Nawet we śnie
Coś
takiego zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu. Pochłaniałam, nie
mogąc się oderwać, osiemsetstronicową powieść Shantaram, którą
napisał Gregory David Roberts. Shantaram znaczy „Boży pokój”.
Tak nazwali głównego bohatera jego przyjaciele z Indii. Spędził
tam dziesięć lat jako uciekinier z australijskiego więzienia o
niesamowitym rygorze. Wyrazistości wszystkiemu, co pisze Roberts,
nadaje fakt, że sam autor był kryminalistą, to on podjął
brawurowa ucieczkę wraz z innym więźniem, że ucieczka się udała
w biały dzień, a jej powodzenie graniczy z cudem. W Indiach, dokąd
szczęśliwie dotarł, podaje się za obywatela Nowej Zelandii. Ma
fałszywy paszport, fałszywą tożsamość, a przyjdzie taki moment,
że sam, wtopiony w świat przestępczy Bombaju, będzie
współpracował w przygotowanie i sprzedaż podrobionych w genialny
sposób rozmaitych dokumentów, między innymi paszportów, wiz, praw
jazdy itd. Ale zanim do tego dojdzie, spędzi wiele miesięcy w
slamsach, pozna życie nędzarzy, pozna prawa, które regulują
egzystencje wielu tysięcy rodzin. Wreszcie dzięki zachowanej w
sercu wrażliwości, dzięki współczuciu i empatii zamieni się w
lekarza, udzielającego pomocy rannym i chorym, a także w
nauczyciela, który uczy dzieci ze slamsów języka angielskiego.
Zaczęłam
rekomendacje tej powieści od stwierdzenia, że w życiu nie zdarzyło
mi się coś podobnego: otóż w trakcie lektury bohaterowie powieści
pojawiali się w moich snach. Ich sylwetki zostały sportretowana tak
wyraziście, tak sugestywnie, że nie sposób o nich nie myśleć
nawet po odłożeniu książki: Prabaker, wspaniały, wiecznie
śmiejący się, drobnej postury przyjaciel bohatera, Lina, jego
matka Rukhmabaj, która poderwała do walki z bandytami całą wieś,
Kadirbaj, niezłomny przywódca mafii, dzięki, któremu mafie
Bombaju były trzymane w ryzach, Habib, szalony, okrutny Afgańczyk,
któremu wojna zabrała wszystkich bliskich, wreszcie Karła, wielka,
trudna miłość Lina. Tych niezwykłych postaci jest znacznie
więcej. Kochają, nienawidzą, wiążą się głęboka przyjaźnią,
walczą, są więzieni i torturowani, przezywają mrożące krew w
żyłach sytuacje. A wszystko dzieje się w Bombaju, wielojęzycznym,
wielorasowym mieście - molochu. Tylko na osiem miesięcy akcja
przenosi się do objętego wojną Afganistanu.
Czytając
Shantarama, zapełniałam kartki papieru obfitymi cytatami, które
jakby sumowały moją wiedzę o ludzkim losie, o zakamarkach ludzkiej
psychiki, o miłości, nienawiści i przebaczeniu. Na przykład „Nie
istnieje nikczemność bardziej okropna i zapalczywa (…) od tej,
kiedy nienawidzimy kogoś z niewłaściwych powodów.” „Niektórzy
lubią cię mniej, jak im wyświadczyłaś przysługę. Inni
zaczynają cię lubić dopiero,wówczas, kiedy staną się twoimi
dłużnikami.” ”Zazdrość, podobnie jak niedoskonała miłość,
która ją rodzi, nie szanuje czasu, przestrzeni ani rozsądnych
argumentów. Zazdrość jednym nienawistnym ruchem ożywia zmarłych
lub każe nienawidzić kogoś zupełnie obcego za samo brzmienie jego
imienia”. „...nie ma szczęścia bez rozpaczy, nie ma bogactwa
bez ceny, nie ma życia bez nadchodzącej wcześniej czy później
dawki smutku i śmierci”. „Sprawiedliwość to sąd trafny i
wybaczający.” „Miłość jest namiętnym poszukiwaniem prawdy
innej, niż własna prawda, a kiedy się ją poczuje szczerze i
całkowicie, miłość będzie trwać wiecznie”. „Honor to sztuka
bycia skromnym”. „Jedynym królestwem, gdzie człowiek jest
królem, to królestwo jego duszy. Jedyna moc, jaka ma jakieś
znaczenie, to moc zmieniania świata na lepsze”. „...miłość to
droga jednokierunkowa. Miłość, tak jak i szacunek, nie służy do
brania, tylko do dawania”.
Odkładam
kartki z cytatami, bo bym zapełniła jeszcze kilka stron, a pragnę
jeszcze tylko napisać, że w tej powieści cudne są opisy nieba,
nocy, kwiatów, zapachów, smaków, barw, urody kobiet i niezwykłości
zatrzymujących wzrok mężczyzn. Wzruszające są opisy męskiej
przyjaźni, zachwycające są opisy stanów miłosnego oczarowania.
Słusznie pisze na okładce Marcin Meller, że jedynym zmartwieniem
przy lekturze tej książki jest świadomość, że w którymś
momencie ta lektura się skończy. On „Shantarame” nazywa
ośmiuset stronicami czytelniczego raju. Jeśli żałujemy, że się
kończy, możemy jak moja znajoma Łucja J. czytając powoli, wracać
do szczególnie fascynujących fragmentów. A na dodatek wzbogacamy
słownictwo, bo przekład Maciejki Mazan jest wspaniały.
„Każde
uderzenie naszego serca jest kosmosem możliwości (...) niezależnie
od gry, w jaką się zaangażujesz, niezależnie od szczęścia czy
pecha, zawsze możesz zupełnie odmienić swoje życie jedną myślą
lub jednym aktem miłości”.
Gregory
David Roberts „Shantaram”, przełożyła Maciejka Mazan,
wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2016.