Część 1
Co może robić bezrobotny od wiosny do zimy? Zbierać grzyby, które dzięki hojności stwórcy są wciąż darmo, lub łowić ryby, za tę przyjemność trzeba niekiedy już słono zapłacić. Dlatego z samego ranka wyciągnąłem rower z piwnicy, nasmarowałem i pojechałem nad staw. Ukryłem się w krzakach, żeby dozorca nie mógł mnie wypatrzyć, zarzuciłem wędkę i czekałem. Jedni oglądają seriale, inni czytają tomy książek, a ja wolę posiedzieć nad wodą: to mnie uspokaja. Myśli biegną bez zakłóceń miejskiego zgiełku i potrafię sobie wyobrazić jakby to było, gdybym miał pieniądze lub mieszkał na jakiejś bezludnej wyspie. Tak iż, nawet gdy nic nie złowię, dzień nie jest stracony.
Co może robić bezrobotny od wiosny do zimy? Zbierać grzyby, które dzięki hojności stwórcy są wciąż darmo, lub łowić ryby, za tę przyjemność trzeba niekiedy już słono zapłacić. Dlatego z samego ranka wyciągnąłem rower z piwnicy, nasmarowałem i pojechałem nad staw. Ukryłem się w krzakach, żeby dozorca nie mógł mnie wypatrzyć, zarzuciłem wędkę i czekałem. Jedni oglądają seriale, inni czytają tomy książek, a ja wolę posiedzieć nad wodą: to mnie uspokaja. Myśli biegną bez zakłóceń miejskiego zgiełku i potrafię sobie wyobrazić jakby to było, gdybym miał pieniądze lub mieszkał na jakiejś bezludnej wyspie. Tak iż, nawet gdy nic nie złowię, dzień nie jest stracony.
Zbliżało się południe, a ja nie
miałem jeszcze żadnej ryby. W brzuchu zaczynało mi już burczeć, więc postanowiłem
wrócić do domu, gdy nagle spławik się zanurzył. Szybko podciąłem i ujrzałem na
końcu żyłki dużego, lśniącego karpia. Przewrócił oczami i przemówił.
- Wypuść
mnie dobry człowieku, a spełnię twoje trzy życzenia.
- Jakie życzenia? - zapytałem
zaskoczony.
- Nie słyszałeś o złotej rybce?
- W dzienniku nic o niej nie
mówili.
- Jestem rybą, która spełnia
życzenia.
- Wszystkie!?
- Nie, tylko trzy – odparł niecierpliwie.
– Umiesz liczyć do trzech?
- Do szkoły chodziłem.
- Więc, jeśli mnie uwolnisz
muszę je spełnić. Rozumiesz?
- Co mam nie rozumieć – i
zacząłem się szybko zastanawiać. - Od kilku miesięcy nie mogę znaleźć pracy?
- Nie chciałbyś czegoś innego? Biletu
do teatru, pierścionka dla dziewczyny?
- Teatr to bzdura. Z klasą
poszliśmy kiedyś, jeden facet chodził po scenie i głośno gadał, że zabije
ojczyma za to, że ożenił się z jego matką.
- Ależ mi się trafiło –
westchnął karp.
- Pierścionek sam kupię, gdy
będę miał pieniądze, będzie mnie stać…
- Dobrze, już dobrze, bo mnie
zagadasz na śmierć. Musisz poczekać, spełnienie takiego życzenia wymaga czasu. Masz
internet?
- Mam komputer, za internet
muszę płacić.
- Wiesz jak trudno mi stąd
wysłać list? Muszę zatrudnić dodatkowe siły. Idź do domu i czekaj. A teraz
wrzuć mnie do stawu, od gadania zaschło mi w gardle.
Wypuściłem rybę do wody i
wróciłem do domu. Po tygodniu w skrzynce na listy znalazłem wiadomość. Nazajutrz
miałem zgłosić się do rozbiórki domu w centrum miasta. Z energią nagromadzoną
przez wolne miesiące zabrałem się do pracy. Po tygodniu przyszła refleksja?
Dlaczego mając złotą rybkę muszę w pocie czoła burzyć starą kamienicę. W
niedzielę zaraz po śniadaniu pojechałem nad staw, pochyliłem nad wodą i
zawołałem.
- Złota rybko! Karpiku! Złota
rybko.
Zabulgotało i wynurzył się
pyszczek.
- Słucham cię, czy pracujesz?
Czy jesteś zadowolony? Nie musisz mi dziękować, Bóg z tobą.
- Ale nie jestem zadowolony? –
krzyknąłem nim zdążył się schować. - To ciężka robota. Wstaję o piątej, potem
dziesięć godzin pracuję, wracam do domu tak zmęczony, że nigdzie nie chce mi
się wyjść wieczorem.
- To tak jak u mnie.
- Mam prośbę. Czy moja praca
nie mogłaby być lżejsza i w budynku, idą mrozy.
- Praca to praca. Nawet nie
zdajesz sobie sprawy, jak ciężko było ją zorganizować.
- Ale mam jeszcze dwa życzenia,
prawda? – upewniłem się.
- Owszem, ale zachowaj je na
ciężkie czasy.
- Kiedy one nadejdą?
- Wkrótce.
- A to z twojego punktu
widzenia, czy z mojego? Bo widzisz, tak sobie pomyślałem, jak złowi cię jakiś
głupol, któremu nie potrafisz dokładnie wytłumaczyć…
Karp rozdziawił pyszczek.
- Już dobrze, robota mnie goni.
Skoro takie jest twoje życzenie, będziesz miał lżejszą pracę. Tylko tym razem
musisz dłużej poczekać. Stawiasz co raz bardziej wygórowane żądania, tego nie
da się załatwić, o tak, jak machnięciem ogonem. Wracaj do domu.
Czekałem, jeden dzień, drugi
dzień... tydzień. Zacząłem się już niepokoić, czy życzenie zostanie spełnione.
Jednak po dwóch tygodniach przyszła wiadomość, że mam zgłosić się w biurze
konserwatora zabytków.
Kierownik przyjął mnie
serdecznie, prawie po ojcowsku.
- Nawet nie ma pan pojęcia ilu
ludzi ubiega się o to miejsce. A to dlatego, że panuje u nas bardzo miła, koleżeńska
atmosfera – i przedstawił mnie dwóm paniom. – Angaż ma pan na trzy miesiące, to
standardowa procedura, potem to tylko formalność.
Posadził mnie przy biurku i
odszedł. Przerzucanie przychodzącej poczty to praca spokojna, jednostajna i śpiąca,
gdyby nie moje koleżanki, które zapraszały mnie na kawę i ciastka pewnie bym
zasnął na blacie biurka. Wciąż wypytywały o mojego patrona, jak mu się powodzi,
ile ma pieniędzy i gdzie go poznałem. Odpowiadałem zgodnie z prawdą na rybach.
One śmiały się tylko, jak z dobrego dowcipu i nie bardzo rozumiałem, dlaczego
wciąż biegają do kierownika, również z kawą i ciastkami, gdy przy mnie obgadują
go od najgorszych. Ale pewnie za krótko pracowałem. Po trzech miesiącach zostałem
wezwany do szefa.
- Nie mogę panu przedłużyć
umowy – powiedział ledwo oderwałem dłoń od klamki. - Ja wiem, od kogo pan jest,
ale jak wszędzie i u nas są ważni i ważniejsi. Kazano mi przekazać, że pański patron
nie wywiązał się z umowy. Bardzo mi przykro – i wręczył mi wymówienie.
I znowu byłem bez pracy. Rozgniewany
pojechałem nad staw, schyliłem się nad wodą i krzyknąłem.
- Ej, karpiu! Ej, rybo! Pokaż
się.
Karp wynurzył pyszczek.
- Słucham cię, cóż cię do mnie
sprowadza?
- Tak jakbyś nie wiedział. Miałem
mieć pracę.
- I miałeś.
- Kierownik nie przedłużył mi
umowy.
- A, to już nie ode mnie
zależy. O pracę trzeba dbać, nie tylko przychodzić punktualnie, ale ciasteczko
kierownikowi przynieść, kawusię koleżankom postawić….
- Nie odwracaj ryby ogonem. Ten
cały kierownik powiedział, że nie wywiązałeś się z jakieś umowy.
- Konkurencja jest wszędzie. Są
małe rybki, grube ryby i wieloryby.
- Mam jeszcze trzecie życzenie,
prawda? Tym razem chciałbym pracować dla siebie. Chcę mieć firmę, konto w
banku, tylko nie jakieś tam marne złotówki, tylko porządne z dolarami, frankami
i euro, ładną sekretarkę, która mówi kilkoma językami, limuzynę z szoferem i barkiem,
biuro duże, w najlepszym miejscu Jeleniej Góry z widokiem na Śnieżkę.
Zapamiętałeś?
- Co miałbym nie zapamiętać,
też chodziłem do szkoły.
- I jeszcze jedno, żadnego
czekania miesiącami. Firmę mam mieć na wczoraj.
- Coraz drożej kosztuje mnie
wolność. – Karp pokiwał łbem i szybko się schował.
Wróciłem do domu, zdenerwowany
czy tym razem nie przesadziłem.