wtorek, 21 kwietnia 2015

Robert Bogusłowicz - Powrót tradycji



Już trzysta lat temu, kiedy nasi sarmaci popijali wina przy stole i gorąco rozprawiali o polityce i sztuce, niekiedy nie mając o tym zielonego pojęcia, ważna była wymiana myśli. Kontakt między ludźmi pozostawał i nadal pozostaje cząstką kultury, tak było u Greków, którzy zbierali się wieczorami przy ognisku i recytowali poezję, tak też było w XVIII i XIX wieku, kiedy powstały u nas „salony literackie”, a co nasi zachodni sąsiedzi nazywają „Musenhöfe”.

W nawiązaniu do XIX-wiecznej tradycji i obyczajów mieszkańca domu w Jagniątkowie, Gerharta Hauptmanna, do którego przyjeżdżali artyści, aby chodzić na piesze wędrówki po Karkonoszach, a wieczorami polemizować z najnowszymi trendami sztuki i słuchać muzyki, Dyrektor Muzeum Miejskiego „Dom Gerharta Hauptmanna”, Pani Julita Zaprucka, 27 marca 2015 roku otworzyła wystawę „Salony i dworki literackie po obu stronach Odry” („Salons und Musenhöfe beiderseits der Oder“). Przywitała gości przybyłych z Niemiec i Polski: Jensa Baumanna z Saksońskiego Ministerium Spraw Wewnętrznych; dr Wolfganga de Bruyn, dyrektora Muzeum Kleista we Frankfurcie nad Odrą; Hansa Jürgena Rehfelda z Muzeum Kleista; dr Hannahe Lotte Lund, kurator wystawy; Anette Handke z Muzeum Kleista; Sławomira Tryca, ze Szkoły Wyższej Zittau-Görlitz i Uniwersytetu Wrocławskiego oraz współpracownika naukowego Domu Muzeum Gerharta Hauptmanna; Irenę Kempisty – Panią Naczelnik Wydziału Kultury i Turystyki w Jeleniej Górze; Janinę Peikert - Panią Rektor Uniwersytetu III wieku w Jeleniej Górze oraz przedstawicieli Stowarzyszenia W Cieniu Lipy Czarnoleskiej.

Spotkanie rozpoczęło się od występu muzycznego młodej pianistki, Alicji Krajewskiej, następnie dr Wolfgang de Bruyn przypomniał, że pomysł wystawy zrodził się w kotlinie freienwaldzkiej Kunersdorfie; gdzie postanowiono zbadać ten dawno zaniedbany fenomen towarzyskiego spędzania czasu, który jest pierwowzorem dzisiejszych form kulturalnych. Dr Hannah Lotte Lund w swoim wykładzie zwróciła uwagę, że począwszy od 1780 roku, czyli od rewolucji francuskiej a później poprzez kolejne rewolucje roku 1830, pojawia się społeczne i kulturalno-historyczne zjawisko, które ani wcześniej, ani później w takiej formie już nie zaistniało, a co nazywano wtedy „wolną towarzyskością”.

Po obu stronach Odry, od Nennhausen po Tamsel/Dąbroszyn i Ziebingen/Cybinkę rodziny szlacheckie umożliwiały rozwój życia towarzyskiego; zimą chętnie spotykano się w miastach, natomiast miesiące letnie wykorzystywano do zapraszania wybranych gości do dóbr wiejskich. Dla berlińczyków Śląsk i Karkonosze były o tyle szczególne, że były najszybciej osiągalne; ich opis pojawia się często w pamiętnikach. „Rozciągały się na horyzoncie jak czarny tiul. (…) oczarowały mnie bardziej niż wszystko inne, nawet większe, co widziałem wcześniej.”, pisał Joseph Mendelssohn, syn wielkiego filozofa Mosera Mendelssohna.

Listy Raheli Levin Vernhagen do jej przyjaciół na temat podróży na Śląsk w 1794 roku, czytane przez dr Hannahe Lotte Lund i Anette Handke świadczą o tym, że spotykano się chętnie, ale i o tym, że aby tego dokonać, należało przemieścić się z punktu A do punktu B. Niewielu dziś pamięta, ale ówczesne wojaże nie należały do najbezpieczniejszych. Jeszcze w roku 1785 Prusy nie dysponowały żadną utwardzoną drogą. Pierwsza szosa powstała w 1800 roku i prowadziła z Berlina do Poczdamu, wszędzie indziej były drogi piaskowe. Pomimo tych trudności i niebezpieczeństw - podróżowano.
Baron Adolph von Knigge, który opisał wszystkie sytuacje, jeśli chodzi o obcowanie z człowiekiem, twierdził, że podróżowanie wzmaga towarzyskość „W podróży potrzebna jest cierpliwość, odwaga, dobry humor, zapomnienie o wszystkich domowych sprawach i nie można dać się zniechęcić małym, złośliwym niedogodnościom, złej pogodzie, niesmacznemu jedzeniu itd. - podróżowanie czyni towarzyskim; poznaje się w ten sposób ludzi, których w normalnych warunkach nigdy nie wybralibyśmy na swoich towarzyszy; nie ma tu też żadnych złych skutków, ale nie muszę chyba przypominać, że z tym obdarzaniem kogoś obcego w podróży zaufaniem trzeba uważać, by nie wpaść przez to w ręce różnej maści oszustów i złodziejaszków”. Można śmiało powiedzieć, że rada barona pozostaje do dziś aktualna.
Przy okazji warto wspomnieć, że Pani Zofia Prysłopska – Prezes Stowarzyszenia W Cieniu Lipy Czarnoleskiej wielce sobie ceni podróże, zwłaszcza do miejsc, związanych z europejską historią literatury i organizuje je z wielkim nakładem starania, przygotowując uczestnikom tych wypraw spore pule wiedzy na temat miejsc, które będą odwiedzane. Warsztaty literackie inspirowane miejscem docelowym podróży, owocują każdorazowo edycją książkową.

Otwarcie wystawy zwieńczyły rozmowy w sali kominkowej, gdzie Gerhart Hauptmann słuchał muzyki i kłócił się z adwersarzami o idee. Historia zatoczyła koło. Dziś można zobaczyć, skąd wziął się ten początek.

Wystawę, którą można oglądać do końca sierpnia, dofinansowano ze środków budżetu Miasta Jelenia Góra, Saksońskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Dreźnie oraz Związku Towarzystw Literackich i Miejsc Pamięci (ALG) (Arbeitsgemeinschaft Literarischer Gesellschaften).

Dyrektor Domu Muzeum Gerharta Hauptmanna, Pani Julita Zaprucka

Dyrektor Muzeum Kleista dr Wolfgang de Bruyn
Goście z Niemiec

dr Hannah Lotte Lund

Anette Handke i dr Hannahe Lotte Lund

Maria Suchecka i Halina Burkowska

Dyrektor Julita Zaprucka i Sławomir Tryc





Janina Peikert

Alicja Krajewska

Jens Baumann i Dyrektor D.G.H, Pani Julita Zaprucka



grupowe zdjęcie organizatorów wystawy

katalog wystawy






poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Turniej Poetycki z okazji 10-lecia Muzeum Dom Gerharta Hauptmanna

Ogłoszenie o konkursie na wiersz

przeczytaj i weź udział, nie wahaj się, choć komunikat trochę wyszedł przydługi
Szanowni Państwo!

Zapraszamy do udziału w Turnieju Poetyckim z okazji 10-lecia Muzeum Dom Gerharta Hauptmanna w Jeleniej Górze (Jagniątków). Hasło przewodnie: POECI DLA MUZEUM!
Jesteśmy współorganizatorem Turnieju.

Tematem konkursu jest szeroko pojęta europejska integracja kulturowa, z podkreśleniem roli Dolnego Śląska, a szczególnie rejonu Karkonoszy. Z okazji 10-lecia Muzeum zaprasza poetów do kreacji literackich z „Inspiracji Willi Wiesenstein”. Konkurs ten wpisuje się w program działania Muzeum oraz naszego Stowarzyszenia, które w 2015 roku realizuje program pt. Fedor Sommer i jego rola w kulturze Dolnego Śląska.
Dolny Śląsk pełen kultury, Muzeum DGH – miejsce szczególne, dialog kultur, położenie geograficzne, sprzyjające spotkaniom pełnym życzliwości i otwartości na innych.

Termin nadsyłania utworów – 10 maja 2015 roku. Można przyjść z wierszem do Muzeum w dniu 16 maja, jednak nie gwarantujemy udziału w szrankach poetyckich, natomiast pozostaje szansa na zakwalifikowanie utworu do druku. Wiersze prosimy przysyłać pocztą zwykłą na adres Muzeum lub pocztą elektroniczną na maila Stowarzyszenia: kontakt@strumienie.eu

Forma: wiersze, do 3 od jednego autora, zapisane na papierze, na nośniku elektronicznym, przysyłane pocztą eletroniczną lub zwykłą. Wyjątkowo przyjmiemy także rękopisy od osób starszych (75 lat i więcej). W przypadku zachowania formy papierowej prosimy o dostarczenie po 3 egz. każdego utworu.

Rozstrzygnięcie konkursu: w dniu 16 maja 2015 roku podczas Nocy Muzeów, w Domu Gerharta Hauptmanna, adres:
Muzeum Miejskie
Dom Gerharta Hauptmanna
ul. Michałowicka 32
58-570 Jelenia Góra
tel: +48(0)75- 755 32 86
fax: +48(0)75- 755 63 95
www.muzeum-dgh.pl

Oceny utworów dokona jury powołane przez Zarząd Stowarzyszenia W Cieniu Lipy Czarnoleskiej i  Muzeum.

Nagrody: zwycięzcy otrzymają nagrody ufundowane przez Muzeum. Dodatkową nagrodą będzie zakwalifikowanie do druku w pokonkursowym almanachu i pamiątkowy egzemplarz tego almanachu (wysłany do autora w późniejszym terminie z przyczyn oczywistych).

Zapraszamy do udzialu w konkursie. Prosimy o przekazanie informacji dalej, opublikowanie w mediach.

Zofia Pryslopska
Stowarzyszenie W Cieniu Lipy Czarnoleskiej
Jelenia Góra - Wrocław

piątek, 10 kwietnia 2015

Grzegorz Trop - Zmieniłem zdanie

Już myślałem, że odniosę do biblioteki powieść Susan Wiggs „A między nami ocean”. Myślałem sobie, po co mi takie harlekinowe czytadło. Jest małżeństwo, dwadzieścia lat po ślubie, ona, czyli Grace, zaczyna być niezadowolona, ale sama nie wie, dlaczego, choć jej mąż przystojny, kochający, świetny partner w łóżku, na dodatek oficer na lotniskowcu, rokujący, że niebawem zostanie dowódcą. Myślałem sobie – o co tej babie chodzi? Ma za dobrze, a autorka nie ma pomysłu na rozwój akcji. Już myślałem, że bohater utnie sobie romans z reporterką, która dostała pozwolenie, by na lotniskowcu nakręcić reportaż o służbie amerykańskiej armii. Ale bohater, czyli Stew ani na chwilę nie zawiesił na niej swojego oka tak, jak to robią mężczyźni, kiedy lęgną im się pod czaszka kudłate myśli.
Kiedy już miałem, nic nie mówiąc żonie, wymienić powieść na coś innego, bo to ona pożyczyła „A między nami ocean”, zaczęło się dziać coś naprawdę ciekawego. Po pierwsze pojawiła się pierwsza żona Steva, o której nie pamiętał i, o której jego rodzina nie miała pojęcia. Jakby tego było za mało, okazało się, że jest na świecie fajny chłopak Josh, z tego krótko trwającego związku, a nie dość, że fajny, to na dodatek ma pełnić służbę na lotniskowcu, gdzie jego biologiczny ojciec ma zostać dowódcą. Rzecz w tym, że pierwsza żona Steva poszła w długą i zainstalowała się przy innym mężczyźnie, nic nie mówiąc temu pierwszemu, że jest w ciąży. A ten drugi okazał się świetnym ojcem dla jej synka. Ten był na miejscu, ona nie miała cierpliwości, żeby tygodniami i miesiącami czekać na powrót z akcji oficera.
Krótko mówiąc, pomieszanie z poplątaniem, silne emocje, powody do zazdrości, ocieranie się o zdradę, kłopoty z dorastającymi dziećmi i nieoczekiwany splot dramatycznych wydarzeń za powiedzianych już na początku. I cały majstersztyk konstrukcji powieści polega na tym, że chociaż na samym początku czytelnik dowiaduje się, że na lotniskowcu zdarza się katastrofa, cofanie się wstecz i odtwarzanie zdarzeń, jakie poprzedziły wypadek, okazuje się po prostu fascynujące. A moja żona w pewnym momencie, nie powiem w którym, aż się poryczała i zapłakała kilka stron powieści oraz dywan koło fotela, na którym lubi czytać.
Więc powiem szczerze, że nie trzeba zniechęcać się niezbyt dynamicznym i trochę ckliwym, niekonkretnym początkiem powieści. Potem akcja rozwinie się wartko i doprowadzi do kulminacji po prostu fascynującej. Dlatego z czystym sumieniem polecam książkę, do której się na początku tak zniechęciłem.

Susan Wiggs „A między nami ocean”, tytuł oryginału „The Ocean Between Us” przełożyła Barbara Kośmider, Wydawnictwo Harlequin Warszawa 2012.