Geniusz
lubił kobiety
Z
wielu powodów, kiedy genialny fizyk Albert Einstein ożenił się po
raz drugi, taił przed światem, że wcześniej miał inną rodzinę,
a jego wielką miłością była Mileva Marić, którą poznał,
studiując w Szwajcarskiej Politechnice Federalnej. Ta dziewczyna
miała wówczas 21 lat. Wyrastała w przekonaniu, że nie dla niej
jest miłość, dzieci i małżeństwo. Przyszła na świat ze
zwichniętym stawem biodrowym. Utykała od zawsze. A przed nią
urodzona w tej rodzinie dwójka dzieci zmarła wcześnie, pogrążając
matkę w nieustającym żalu. Szczęśliwie urodzona dziewczynka nie
ukoiła tej rozpaczy. Rodzice mogli przewidzieć, że realia okażą
się dla dziewczynki okrutne. I tak się stało, była pośmiewiskiem
rówieśników. Kiedyś podsłuchała rozmowę rodziców, którzy z
zatroskaniem mówili, że nie ma dla niej szansy na los szczęśliwej
mężatki, a tylko to wówczas zapewniało kobiecie stabilizację i
bezpieczeństwo. Jej pochodzący ze wsi ojciec był zdolny i ambitny,
więc ten Serb ze wschodnio-południowej części Austro-Węgier
uczył się pilnie i osiągnął w pozycji społecznej więcej, niż
jego rówieśnicy. Rychło zorientował się, że kaleka córka jest
wybitnie zdolna. Osiągała doskonałe wyniki, zwłaszcza w naukach
ścisłych, toteż postarał się, by umieścić Milevę w męskim
gimnazjum o wysokim poziomie, które skończyła bez trudu,
zadziwiając swoimi postępami i uzyskując najwyższą lokatę wraz
z nagrodą.
Ojciec
widział dla niej przyszłość w świecie nauki. Przed nią na
uczelni w Zurychu w całej jej historii studiowało tylko kilka
kobiet, ale ona dostała się do niej bez trudu. Była jedyną
dziewczyną w grupie. Ojciec ulokował ją w przyzwoitym
mieszczańskim domu, w którym już mieszkało kilka dziewcząt ze
wschodniej Europy. Nigdy nie przypuszczała, że może się z kimś
zaprzyjaźnić, ale koleżanki okazały się miłe i serdeczne. Przed
kolacją brały do rąk instrumenty i grywały utwory muzycznych
klasyków. Rychło, bynajmniej nie zaproszony, dołączył do nich
Albert, łamiąc wszelkie konwenanse i wywołując zgorszenie pani
domu. Gdyż Einstein zachwycił się mądrą studentką, a jej
kalectwo bynajmniej nie przysłoniło mu wdzięku i urody nieśmiałej
studentki. Olśniewał go rozum tej nieśmiałej dziewczyny. Pokochał
Milevę, zaprzyjaźnił się z jej grupką rówieśniczą, wprowadził
w krąg innych studentów, a łączyła ich płaszczyzna dyskusji o
najnowszych odkryciach.
Młoda
Serbka nie kryła przed ojcem swojego zauroczenia chłopakiem z
żydowskiej rodziny. Ojciec słusznie obawiał się, że ta miłość
nie ma szans na spełnienie. Poradził, by przeniosła się na inną
uczelnię i dała im roczny czas na zweryfikowanie trwałości uczuć.
Odległość Heidelbergu od Zurychu nie zgasiła miłości. Tęsknili
za sobą. Jej brakowało bliskości ukochanego i tamtych dysput o
odkryciach i wynalazkach. Wróciła do Alberta i dała się porwać
na krótki wypoczynek nad jezioro Como we Włoszech. Na nic zdały
się przyrzeczenia złożone ojcu, że miłość nie zgasi jej pasji
do nauki. Owocem tych płomiennych dni okazała się ciąża.
Wcześniej Albert przedstawił ukochaną rodzicom. Jego matka z
miejsca znienawidziła Serbkę. Nie widziała syna u boku kalekiej
dziewczyny, jej mąż miał nieco łagodniejszy stosunek do
utalentowanej studentki. Jego rodzice zagrozili wstrzymaniem
finansowania studiów kochliwego Alberta. On trwał przy obietnicy
małżeństwa, oczekiwał narodzin syna. Rodzice Milevy na krytyczny
okres zaawansowanej ciąży, porodu i połogu zabrali ją do Kacia w
Serbii. Tu strzegli tajemnicy niechcianego macierzyństwa swojej
córki. Albert domagał się powrotu ukochanej, więc z rozdartym
sercem pojechała do Zurychu. Spisano małżeński kontrakt, nie
ujawniając istnienia dziecka, które zachorowało na szkarlatynę.
On nigdy nie zobaczył córeczki, która miała na imię Lieserl. Ona
pojechała do Serbii, by ratować dziecko. Do dziś nie wiadomo z
całą pewnością, czy dziewczynka umarła, czy została oddana do
adopcji.
Albert
obiecywał solennie, że ich związek nie zakłóci jej działalności
naukowej. Ale przyszli na świat dwaj synowie, z których jeden po
latach zachorował na schizofrenię. Pogodzenie badań naukowych z
obowiązkami matki i pani domu, tradycyjnie sprawującej opiekę nad
mężem, okazało się nader trudne, a jednak mimo wszystko jej umysł
intensywnie pracował. Była współautorką niejednej rozprawy, ale
wbrew obietnicom jej nazwisko zostało usunięte w podpisie, bo jak
tłumaczył mąż, łamiąc obietnicę o współpracy i partnerstwie,
ona nie ukończyła studiów, nie uzyskała stopnia naukowego, więc
nie kwalifikowała się, by zaistnieć jako współautorka. Jak się
okazało, to wspólne opracowanie, wspólne odkrycie otrzymało
Nagrodę Nobla, ale udział Milevy w tym dziele został utajniony.
Albert zachował się inaczej, niż Piotr Curie, który domagał się,
by jego żona została uwzględniona w tej prestiżowej nagrodzie.
Kiedy pani Einsteinowa spotkała się z polską noblistką, zyskała
jej sympatię i szacunek, a nawet dała do zrozumienia, że domyśla
się udziału Milevy w dokonaniach jej męża.
Biograficzna
powieść „Pani Einstein” z woli autorki, Marie Benedict została
włożona w usta bohaterki. Czytając wyznania żony noblisty spisane
w pierwszej osobie, czytelnik poznaje cierpienie nieśmiałej,
wybitnie utalentowanej Serbki, rozumie jej dumę i poczucie godności,
zachwyca się zdobyciem miłości cenionego później uczonego, a
jednocześnie odczuwa cierpienie zdradzonej kobiety. To była
podwójna zdrada, gdyż wyparł się jej współautorstwa w
odkryciach, a jednocześnie zawiódł ją boleśnie jako mąż.
Biografia jest napisana jasnym, klarownym językiem, doskonale oddaje
rozwój nauk ścisłych na przełomie wieków, wprowadza w arkana
teorii względności, a jednocześnie portretuje wielkość i oddanie
w tym uczuciu Milevy, a także małość geniusza, małość
odstającą od jego pozycji w Panteonie ludzi nauki ubiegłego wieku.
Marie
Benedict „Pani Einstein”, przekład Natalia Mętrak-Ruda,
Wydawnictwo Znak Sp. z o.o Kraków 2017.