Geniusz i tytan
Pierwsza część tej biografii opowiada o domu rodzinnym przyszłej noblistki, o klimacie, którą tworzył przede wszystkim ojciec, wszczepiając gromadce dzieci zamiłowanie do wiedzy, do poznawania przyrody, jednocześnie nie zaniedbując formowania uczuć patriotycznych. Zatem nie ma nic dziwnego w tym, że zdobywszy światową sławę jako wielka uczona, Maria zawsze czuła się Polką, kochała Ojczyznę i odbywała do niej podróże, ilekroć było to możliwe, a kiedy Polska odzyskała niepodległość, dokładała starań, aby i tutaj powstał instytut badający tajemnice i zastosowanie radioaktywnych pierwiastków.
Skoro w podtytule zapowiadane są miłości Skłodowskiej, to warto wspomnieć, że już jako młodziutka guwernantka pokochała z wzajemnością mężczyznę, ale niestety różnica sfer społecznych okazała się dla młodego człowieka nie do pokonania, a miłości zabrakło na tyle, by sprzeciwić się woli rodziców. No i bardzo dobrze się stało, gdyż Maria marzyła o studiach, w czym wyprzedziła ją siostra Bronia, przyjęta w Paryżu na Sorbonę. To ona ułatwiła przyjazd Marii do Francji i umożliwiła przetrwanie pierwszych lat w mieszkaniu państwa Dłuskich, małżeństwa lekarzy. Już zamężna Bronia w ten sposób odwdzięczyła się Marii, która pracując jako guwernantka, wysyłała siostrze pieniądze na utrzymanie w Paryżu.
Zdolności małej Skłodowskiej objawiły się już w jej wieku dziewczęcym. Miała znakomita pamięć, nienasyconą chłonność wiedzy. Podobne przymioty charakteryzowały Piotra Curie, jej przyszłego męża, którego poznała w środowisku paryskich naukowców. Podobnie jak ona, Piotr wychował się w rodzinie, w której wiedza była najwyższą wartością. Nic dziwnego, że Marię i Piotra połączyło pokrewieństwo pasji, zainteresowań przedmiotu badań naukowych i laicka orientacja, wyniesiona z obu rodzinnych domów.
Zawarli urzędowy ślub, zaczęli wspólne życie i wspólne badania, a kiedy na świat przyszły ich córki, Irena oraz Ewa, nieocenioną instytucję babci zajął ojciec Piotra. Senior Curie uwielbiał wnuczki i poświęcał im wiele czasu, co umożliwiło rodzicom kontynuowanie badań, a ich odkrycia okazały się tak doniosłe, że małżonkowie otrzymali Nagrodę Nobla. To były trudne i szczęśliwe lata. Oboje byli wybitnie uzdolnieni, ale same talenty nie są gwarancją sukcesu. Tytaniczna praca dawała rezultaty, a ich odporność na trud i niewygody, na niedoskonałe warunki panujące w laboratoriach i pracowniach nie były wystarczającą przeszkodą, by udaremnić realizację wspólnych celów.
Zaskakująca śmierć Piotra była straszliwym ciosem. W pamiętniku, który wdowa zaczęła pisać, znajduje się wyznanie, że w sercu i życiu uczonej żaden mężczyzna nie zajmie miejsca Piotra. Jest takie powiedzenie, że serce to nie sługa i ono sprawdziło się w przypadku młodej wdowy. Jej wielką miłością okazał się współpracownik i przyjaciel Piotra, żonaty ojciec czwórki dzieci, Paul Langevin. Jego żona walczyła o swój związek, którego nie dało się ukryć, a działo się to wszystko, kiedy Maria otrzymywała drugą Nagrodę Nobla. Paryż wrzał, Maria na swój sposób broniła swojego prawa do miłości. Ostatecznie romans się wypalił, a Paul wrócił do żony i dzieci.
Zrządzeniem losu po latach oboje zostali rodziną, gdyż pokochali się i pobrali ich wnukowie.
Ten romans zajął mi tyle miejsca, że zabrakło akapitów na opisanie postawy noblistki w czasie I wojny światowej, kiedy zaprojektowała i wyposażyła objeżdżające przyfrontowe pozycje samochody z aparatami rentgenowskimi. Jej wielkość i szlachetność budziła podziw i szacunek. Starsza z córek odziedziczyła naukową pasję rodziców. Młodsza była jej przeciwieństwem. Kochała życie, stroje, rozrywki, obca jej była powściągliwość matki i siostry, które nie lubiły się stroić ani bywać w wielkim świecie. Ewa chłonęła życie pełną piersią.
Jeśli nawet ktoś zachęcony rekomendacją sprzed dwóch lat uznałby, że już wie wszystko o polskiej uczonej noblistce, zapewniam, że tę lekturę pochłonie jednym tchem.
Iwona Kienzler, „Maria Skłodowska Curie”, wydawnictwo Bellona, Warszawa 2016.