Amanda
Eyre Ward po ostatnim rozdziale swojej powieści zamieszcza liczne
podziękowania tym, którzy przyczynili się do wydania jej
debiutanckiej prozy. Jest nią „We śnie do nieba”, a na stronie
tytułowej okładki wydrukowano: trzy kobiety, trzy historie, jeden
finał. Otóż rzecz traktuje o kilku więźniarkach w zakładzie
karnym, które czekają na wykonanie wyroków śmierci. Jedne już
znają datę, kiedy nić ich życia zostanie przecięta (używam
stylistyki mojej zaprzyjaźnionej, egzaltowanej poetki), inne liczą
na kasację wyroku, na wynik apelacji, liczą na protesty obywateli,
którzy są przeciwnikami kary śmierci. Gdyż ta kara już nikogo
nie naprawi, będzie tylko odwetem za czyn, który, jak można
mniemać, nie zawsze i nie do końca został udowodniony.
Te
z wyrokiem śmierci noszą imiona: Tiffany, Karen, Veronika („ma 63
lata i włosy upięte w kok” i za zezwoleniem władz poślubi o 20
lat młodszego mężczyznę). Jackie i Sharleen, tutaj nazywana
Szatanicą. Jackie pierwsza otrzyma śmiertelny zastrzyk. Skazane
mają prawo wyboru rodzaju śmierci. Mogą ustalić też menu
ostatniego posiłku, choćby zażyczyły sobie kilka bardzo
wykwintnych dań, ale nie dostaną ani grama jakiegokolwiek
alkoholu.
Siedzą
tutaj dzieciobójczynie, wielokrotnie morderczynie, mężobójczynie.
Jest nią Veronika. Oczywiście w trakcie procesów w radiu, w
gazetach, w telewizji ukazywały się reportaże z nimi w roli
głównej, życiorysy, wywiady, wypowiedzi psychiatrów i
psychologów, dociekających, co mogło sprawić, że kobiety stały
się zbrodniarkami.
Chociaż
jest to powieść o zabójstwach, to nie zaliczyłbym jej do gatunku
kryminałów. Jest tutaj dużo psychologii, jest dużo socjologii, a
pojawia się też i mistyka. O Karen do ostatniej chwili walczy
Franny (lekarka, która w więzieniu zastąpiła swojego nagle
zmarłego wuja) i Rick, prawnik, który już kiedyś ochronił
skazańca przed karą śmierci. Zaś Celia, bibliotekarka, której
mąż zginął z kuli oddanej z broni w ręce Karen, walczy ze sobą.
Jej mąż zginął jako ostatni mężczyzna zabity przez tę
prostytutkę. Poprzedni zadawali jej ból, za opłaconą seksualna
usługę poniewierali nią i obchodzili się okrutnie, choć w swoich
środowiskach uchodzili za mężczyzn, jak to się mówi,
przyzwoitych. Karen przydałoby się jej wybaczenie Celii, ale czy
można wybaczyć taką zbrodnię? Karen nie czuje wyrzutów sumienia
z tego powodu, że uśmierciła swoich seksualnych klientów i
oprawców. Ale mąż Celii do nich nie należał. Przypadkowo znalazł
się na linii strzału. Ale Celia będzie jedyna osobą, do której
skieruje słowo „przepraszam”. Ale to już czytelnik sam się
dowie, czy Karen uzyska przebaczenie wdowy i czy w finale swojego
życia uwierzy, że śmierć nie kończy jej istnienia, a po tamtej
stronie rozgrzeszy ją Bóg.
Warto
przeczytać tę poruszającą powieść. Choćby dlatego, że kończąc
lekturę książki, uświadamiany sobie, z każdy żyje ze swoim
wyrokiem. Tylko że nie wie, kiedy będzie on wykonany i w jakiej
kondycji ducha staniemy przed wiecznością.
Amanda
Eyre Ward „We śnie do nieba”, przekład Agnieszka Klonowska.
Toruń 2006, Wydawnictwo”C&T”