piątek, 25 stycznia 2019

Maria Suchecka - poleca

Zimą o wiecznej zimie


Aż dziwne, że napisana i wydrukowana w 1922 roku książka doczekała się w Polsce pierwszego wydania w 2012 roku. Mowa o podróżniczej relacji „Na krańcu świata” z najsłynniejszej wyprawy na biegun południowy, spisanej przez jej uczestnika Apsleya Cherry-Garrarda. Syn brytyjskiego oficera, właściciela dwóch majątków ziemskich, odziedziczonych po ciotce i stryju, ukończył Oksford, przekonany, że sytuacja materialna nie zmusi go do podjęcia pracy, znalazł się wśród ośmiu tysięcy ochotników gotowych do udziału w zapowiedzianej Brytyjskiej Ekspedycji Antarktycznej. Jej dowódcą został Robert Falcon Scott, który przed dziesięcioma laty uczestniczył w poprzedniej, pierwszej tego typie wyprawie. Tym razem przyświecał mu cel, mający okryć chwałą Wielką Brytanię, a było nim zdobycie bieguna południowego, zaś równorzędne plany przewidywały kontynuację badań naukowych, prowadzonych podczas pierwszej wyprawy. Miały one charakter interdyscyplinarny, bo dotyczyły między innymi meteorologii, biologii, geologii i innych aspektów, które miały złożyć się na całokształt wiedzy o kontynencie położonym na samym południu globu.
W skład podróżniczej ekipy wchodziło 33 mężczyzn, którzy mieli pokonywać białą, śnieżno-lodowatą przestrzeń. Jednym z najbliższych druhów i współpracowników dowódcy Scota był Edward Adrian Wilson, weteran pierwszej wyprawy arktycznej.
Polarnicy z Anglii, a właściwie ich część dotarli na biegun południowy, ale grupa Norwega Roalda Amundsena wyprzedziła ich o miesiąc. Natomiast program badań naukowych został zrealizowany. Jak się okazało, grupa zapłaciła wysoką cenę za te osiągnięcia. W wiecznych lodach zostali Scot i czterech innych dzielnych polarników, w tym wspomniany Wilson. Przeżyło dziewięciu, dwóch wcześniej wysadzono na ląd. Płynęli statkiem „Terra Nova”. Cherry-Garrard posiłkuje się i własnymi, i pozostawionymi przez pozostałych polarników dziennikami i zapiskami, a także fotografiami, które powstawały podczas tej wyprawy.
Kiedy piszę te słowa, jest zima. Gdyby ktoś chciał ponarzekać na niedogrzane kaloryfery, szybko zużywającą się ropę, drewno albo koks służące do opalania domu, niech pójdzie do biblioteki i pożyczy „Na krańcu świata”, żeby wejść w skórę polarników, doświadczyć mrozu sięgającego blisko minus sześćdziesięciu stopni, wiele tygodni trwającej polarnej nocy. Jak pisze autor, całodobowa ciemność zakłóca normalny rytm czynności. Kiedy zdarzał się mróz trzydziesto lub dwudziesto kilkustopniowy, polarnicy mieli wrażenie, że doświadczają wyjątkowego ciepła. Obfite śnieżyce, mgły utrudniały poruszanie się. Mimo ochronnego ubrania na dzień i noce spędzane w namiotach lub zbudowanych z bloków lodowych i skalnych schronów, nie sposób było uniknąć odmrożeń. Polarnicy musieli leczyć odmrożenia, racjonować żywność, ale też dbać o psy z zaprzęgów w saniach, o kuce i muły, które, nim straciły możność poruszania się, były zabijane i przeznaczane na pożywienie dla ludzi i karmę dla psów. W tych ekstremalnych warunkach zadziwiająca była współpraca ludzi, i przyjaźń, wzajemne oddanie, gotowość spieszenia na ratunek, jeśli albo człowiek, albo zaprzęg wpadał w lodową lub śnieżną szczelinę.
Opisane zdarzenia zaistniały ponad sto lat temu, ale kraina wiecznych lodów pozostaje taka sama, choć na użytek polarników służą teraz inne udogodnienia cywilizacyjne, natomiast wartości ludzkie, które tam zamanifestowano, nie mają ceny. W okresie świątecznym pojawiła się informacja, że poszukiwani są chętni do wyjazdu na podbiegunową placówkę, by wzmocnić ekipę już pracujących tam polarników. Warto, by zabrali ze sobą polecaną tutaj książkę. Ona uczy szlachetności i solidarności. W Internecie można obejrzeć relacje z Petry, gdzie błyskawiczna, jak powiedziano w relacji, nawałnica zalała skalne miasto. Na jednym z nagrań video widać człowieka, który poprzez strumień wody podąża w głąb kamiennego wąwozu, skąd przez rwącą wodę wyprowadza kobietę z dzieckiem, a świadkowie tej sceny, zajmujący bezpieczne, suche jeszcze miejsce nagradzają go brawami.
Więc warto sięgnąć po tę książkę, aby zastanowić się nad siłą ludzkiego ducha, nad heroizmem odkrywców i docenić komfort klimatyczny, w jakim spędzamy te zimę. A na okładce omawianej pozycji czytelnik wyczyta zdanie, że jest to „Najlepsza w historii książka podróżnicza według National Geographic Adventure”.
Apsley Cherry-Garrard „Na krańcu świata”. Najsłynniejsza wyprawa na biegun południowy, przekład Jacek Spólny, Zysk i S-Ka Wydawnictwo, Poznań 2012.