piątek, 19 października 2018

Maria Suchecka - poleca

Nawet we śnie


Coś takiego zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu. Pochłaniałam, nie mogąc się oderwać, osiemsetstronicową powieść Shantaram, którą napisał Gregory David Roberts. Shantaram znaczy „Boży pokój”. Tak nazwali głównego bohatera jego przyjaciele z Indii. Spędził tam dziesięć lat jako uciekinier z australijskiego więzienia o niesamowitym rygorze. Wyrazistości wszystkiemu, co pisze Roberts, nadaje fakt, że sam autor był kryminalistą, to on podjął brawurowa ucieczkę wraz z innym więźniem, że ucieczka się udała w biały dzień, a jej powodzenie graniczy z cudem. W Indiach, dokąd szczęśliwie dotarł, podaje się za obywatela Nowej Zelandii. Ma fałszywy paszport, fałszywą tożsamość, a przyjdzie taki moment, że sam, wtopiony w świat przestępczy Bombaju, będzie współpracował w przygotowanie i sprzedaż podrobionych w genialny sposób rozmaitych dokumentów, między innymi paszportów, wiz, praw jazdy itd. Ale zanim do tego dojdzie, spędzi wiele miesięcy w slamsach, pozna życie nędzarzy, pozna prawa, które regulują egzystencje wielu tysięcy rodzin. Wreszcie dzięki zachowanej w sercu wrażliwości, dzięki współczuciu i empatii zamieni się w lekarza, udzielającego pomocy rannym i chorym, a także w nauczyciela, który uczy dzieci ze slamsów języka angielskiego.
Zaczęłam rekomendacje tej powieści od stwierdzenia, że w życiu nie zdarzyło mi się coś podobnego: otóż w trakcie lektury bohaterowie powieści pojawiali się w moich snach. Ich sylwetki zostały sportretowana tak wyraziście, tak sugestywnie, że nie sposób o nich nie myśleć nawet po odłożeniu książki: Prabaker, wspaniały, wiecznie śmiejący się, drobnej postury przyjaciel bohatera, Lina, jego matka Rukhmabaj, która poderwała do walki z bandytami całą wieś, Kadirbaj, niezłomny przywódca mafii, dzięki, któremu mafie Bombaju były trzymane w ryzach, Habib, szalony, okrutny Afgańczyk, któremu wojna zabrała wszystkich bliskich, wreszcie Karła, wielka, trudna miłość Lina. Tych niezwykłych postaci jest znacznie więcej. Kochają, nienawidzą, wiążą się głęboka przyjaźnią, walczą, są więzieni i torturowani, przezywają mrożące krew w żyłach sytuacje. A wszystko dzieje się w Bombaju, wielojęzycznym, wielorasowym mieście - molochu. Tylko na osiem miesięcy akcja przenosi się do objętego wojną Afganistanu.
Czytając Shantarama, zapełniałam kartki papieru obfitymi cytatami, które jakby sumowały moją wiedzę o ludzkim losie, o zakamarkach ludzkiej psychiki, o miłości, nienawiści i przebaczeniu. Na przykład „Nie istnieje nikczemność bardziej okropna i zapalczywa (…) od tej, kiedy nienawidzimy kogoś z niewłaściwych powodów.” „Niektórzy lubią cię mniej, jak im wyświadczyłaś przysługę. Inni zaczynają cię lubić dopiero,wówczas, kiedy staną się twoimi dłużnikami.” ”Zazdrość, podobnie jak niedoskonała miłość, która ją rodzi, nie szanuje czasu, przestrzeni ani rozsądnych argumentów. Zazdrość jednym nienawistnym ruchem ożywia zmarłych lub każe nienawidzić kogoś zupełnie obcego za samo brzmienie jego imienia”. „...nie ma szczęścia bez rozpaczy, nie ma bogactwa bez ceny, nie ma życia bez nadchodzącej wcześniej czy później dawki smutku i śmierci”. „Sprawiedliwość to sąd trafny i wybaczający.” „Miłość jest namiętnym poszukiwaniem prawdy innej, niż własna prawda, a kiedy się ją poczuje szczerze i całkowicie, miłość będzie trwać wiecznie”. „Honor to sztuka bycia skromnym”. „Jedynym królestwem, gdzie człowiek jest królem, to królestwo jego duszy. Jedyna moc, jaka ma jakieś znaczenie, to moc zmieniania świata na lepsze”. „...miłość to droga jednokierunkowa. Miłość, tak jak i szacunek, nie służy do brania, tylko do dawania”.
Odkładam kartki z cytatami, bo bym zapełniła jeszcze kilka stron, a pragnę jeszcze tylko napisać, że w tej powieści cudne są opisy nieba, nocy, kwiatów, zapachów, smaków, barw, urody kobiet i niezwykłości zatrzymujących wzrok mężczyzn. Wzruszające są opisy męskiej przyjaźni, zachwycające są opisy stanów miłosnego oczarowania. Słusznie pisze na okładce Marcin Meller, że jedynym zmartwieniem przy lekturze tej książki jest świadomość, że w którymś momencie ta lektura się skończy. On „Shantarame” nazywa ośmiuset stronicami czytelniczego raju. Jeśli żałujemy, że się kończy, możemy jak moja znajoma Łucja J. czytając powoli, wracać do szczególnie fascynujących fragmentów. A na dodatek wzbogacamy słownictwo, bo przekład Maciejki Mazan jest wspaniały.

Każde uderzenie naszego serca jest kosmosem możliwości (...) niezależnie od gry, w jaką się zaangażujesz, niezależnie od szczęścia czy pecha, zawsze możesz zupełnie odmienić swoje życie jedną myślą lub jednym aktem miłości”.


Gregory David Roberts „Shantaram”, przełożyła Maciejka Mazan, wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2016.