sobota, 5 października 2019

Maria Suchecka - poleca


Fascynujące dzieło


Żeby spokojnie czytać „Rosję” i delektować się tą lekturą, należy zabrać powieść do sanatorium albo na jesienny urlop. Dzieło liczy sobie 900 stron, ale obcując z „Rosją” czytelnik ani przez moment nie doświadcza nudy. Żeby zmierzyć się z tematem, a są nim dzieje euroazjatyckiego imperium, autor, amerykański pisarz Edward Rutherfurd odbył wiele podróży do tego kraju, nawiązał kontakty z członkami rosyjskiego Związku Pisarzy, dotarł do archiwów, monastyrów, bibliotek, galerii, penetrował dokumenty i księgozbiory uczelni europejskich i amerykańskich. Rosyjska diaspora jeszcze z porewolucyjnych czasów zachowała pamięć historycznych zdarzeń, które rozproszyły ludzi mądrych i majętnych po całym świecie, a oni pielęgnowali swoją tożsamość i strzegli rodowych pamiątek, które ją poświadczały. Książka powstawała w latach 1987 – 1991. I zarejestrowała najnowsze trendy społeczne, polityczne i gospodarcze.
Zdarzenia pierwszego rozdziału rozgrywają się już w roku 180. Potem autor prowadzi czytelnika przez stulecia. Jego bohaterowie są związani z dwoma fikcyjnymi mieścinami, obie mają nazwę Ruska, jedna położona jest na północy, druga na południu. Taka topografia pozwala pokazać różne regiony kraju. Przepiękne są opisy lasów, tajg, wielkich rzek, rozległych stepów. Wnikliwa penetracja dokumentów, wydań, poznanie terenu, zabytków, twórczości ludowej, obyczajów pozwoliły autorowi pokazać, jak ruskie ziemie się scalały, jak w znaczenie rosła Ruś Kijowska, a potem, niejako u jej boku dojrzewała druga potęga. To był trudny i długi proces. Toczono walki z plemionami i narodami na dalekim wschodzie, wikłano się w konflikty z południowymi i zachodnimi sąsiadami. Mieszały się rasy, a skutki tego miksowania się antropologicznego pozostawały w rysach, w karnacji, w rysunku oczu czy owalu twarzy.
W powieści przywoływane są postacie historyczne, jak Iwan Groźny, Katarzyna Wielka, Petlura, Rasputin, a potem Lenin, Trocki, Stalin i inne. I jednocześnie prowadzone są wątki rodów. Pojawiają się rozmaite postacie: mężne, dzielne, przewrotne, okrutne, szlachetne, piękne i szpetne. Zaludniają karty powieści, za zasługi otrzymują tytuły i godności, pomnażają majątki, wikłają się w konflikty, a urazy przechodzą z pokolenia na pokolenie. Są to Bobrowowie, Skworinowie, Romanowie, Iwanowie, Karpienkowie, Popowie. Ci utytułowani pogardzają ludem i eksploatują go na wszystkie możliwe sposoby, ciemiężeni odpłacają im gniewem i nienawiścią.
Nie ma w tej książce uproszczeń. Jest walka o znaczenie, o władzę, o życie, przetrwanie. Jest miłość głęboka i są uczucia niszczące.
Interesująco pokazany jest problem życia religijnego Rosjan, specyfiki prawosławia, zaciekłego niszczenia wiary przez komunistów. Zastanowiła mnie dedykacja tego dzieła. Autor pisze: „Z największym szacunkiem dedykuję swoją książkę wszystkim tym, którzy odbudowują klasztorną społeczność Pustelni Optyńskiej”. W tym miejscu przypominają mi się przeczytane u schyłku dwudziestego wieku słowa, że następne stulecie albo będzie czasem duchowości, albo nie będzie go wcale. Na razie trwa.
Wiele czytałam książek o Rosji, ale tak bogatego obrazu imperium nie spotkałam nigdzie. Obraz nakreślony jest pięknym językiem, a możność jego poznania jest zasługą tłumaczenia.

Edward Rutherfurd, „Rosja”, tłum. Elżbieta Smoleńska, wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2017.