Fascynujące dzieło
Żeby
spokojnie czytać „Rosję” i delektować się tą lekturą,
należy zabrać powieść do sanatorium albo na jesienny urlop.
Dzieło liczy sobie 900 stron, ale obcując z „Rosją” czytelnik
ani przez moment nie doświadcza nudy. Żeby zmierzyć się z
tematem, a są nim dzieje euroazjatyckiego imperium, autor,
amerykański pisarz Edward Rutherfurd odbył wiele podróży do tego
kraju, nawiązał kontakty z członkami rosyjskiego Związku Pisarzy,
dotarł do archiwów, monastyrów, bibliotek, galerii, penetrował
dokumenty i księgozbiory uczelni europejskich i amerykańskich.
Rosyjska diaspora jeszcze z porewolucyjnych czasów zachowała pamięć
historycznych zdarzeń, które rozproszyły ludzi mądrych i
majętnych po całym świecie, a oni pielęgnowali swoją tożsamość
i strzegli rodowych pamiątek, które ją poświadczały. Książka
powstawała w latach 1987 – 1991. I zarejestrowała najnowsze
trendy społeczne, polityczne i gospodarcze.
Zdarzenia
pierwszego rozdziału rozgrywają się już w roku 180. Potem autor
prowadzi czytelnika przez stulecia. Jego bohaterowie są związani z
dwoma fikcyjnymi mieścinami, obie mają nazwę Ruska, jedna położona
jest na północy, druga na południu. Taka topografia pozwala
pokazać różne regiony kraju. Przepiękne są opisy lasów, tajg,
wielkich rzek, rozległych stepów. Wnikliwa penetracja dokumentów,
wydań, poznanie terenu, zabytków, twórczości ludowej, obyczajów
pozwoliły autorowi pokazać, jak ruskie ziemie się scalały, jak w
znaczenie rosła Ruś Kijowska, a potem, niejako u jej boku
dojrzewała druga potęga. To był trudny i długi proces. Toczono
walki z plemionami i narodami na dalekim wschodzie, wikłano się w
konflikty z południowymi i zachodnimi sąsiadami. Mieszały się
rasy, a skutki tego miksowania się antropologicznego pozostawały w
rysach, w karnacji, w rysunku oczu czy owalu twarzy.
W
powieści przywoływane są postacie historyczne, jak Iwan Groźny,
Katarzyna Wielka, Petlura, Rasputin, a potem Lenin, Trocki, Stalin i
inne. I jednocześnie prowadzone są wątki rodów. Pojawiają się
rozmaite postacie: mężne, dzielne, przewrotne, okrutne, szlachetne,
piękne i szpetne. Zaludniają karty powieści, za zasługi otrzymują
tytuły i godności, pomnażają majątki, wikłają się w
konflikty, a urazy przechodzą z pokolenia na pokolenie. Są to
Bobrowowie, Skworinowie, Romanowie, Iwanowie, Karpienkowie, Popowie.
Ci utytułowani pogardzają ludem i eksploatują go na wszystkie
możliwe sposoby, ciemiężeni odpłacają im gniewem i nienawiścią.
Nie
ma w tej książce uproszczeń. Jest walka o znaczenie, o władzę, o
życie, przetrwanie. Jest miłość głęboka i są uczucia
niszczące.
Interesująco
pokazany jest problem życia religijnego Rosjan, specyfiki
prawosławia, zaciekłego niszczenia wiary przez komunistów.
Zastanowiła mnie dedykacja tego dzieła. Autor pisze: „Z
największym szacunkiem dedykuję swoją książkę wszystkim tym,
którzy odbudowują klasztorną społeczność Pustelni Optyńskiej”.
W tym miejscu przypominają mi się przeczytane u schyłku
dwudziestego wieku słowa, że następne stulecie albo będzie czasem
duchowości, albo nie będzie go wcale. Na razie trwa.
Wiele
czytałam książek o Rosji, ale tak bogatego obrazu imperium nie
spotkałam nigdzie. Obraz nakreślony jest pięknym językiem, a
możność jego poznania jest zasługą tłumaczenia.
Edward
Rutherfurd, „Rosja”, tłum. Elżbieta Smoleńska, wydawnictwo
Czarna Owca, Warszawa 2017.