poniedziałek, 11 marca 2019

Michał Zasadny

Pianie kogutów czyli złamana odwaga


Motto z rekomendowanej książki: Niezapisane historie zostaną stracone


W moim dorosłym życiu o azjatyckim kraju raz mówiono Kampucza, a raz Kambodża. Mieszkańcy tego kraju to Czerwoni Khmerzy albo Khmerzy. I nie należy mylić tych nazw, bo ci pierwsi to byli siepacze, zabójcy, mordercy. Niektórzy po upadku Reżymu Pol Pota zostali osadzeni, a niektórzy dalej funkcjonują w społeczności, która doświadczyła ludobójstwa. Wojciech Tochman wielokrotnie odbył podróże do tego kraju, a książka, nad którą pracował, była trzecią pozycją po „Jakbyś kamień jadła” - poświęconą powojennej Bośni i „Dzisiaj narysujemy śmierć” - o ludobójstwie w Rwandzie. Autor żywił niepokój przed pierwszym wyjazdem do kraju Khmerów. Ale czuł wewnętrzny imperatyw, by zmierzyć się i z tym tematem. Mówi, że „ciemność jest naturalnym środowiskiem reportera. Świat jasno oświetlony nie jest dla reportera tematem”.
Wojciech Tochman używa pojęcia baksbat. To pojęcie – złamanie w człowieku odwagi, staje się potulny, pokorny, lękliwy, niepotrafiący sprzeciwić się i zawalczyć o swoje. Taki los spotkał tych, którzy ocaleli z terroru.
Pianie kogutów, płace psów” jest zbiorem świetnych, choć bardzo smutnych reportaży”. Zrozumie i dogłębnie przeżyje je każdy, kto dotknął z bliska dramatu choroby psychicznej. Choroby, która odbiera szanse na pełne życie i skazuje na śmierć cywilną i na społeczne wykluczenie. I właśnie choroba psychiczna łączy te reportaże. Autor dociera do chorych w towarzystwie psychiatry Ang Sody, psychologa Seanga Leapa i polskiego fotografika Michała Fiałkowskiego.
Terror szalał w Kampuczy od 1975 do 1979 roku. Różnie szacuje się liczbę ofiar, jakie pochłonęły te lata, od dziewięciuset tysięcy do miliona stu tysięcy zgładzonych, więzionych i torturowanych kobiet, mężczyzn i dzieci, starców również. Skutki terroru się nie kończą. Rozbite, osierocone rodziny, osamotnione dzieci, dotkliwa nędza, powszechny strach i nieufność dają zastraszające żniwo, jakim jest plaga chorób psychicznych. Lekarzy tej specjalności i przed reżimem nie było zbyt wielu, ale za Pol Pota unicestwiano lekarzy, nauczycieli, inżynierów, duchownych, krótko mówiąc inteligencję.
Po upadku reżymu została garstka psychiatrów, szpitalnych łóżek było niewiele, większość w stolicy, na leczenie stać było nielicznych. Rodziny ratowały się za pomocą szamanów, kapłanów, zielarzy, magów i wszelkiego autoramentu uzdrowicieli. A kiedy chorzy stawali się niebezpieczni, za przyzwoleniem policji i wszelkich władz byli izolowani w klatkach, szopach, chlewach, przykuwani łańcuchami, by nie czynili krzywdy sobie i Bogu ducha winnym ludziom. Chorzy potrafili zabić, zniszczyć, ukraść, chore kobiety trzeba było izolować, by nie narażać na gwałty, których owocem były dzieci bez szans na wtopienie się w zdrową społeczność.
Lekarka mówi, że każdy choruje i zdrowieje po swojemu. Nie ma tu jednej reguły. A sama w czasie terroru musiała ukryć fakt, że jest lekarzem. Inaczej zostałaby jak inni zgładzona.
Chorym, wycieńczonym i zagłodzonym istotom spieszy z pomocą charytatywna międzynarodowa organizacja TPO Transcultural Psychosocial Organization. Powiem krótko, że ten zbiór reportaży jest książką o okrucieństwie i szlachetności. Warto przeczytać, żeby i w sobie dokopać się ładunku szlachetności. A melancholicy powinni wziąć do serca słowa, jakie można wyczytać w „Pianiu kogutów...”: „Smutek nie jest bezpieczny. Smutek człowiekowi nie służy. Potrafi odebrać rozum, władzę w nogach, oddech. Smutek to umieranie”.

Wojciech Tochman „Pianie kogutów, płacz psów”, Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. Kraków 2019.