Niech jeszcze poczeka
Syn mojego znajomego kończy studia i zapowiada
rodzicom, że wyjedzie poszukać pracy w Afryce. Teraz świat należy
do młodych. Jedna jego koleżanka pracuje w Australii, a kolega w
Nowej Zelandii. Poradziłem znajomemu, żeby wybił synowi ten pomysł
z głowy. Niech poczeka jeszcze parę lat. Znajomy zdziwił się,
skąd ta moja rada. Powiedziałem, że właśnie skończyłem czytać
„Lustro o północy. Śladami Wielkiego Treku” amerykańskiego
autora (dziennikarz, pisarz, wykładowca, laureat wielu prestiżowych
nagród) Adama Hochschilda, który w tej reportażowej książce
opisał, jak apartheid został przezwyciężony dzięki nieustępliwej
walce tych, których ten system ciemiężył i eksploatował. Rzecz
jasna byli to czarni, rdzenni mieszkańcy kontynentu, zdominowani
przez bezwzględna mniejszość białych. To oni sprawowali władze,
to oni eksploatowali bogactwa naturalne, przede wszystkim złoto i
diamenty, w jakie obfitowała południowa część Afryki. To oni
mieszkali w strzeżonych, okolonych zielenią rezydencjach,
eksploatowali czarna służbę, gromadzili majątki i kształcili
synów w najznakomitszych uczelniach świata. To byli Afrykanerzy,
sprawujący swoją dominację w RPA od pokoleń. Czarni rdzenni
Afrykańczycy. Jedni i drudzy czuli się uprawnieni, by RPA mieć z
swoją ojczyznę. Zresztą i biali nie stanowili jednolitej nacji.
Najwcześniej zjawili się tutaj Holendrzy, a kiedy te bogate ziemie
wypatrzyli Anglicy, zaczęli Burów, czyli tych najwcześniej tu
osiadłych Afrykanerów, rugować z miast i osad, które tamci
pobudowali. Wówczas zaczął się Wielki Trek.
Holendrzy, nie widząc wyjścia a sytuacji, załadowawszy
dobytek na wozy zaprzężone w woły, ulokowawszy w nich kobiety,
dzieci, i zaganiając swoje stada, ruszyli na północ. Sami usunięci
z zagospodarowanej ziemi, zaczęli rugować czarnych, rdzennych
mieszkańców tego kontynentu. Te drobniejsze plemiona nie zdołały
się oprzeć, ale Zulusi, silni, liczni, dobrze zorganizowani i
dobrze kierowani przez wodza, właściwie króla, stawiali silny
opór. Jednak broń palna zrobiła swoje. Burowie usunęli Zulusów z
zielonego, żyznego obszaru. Krwawe starcie nastąpiło nad rzeką,
która została nazwana - Krwawa Rzeka. Był rok 1838.
Autor pochodzi w rodziny tych, którzy zbili fortunę na
bogactwach południowej Afryki, mając udziały w wielkich
korporacjach. Był studentem, kiedy pierwszy raz odbył podróż do
RPA. Wtedy to dokonał odkrycia, skąd bierze się bogactwo i wysoka
pozycja jego rodziny i jemu podobnych. Dostrzegł straszliwy wyzysk
czarnych. Już wtedy widział, że wszelki odruch buntu był
bezwzględnie tłumiony. Przeciwnicy apartheidu byli więzieni,
torturowani, osadzani bez sądów, ginęli z rak zamaskowanych
oprawców.
Hochschild wrócił do RPA po dwudziestu latach. W roku
obchodów 150-lecia Wielkiego Treku. Potem jako, reporter
niejednokrotnie zjawia się w tym kraju, śledząc walkę i potem
podzielając euforię zwycięstwa, a na czele tego tryumfu stał
Nelson Mandela, późniejszy, pierwszy demokratycznie wybrany
prezydent kraju. Ten bojownik o wolność i równość, o godne życie
czarnych spędził w więzieniach 27 lat.
Zdarzenia tej porywającej książki rozgrywają się w dwóch planach czasowych. Czytelnik obserwuje, jak narastała bezwzględna dominacja Anglików na południowej części czarnego kontynentu, wędruje wraz z rugowanymi Burami na północ, obserwuje krwawa rozprawę z Zulusami, a potem przenosi się w czasie półtora wieku później i odkrywa całe okrucieństwo systemu i bezmiar ofiar tych, którzy chcieli pokonać apartheid. Tymczasem Afrykanerzy obchodzą rocznice. Ponieważ i oni są podzieleni, są dwie rekonstrukcje Wielkiego Treku.
Zdarzenia tej porywającej książki rozgrywają się w dwóch planach czasowych. Czytelnik obserwuje, jak narastała bezwzględna dominacja Anglików na południowej części czarnego kontynentu, wędruje wraz z rugowanymi Burami na północ, obserwuje krwawa rozprawę z Zulusami, a potem przenosi się w czasie półtora wieku później i odkrywa całe okrucieństwo systemu i bezmiar ofiar tych, którzy chcieli pokonać apartheid. Tymczasem Afrykanerzy obchodzą rocznice. Ponieważ i oni są podzieleni, są dwie rekonstrukcje Wielkiego Treku.
Trudno w krótkim omówieniu zmieścić ogrom faktów,
jakie przywołał autor. Lektura jest porywająca. Czytelnik wie, że
apartheid został pokonany, że RPA jest już demokratycznym krajem,
ale system zostawił ogrom zła: wysoka jest tutaj zachorowalność
na AIDS, co jest skutkiem izolacji wielomiesięcznych czarnych
górników od ich rodzin, co sprzyjało prostytucji i szerzeniu się
wirusa HIV. Utrzymujące się bezrobocie sprzyja przestępczości.
Wiele lat wymaga stworzenie systemu edukacji, który zapewni
wszystkim jednakowy start. Nie ma sposobu na redystrybucję bogactw,
zgromadzonych u nielicznych. Korupcja pozostaje trudnym do opanowania
zjawiskiem.
Dlatego powiedziałem znajomemu, by jeszcze wyhamował
pęd syna do RPA. Najlepiej zrobi, jak podsunie młodemu człowiekowi
„Lustro o północy”. Dlaczego lustro. Bo zdaniem autora to, co
się działo na południu Afryki, jest lustrzanym odbiciem tego, co
spotkało amerykańskich Indian. Ale, oni nie zdołali wywalczyć
tego, co udało się Mandeli.
Adam Hochschild „Lustro o północy. Śladami
Wielkiego Treku”. Przełożyła Hanna Jankowska. Wydawnictwo
Czarne, Wołowiec 2016.