niedziela, 13 stycznia 2019

Juliusz Chochowski - poleca

List 1

Skąd dziś do wieczności?


Drogi Adamie

Nie wiem w jakim celu poleciłeś mi tak grubą książkę Jamesa Jonesa „Stąd do wieczności”, to prawie siedemset kartek drobnym drukiem. Czy myślisz, że ktoś z naszych już nielicznych przyjaciół czyta takie cegły, no, może znajomi z biblioteki. Proponujesz mi ją zapewne dlatego, że sam przebywasz właśnie na Hawajach. W przeciwieństwie do ciebie, nie mam w sobie żyłki globtrotera, więc z radością zanurzyłem się w świat amerykańskiej armii, tuż przed atakiem Japończyków na Pearl Harbor, tym bardziej, że jest to powieść znakomicie napisana i buchająca emocjami. Skusiło mnie również tłumaczenie Bronisława Zielińskiego, którego z sentymentem wspominam i podziwiam za jego przekłady na język polski wielu książek Ernesta Hemingwaya.
James Jones (1921-1977) napisał powieść o dehumanizacji człowieka. Wyszła drukiem w 1951 roku po sześciu latach pracy nad tekstem i od razu stała się bestsellerem. Do dziś wciąż czyta się ją z zapartym tchem. Myślę, że to dzięki realizmowi psychologicznemu, bardzo starannemu, opisującemu tak charakterystyczne postacie, że chciałoby się je spotkać w rzeczywistości oraz znajomości wojskowego życia. W 1939-44 autor służył jako marynarz piechoty morskiej na Hawajach, więc napisał to, co przeżył.
Każdy młody człowiek wstępujący do wojska, powinien tę lekturę z obowiązku przeczytać. Wiedza do czego służy żołnierz w armii jest ogólnie znana, tylko idealiści mają odmienne zdanie. Moje doświadczenia – nie wojenne, bo te dzięki opatrzności mnie ominęły – ale te wojskowe, całkowicie pokrywają się z obserwacjami poczynionymi przez J. Jonesa: przyjaźń żołnierzy iście hemingwayowska, obróbka, karcer i głupota oficerów. Nie w takiej skali, nie z takim nasileniem, bo i czasy i miejsce było spokojniejsze.
Szeregowiec Robert Prewitt, z żelaznym kręgosłupem moralnym, to zaczyn na bohatera narodowego, nie złamie go ani obróbka kapitana Holmesa, aby tylko powrócił do boksu, ani wojskowe więzienie. Jego przyjaciel, sierżant Milton Warden, jest również bohaterem pozytywnym, no, może z nieco złamanym skrzydłem, ale wszyscy z nich mają jakąś skazę. Warden podrywa żonę kapitana Holmesa, Karen, i zakochuje się, a tego nie planował. Zresztą obaj szukają tego, czego odmówił im autor: Prewitt – ogniska domowego, Warden – żony. I kiedy na jedną krótką chwilę dostają to, o czym marzyli, dochodzą do wniosku: kochają armię. To typowe dla amerykanów, ale jak napisane.
Zresztą nie jest to streszczenie, które zachęcałoby do sięgnięcia po tę klasyczną powieść amerykańską, rozliczającą się z mitem secesyjnego rycerza na koniu. Chciałem ci, Adamie tylko zwrócić uwagę, że jeżeli już dostaniemy od losu tę upragnioną zabawkę, szybko okazuje się, iż pragniemy innej. Dlatego prawdopodobnie wciąż zmieniasz miejsca pobytu i nigdy nie wiem, gdzie wysłać list. Mógłbyś w końcu kupić laptop.
Zawsze zastanawiało mnie, jak wiele można powiedzieć w powieści, a jak mało w filmie. Polecam ci, jest wart obejrzenia i do dziś się nie zestarzał. Za coś w końcu otrzymał sześć Oscarów. Reżyser Fred Zinnemann w 1953 roku skroił scenariusz do potrzeb hollywoodzkiego odbiorcy. Polecam również dlatego, że lubisz porównania, co zostało przycięte, co zmienione w stosunku do literackiego oryginału; podpowiem tylko, że Lorene jest tutaj hostessą a nie prostytutką, w latach pięćdziesiątych pewne słowa nie przechodziły przez gardło X muzy, natomiast Angelo Maggio umiera na rękach Prewitta.
W obsadzie wystąpili: Montgomery Clift (Prewitt), Burt Lancaster (Warden), Donna Reed (Lorene), Frank Sinatra (Maggio) i Deborah Kerr (Karen). Film pamiętam jeszcze z dawnych czasów, gdy puszczano go w naszej telewizji o dwóch programach, a scenę pocałunku Lancastera i Kerr na brzegu oceanu wciąż mam przed oczami, chociaż wyznam szczerze nie jest to pozycja wygodna dla mężczyzny, ale w filmie liczy się efekt wizualny.
Zdradzę ci jeszcze jeden sekret, w Książnicy Karkonoskiej znajdziesz audiobook Jamesa Jonesa „Stąd do wieczności” w interpretacji Adama Szyszkowskiego, jest po prostu świetny. Tylko nieliczni aktorzy potrafią oddać niuanse prozy bez natarczywej interpretacji.

Juliusz Chochowski