepojęty.
Obcując z nią przez ponad pół wieku, aż do chwili jej odejścia,
doznawałem nieustannych iluminacji, dających mi siły do
wszystkiego, czego się podejmowałem w sztuce”. I naturalnie jego
Muzą przez te wszystkie lata pozostawała i pozostaje Jadwiga, żona.
Partnerka w życiu i sztuce.
Książka jest bogatym,
wnikliwym dokumentem dziesięcioleci, które zaczęły się na
Wołyniu, dostarczającym w pamięci artysty głębokiej inspiracji,
przez lata wojny, czas dojrzewania i rozkwitu talentu w
socjalistycznej Polsce, rozwoju warsztatu, procesu samodoskonalenia i
konfrontacji z niełatwą rzeczywistością. Mimo świadomości
własnych dokonań artysta, żyjący i działający od ponad dwóch
dziesięcioleci w USA, pisze o sobie szczerze, nie stroni od
autoironii, pozostaje wolny od pychy i samouwielbienia. Wspaniałe są
walory poznawcze i edukacyjne tej pozycji. Można się w niej
przeglądać jak w lustrze, postrzegając i własne przywary, zawody
i niespełnione marzenia.
Obfita dokumentacja
fotograficzna pochodzi z archiwum artysty oraz materiału filmowego
ilustrującego dorobek artystyczny reżysera.
Jerzy Antczak „Jak ja ich
kochałem”, AXIS MUNDI, 2020.