Do czytania w karnawale – nie tylko dla pań
Wszyscy w
dzieciństwie czytamy bajki. A dziewczynki szczególnie lubią
opowieści o księżniczkach i królewnach. No i niejedna dziewczynka
wyciągała mamie z szafy strojną sukienkę karnawałową, żeby
przebrać się za księżniczkę. Więc jest książka, która
pozwala nam wrócić do dzieciństwa, ale nie tak do końca. Jest to
pozycja z baśniami, które zdarzyły się naprawdę w minionych
wiekach. Autorka, Anna Moczulska przywołuje bajki o smokach, o
pięknej i bestii, o Czerwonym Kapturku, o Kopciuszku, Królewnie
Śnieżce oraz innych postaciach zaludniających wyobraźnię
dziecka, zwłaszcza dziewczynki. Najważniejsze jest to, że te
opisane historie zdarzyły się naprawdę. A prawdziwe postacie były
z charakteru i losu podobne do tych z baśni.
Anna Moczulska z
wdziękiem, lekko, miejscami dowcipnie, a zarazem ze znajomością
realiów historycznych opisuje losy hrabianek, księżniczek,
królewskich córek, którym zdarzyło się to, co tym postaciom z
baśni.
Na przykład
Elżbieta Austriaczka była nadzwyczaj szpetna. Ale z powodów
politycznych tę pannę z Habsburgów poślubił z wyraźnymi oporami
Kazimierz Jagiellończyk. Przybyła ona do przyszłego męża w 1454
roku. Jak to bywało na ówczesnych dworach, gdzie montowano mariaże,
ani ona, ani on nie widzieli się wcześniej, a poseł wysłany, by
obejrzał narzeczoną, wrócił zafrasowany, bo nie miał odwagi
powiedzieć królowi, jak szpetna jest ta dziewczyna. I co się
dzieje? Matrymonium zostaje spełnione, Kazimierz oswaja się z
widokiem Elżbiety, zaczyna ja lubić, budzi się miłość w
przystojnym mężczyźnie do nieładnej księżniczki, a za dwa lata
rodzi się ich pierworodny syn, po którym „posypią się”
następne dzieci, w sumie trzynaścioro,
a jak pisze autorka, królowa zatroszczyła się o bardzo staranne
ich wychowanie i wykształcenie, więc kiedy trafili na europejskie
dwory, poślubiając dzieci koronowanych głów, niosły w świat
dobre imię Jagiellonów. Jak się okazało, nie sama uroda jest
najważniejsza. Królowa była mądra, wrażliwa, czuła, zatroskana
o los rodu.
Podobna
historia zdarzyła się dwa wieki później, kiedy car Piotr I wziął
za żonę zwykłą praczkę żołnierskiego przyodziewku, wywodzącą
się z biednej rodziny chłopów mieszkających w części Inflant
należącej wówczas do Szwecji. Wcześnie osierocona, tułała się
po krewnych, a kiedy podrosła, okazała się apetycznym „kąskiem”
dla mężczyzn, którym nie skąpiła swoich wdzięków. Ta dla
odmiany była urodziwa. Aż na dworze przyjaciela Piotra I,
Aleksandra Mienszykowa wpadła w oko carowi i została jego
nałożnicą. Była nadzwyczaj urodziwa, ale też i mądra, chociaż
analfabetka. Car, nie bacząc na to, że do wiadomych celów „używał”
ją niejeden mężczyzna, zakochał się, ochrzcił dziewczynę,
poślubił Martę Skowrońską i nazwał ją Katarzyną, wreszcie
uczynił na przekór całemu światu swoją żonę carycą, a swoją
wcześniejszą małżonkę Eudoksję zamknął w monastyrze.
Nie
wszystkie historie tak dobrze się kończyły. Na przykład hrabianka
Sydonia von Borek, szesnastowieczna piękność z Pomorza, wysłana
na dwór księcia Filipa I do Wołogoszczy, zakochała się z
wzajemnością w jego synu, przyjęła oświadczyny młodego księcia
i jakież było jej osłupienie, kiedy rodzina narzeczonego postawiła
stanowcze veto, gdyż narzeczona nie miała statusu księżniczki.
Dziewczyna wpadła w taki gniew, że wykrzyczała klątwę,
zapowiadając, że za 50 lat wygaśnie ród, który ją tak
zlekceważył i zranił. Za rok umiera jej ojciec, brat pozbawia
siostry majątku, Sydonia szuka pomocy u sędziów, więc brat
obwinia ją o rozmaite czary. Umierają kolejno mężczyźni z rodu
Gryfitów, aż na koniec śmierć zabierze ostatniego z męskich
potomków tego, który nie chciał Sydonii w rodzinie. W
przepowiedzianym terminie klątwa zostaje spełniona. Nawet zapada
wyrok z oskarżenia o czary, od którego skutecznie się odwoła.
Popada w coraz większy rozstrój nerwowy i w końcu zostaje
osądzona, a ponieważ szlachcianki nie można było spalić na
stosie, zostaje ścięta, a ogień pochłonie jej szczątki.
Anna
Moczulska, opisując psychikę tej sponiewieranej kobiety, jest
zdania, że współczesna psychiatria zdiagnozowałaby ją w sposób
następujący: Sydonia miała „naturę paranoidalną, cechowała
się nadmierną podejrzliwością, brakiem tolerancji na krytykę,
zawziętością, skłonnością do interpretowania neutralnych
zachowań otoczenia jako wrogich oraz małą tolerancją na
niepowodzenia”. Jakby się rozejrzeć, to niejedna współczesna
osoba podpadałaby pod tę charakterystykę.
Z
tej pasjonującej lektury wynika, że nie wystarczyło być śliczną
i mądrą, żeby zakosztować szczęścia. Należało urodzić się
na właściwym poziomie hierarchii, by kwalifikować się do
upragnionego zamęścia, które nie było owocem miłości, ale
planów niemających nic wspólnego z tym uczuciem.
Już
kończę. Zachęcam do lektury w karnawale. Sama pożyczyłam tę
książkę w bibliotece osiedlowej, ale za wszelką cenę będę
chciała ją sobie kupić. Po prostu nie wystarcza jednokrotne
przeczytanie tej lektury. Dostarcza rozrywki, wiedzy, budzi
refleksje. Czytelnik ma apetyt na powroty do kolejnych, świetnie
napisanych rozdziałów.
Ewa
Moczulska „Bajki które zdarzyły się naprawdę. Historie słynnych
kobiet”. Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2015.