Zbieżność słów, podobieństwo zdarzeń.
A powieść Szczepana Twardocha, bardzo cenionego pisarza, nosi tytuł „Chołod”, a krój liter pozwala odczytać chołod, czyli chłód jak gołod, czyli głód. I jednego, i drugiego doświadczył bohater powieści, którą autor skonstruował w nader interesujący sposób. Pozwala czytelnikowi wierzyć, że uciekając od nużącej rzeczywistości, udaje się w arktyczną podróż, i na początku tej eskapady spotyka intrygującą staruszkę, która udaje się w tę samą stronę własnym jachtem. W podróż z północnej Ameryki wyruszają razem, na co Szczepan się waży, bo ma jakie takie żeglarskie doświadczenie. Właścicielka żaglowca powierza swojemu gościowi sfatygowany rękopis. Płyną na północ, a on sporządzona cyfrowy zapis zawartości zeszytu. Czytelnik dowiaduje się, że autor zapisków nazywa siebie inostrańcem, czyli cudzoziemcem. Włada i polskim, i niemieckim, i rosyjskim językiem, nieobca jest mu gwara śląska, toteż narracja spisana jest w osobliwym, ale bardzo ciekawym językiem. Czytelnik dowiaduje się, że bohater był i w niemieckim wojsku, i wśród tamtych socjalistów, i że wyprawił się na objętą wojną a potem rewolucją Rosję, że poczuł się bolszewikiem i wraz z poślubioną tam Norweżką identyfikowali się z sowieckimi ideami. Tak było do czasu, zanim sami doświadczyli okrucieństwa systemu, na szczęście ona z córeczkami zdołała zbiec łodzią, o czym on nie wie. Uniknęła aresztowania, łagru, głodu, zimna, tortur, okrucieństwa zarówno ze strony strażników, jak i współjeńców. Warunki panujące w łagrze wyzwalają w ludziach wszystko, co może być w nich najgorsze. Tam śmierć bez męki wydaje się wybawieniem.
A jednak inostraniec dręczony rozłąką, tęsknotą postanawia uciec, choć ma świadomość, że ucieczka może się nie udać. A jednak dokonuje tego cudu, pokonuje tundrę, dociera do sadyby zagadkowego plemienia północy, a kiedy los powoduje utratę tych, którzy przyjęli go jak swojego, znowu skazany jest na samotność w polarnej Północy.
Akcja jest niesamowicie dynamiczna, rysunki postaci wyraziste, a charakterystyka szczęśliwego kraju proletariatu wręcz wspaniała, a Polakom przypomina to, co i oni przeżyli na syberyjskich zesłaniach i w stalinowskich więzieniach.
Konrad Widuch, tak nazywa siebie bohater, przywołuje w pamięci jedną z dolnośląskich wsi, kiedyś niemieckich, teraz polskich. Czytelnik może się domyślać, że i autorowi znane są te rejony. Więc Konrad w drugim już notatniku powierzonym na jachcie autorowi pisze: „Rosja jak przychodzi, to przychodzi wielka i nie jest w stanie znieść obok siebie niczego, co nie jest Rosją, więc wszystko w Rosję zamienia”. Zostawiam oryginalną pisownię Konrada, oszczędzę opisów, w co zamienia Rosja podbite kraje, kraiki, narody, nacje. Zniewalając, domaga się, by czuły się wyróżnione i szczęśliwe. Nie muszę cytować tych opisów, metody uszczęśliwiają na siłę, oglądamy je codziennie w reportażach z okupowanej i broniącej się Ukrainy.
Powieść, obfitująca we wstrząsające opisy, jak zbiorowy gwałt współwięźniów na jeńcu, uczonym intelektualiście, zakończonym jego śmiercią, jest po prostuj wstrząsający.
Szczepan Twardoch, „Chołod”, Wydawnictwo Literackie Kraków 2022.