sobota, 5 marca 2022

Rafał Brzeski poleca mistrza thrillera psychologicznego - nie śpimy, dopóki nie skończymy czytać.

 Berlińskie demony

 

Z zainteresowaniem przeczytałem rekomendację thrillera „potworność dla masochisty” i jak tylko doczytałem do końca „Rosyjskie róże” o rewolucji widzianej i przeżywanej od strony „białych”, poprosiłem w mojej filii bibliotecznej o powieść Sebastiana Fitzka. Pani wyniosła z regału z książkami kilka pozycji tego autora. Ponieważ wiedziałem, że wszystkie są znakomite, ich stan sfatygowania wskazywał na to, że krążą z rąk do rąk. I tak zachłannie rozpocząłem lekturę „Ostatniego dziecka”. Niby tytuł nie jest porywający, ale wystarczy przerzucić kilka stron, żeby nie móc się oderwać. Zwłaszcza ktoś taki jak ja, którego fascynuje psychologią, medycyna niekonwencjonalna, psychotronika, reinkarnacja oraz inne nie do końca rozpoznane i „oswojone” zjawiska, otrzyma niesamowitą czytelniczą strawę.

Bohaterem jest wzięty berliński adwokat Robert Stern. Jego specjalnością jest obrona przestępców, obwinionych o rozmaite zbrodnie. Między innymi o pedofilię lub handel żywym towarem. Jest przenikliwy, wyćwiczony do perfekcji w swoim fachu i ma za sobą wiele sukcesów, które zwykły człowiek nie uzna za sukces, skoro wyciąga zza kratek ludzi, którzy łamią prawo. Ale wedle jurystyki, każdy ma prawo do obrony. Przestępca również.

Przyjaciółka umawia Roberta z klientem. W dziwnym, ustronnym miejscu, w popadającej w ruinę ni to fabryce, ni to magazynie. Dziewczyna przez dwa lata była jego kochanką. Próbował w ten sposób, zadając się atrakcyjną kobietą, zagłuszyć nękającą go od dziesięciu lat rozpacz. A źródłem tej rozpaczy jest śmierć synka. W szpitalu, gdzie na położnictwie przychodzi na świat tylko jedno niemowlę płci męskiej, dochodzi na nagłego zgonu noworodka. Położnica jest w rozpaczy, odchodzi od zmysłów, nie chce nikomu przekazać malutkie zwłoki, ale w końcu ojciec niemowlaczka przejmuje synka i po właściwej procedurze związanej z nagłym zgonem noworodka w doskonałych szpitalnych warunkach organizuje pogrzeb maleństwa. Małżeństwo płaci rozstaniem za ten cios. Ona zakłada drugą rodzinę i wydaje na świat bliźniaczki, on nigdzie nie znajduje pocieszenia, nawet w ramionach Cariny, która umawia go z klientem.

Klientem okazuje się dziesięcioletni pacjent szpitala, chory na guza mózgu. To on wskazał miejsce spotkania, twierdząc, że tam właśnie znajdą szczątki ofiary, którą on uśmiercił piętnaście lat temu. Adwokat jest przekonany, że to urojenie chorego na raka mózgu chłopca, ale ten dodaje, że kilka lat później uśmiercił też drugiego mężczyznę. A przecież ma zaledwie dziesięć lat, wychowywany jest w sierocińcu, nie ma nikogo, kto mógłby jakoś zweryfikować jego urojenia. Tylko że adwokat i towarzysząca mu pielęgniarka istotnie trafiają na zwłoki, w miarę łatwe do zidentyfikowania ze względu na warunki, w jakich zostały ukryte.

Pojawia się wątek reinkarnacji. Czy w ciele chłopca mieszka ktoś, kto dopuścił się zbrodni? Adwokat szuka literatury przedmiotu na temat wędrówki dusz. Autor przeplata narrację wypowiedzi autorytetów filozofii, psychologii, literatury i religii różnych wyznań. Nie jesteśmy bytem niepowtarzalnym. Kiedyś byliśmy i jeszcze kiedyś wrócimy na ziemię. Możemy być płazem, skałą lub innym człowiekiem. Dla prawnika – sceptyka i racjonalisty fenomen dziesięciolatka nie znajduje wytłumaczenia, tym bardziej że chłopiec zapowiada, że zgładzi następną osobę, a na dodatek wskazuje czas i miejsce.

Dosyć. Na tym kończę, czytelnik sam znajdzie w tej niesamowitej powieści wyjaśnienie tych zagadkowych zjawisk. A ja jutro oddam do wypożyczalni „Ostatnie dziecko” i pożyczę jeden z wcześniejszych thrillerów Sebastiana Fitzka. Na przykład „Odprysk” albo „Odcięci”. Zresztą zobaczę, co wybiorę.

Sebastian Fitzek „Ostatnie dziecko”, przekład Tomasz Brzeziński, Wydawnictwo Amber Sp. Z o.o. Warszawa 2017.