Pianie kogutów czyli złamana odwaga
Motto z rekomendowanej książki: Niezapisane historie zostaną stracone
W moim dorosłym życiu o azjatyckim kraju raz mówiono
Kampucza, a raz Kambodża. Mieszkańcy tego kraju to Czerwoni Khmerzy
albo Khmerzy. I nie należy mylić tych nazw, bo ci pierwsi to byli
siepacze, zabójcy, mordercy. Niektórzy po upadku Reżymu Pol Pota
zostali osadzeni, a niektórzy dalej funkcjonują w społeczności,
która doświadczyła ludobójstwa. Wojciech Tochman wielokrotnie
odbył podróże do tego kraju, a książka, nad którą pracował,
była trzecią pozycją po „Jakbyś kamień jadła” - poświęconą
powojennej Bośni i „Dzisiaj narysujemy śmierć” - o
ludobójstwie w Rwandzie. Autor żywił niepokój przed pierwszym
wyjazdem do kraju Khmerów. Ale czuł wewnętrzny imperatyw, by
zmierzyć się i z tym tematem. Mówi, że „ciemność jest
naturalnym środowiskiem reportera. Świat jasno oświetlony nie jest
dla reportera tematem”.
Wojciech Tochman używa pojęcia baksbat. To pojęcie –
złamanie w człowieku odwagi, staje się potulny, pokorny, lękliwy,
niepotrafiący sprzeciwić się i zawalczyć o swoje. Taki los
spotkał tych, którzy ocaleli z terroru.
„Pianie kogutów, płace psów” jest zbiorem
świetnych, choć bardzo smutnych reportaży”. Zrozumie i dogłębnie
przeżyje je każdy, kto dotknął z bliska dramatu choroby
psychicznej. Choroby, która odbiera szanse na pełne życie i
skazuje na śmierć cywilną i na społeczne wykluczenie. I właśnie
choroba psychiczna łączy te reportaże. Autor dociera do chorych w
towarzystwie psychiatry Ang Sody, psychologa Seanga Leapa i polskiego
fotografika Michała Fiałkowskiego.
Terror szalał w Kampuczy od 1975 do 1979 roku. Różnie
szacuje się liczbę ofiar, jakie pochłonęły te lata, od
dziewięciuset tysięcy do miliona stu tysięcy zgładzonych,
więzionych i torturowanych kobiet, mężczyzn i dzieci, starców
również. Skutki terroru się nie kończą. Rozbite, osierocone
rodziny, osamotnione dzieci, dotkliwa nędza, powszechny strach i
nieufność dają zastraszające żniwo, jakim jest plaga chorób
psychicznych. Lekarzy tej specjalności i przed reżimem nie było
zbyt wielu, ale za Pol Pota unicestwiano lekarzy, nauczycieli,
inżynierów, duchownych, krótko mówiąc inteligencję.
Po upadku reżymu została garstka psychiatrów,
szpitalnych łóżek było niewiele, większość w stolicy, na
leczenie stać było nielicznych. Rodziny ratowały się za pomocą
szamanów, kapłanów, zielarzy, magów i wszelkiego autoramentu
uzdrowicieli. A kiedy chorzy stawali się niebezpieczni, za
przyzwoleniem policji i wszelkich władz byli izolowani w klatkach,
szopach, chlewach, przykuwani łańcuchami, by nie czynili krzywdy
sobie i Bogu ducha winnym ludziom. Chorzy potrafili zabić,
zniszczyć, ukraść, chore kobiety trzeba było izolować, by nie
narażać na gwałty, których owocem były dzieci bez szans na
wtopienie się w zdrową społeczność.
Lekarka mówi, że każdy choruje i zdrowieje po
swojemu. Nie ma tu jednej reguły. A sama w czasie terroru musiała
ukryć fakt, że jest lekarzem. Inaczej zostałaby jak inni
zgładzona.
Chorym, wycieńczonym i zagłodzonym istotom spieszy z
pomocą charytatywna międzynarodowa organizacja TPO Transcultural
Psychosocial Organization. Powiem krótko, że ten zbiór reportaży
jest książką o okrucieństwie i szlachetności. Warto przeczytać,
żeby i w sobie dokopać się ładunku szlachetności. A melancholicy
powinni wziąć do serca słowa, jakie można wyczytać w „Pianiu
kogutów...”: „Smutek nie jest bezpieczny. Smutek człowiekowi
nie służy. Potrafi odebrać rozum, władzę w nogach, oddech.
Smutek to umieranie”.
Wojciech Tochman „Pianie kogutów, płacz psów”,
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. Kraków 2019.