czwartek, 17 lutego 2022

Rafał Brzeski poleca - oddech włoskiego kryminału.

 Bagno i szambo

 

Pogoda jest zmienna, choć oszczędzają nas niskie temperatury, a kiedy pada śnieg, robi się bajkowo. Mój znajomy mawiał, że tydzień zimą na nartach znaczy dla zdrowia tyle, co trzy tygodnie latem nad morzem. W każdym razie dobrze, że zima nas oszczędza, nie ma silnych mrozów, bo podrożały nośniki energii i ludzie łapią się za głowy, kiedy przychodzą rachunki za gaz w ogrzewanych w ten sposób mieszkaniach i domach. Ale to uwaga na marginesie, bo mamy porę, kiedy mimo restrykcji kowidowych trwają ferie i ludzie zabierają dzieci na ferie w górach. A jeden mój znajomy student nawet planuje jechać w Alpy, bo ma uprawnienia instruktora narciarstwa. Więc tym wstępem chcę zachęcić miłośników białego szaleństwa, by wzięli dla rekreacji do ręki „Czarną trasę” Antonia Manziniego, scenarzysty filmów i seriali, który powołał do istnienia na łamach cyklu powieści kryminalnych Rocco Schiavonego, a powieść, tutaj polecana, inauguruje tę serię.

Bohaterem jest włoski policjant, znakomity tropiciel sprawców przestępstw, sam wcale nie taki kryształowo czysty, dlatego z Rzymu, choć uwielbia to miasto swojego dzieciństwa i młodości, zdegradowany karnie, oddelegowany zostaje na prowincję, a tu czeka go arcytrudne zadanie. Po czterech miesiącach nudnej według niego mieścinie ma okazję wykazać się swoim policyjnym geniuszem. Zdarzenie rozgrywa się w podalpejskim rejonie mu podległym, i tam właśnie musi zbadać zagadkową śmierć człowieka, którego zwłoki znaleziono na wysokości 1500 m. Nienawykły do śniegu i mrozu funkcjonariusz jedzie do wczasowiska w Alpach, żeby zbadać przebieg zdarzeń. Ciało zmiażdżone przez ratrak jest potwornie zmasakrowane, tak dalece, że nie sposób nawet określić płeć denata. Szybko zostaje ustalone, kto tej nocy nie wrócił do domu. A rzecz dotyczy właściciela, jakbyśmy powiedzieli, wysokogórskiego, doskonale wyposażonego schroniska. Leon, bo tak ma na imię denat, właściwie był współwłaścicielem tego obiektu, a to dzięki pożyczce, którą z poślubioną trzy lata wcześniej żoną Luisą, kobietą wielkiej urody, zaciągnęli od szefa bazy górskiego sprzętu, służącego do utrzymania stoków w doskonałym stanie.

W tej powieści każdy może być niewinny, ale każdy może okazać się zabójcą. Luisa jest w ciąży, powinna ją pochłaniać straszliwa rozpacz, ale okazuje dziwne opanowanie. Tropiciel mordercy domaga się od kierownika poczty przekazania wszelkiej korespondencji, która ma trafić do denata. I tu będzie klucz do wskazania, gdzie szukać sprawcy. Z przysłanych wyników badań wynika, że mąż Luisy nie może być ojcem dziecka, które nosi w łonie. Zatem mamy do czynienia ze zdradą, do wyjaśnienia pozostaje, z kim bohaterka miała romans i tym samym kto jest ojcem dziecka. Zatem rozszerza się krąg podejrzanych, w tym czasie namówiony przez przyjaciela policjant dopuszcza się przestępstwa, gotów do przejęcia przerzucanego przemytu wielkiej ilości narkotyków, a może na tym procederze zdobyć niemałą kasę.

Gdybym napisał, kto zamordował właściciela schroniska, kto przyprawił mu rogi i czy udało się policjantowi wejść w posiadanie zrzutu marihuany, a jak wynika z lektury, sam też palił skręty – do wyrzucenia przez redagującego kwalifikowałaby się ta rekomendacja, bo odebrałbym czytelnikowi całą przyjemność. A czytanie tego wartko napisanego kryminału ze świetnymi dialogami to czysta przyjemność. A tytuł tej rekomendacji wskazuje, że pracować w policji to jakby zanurzać się w bagnie i penetrować szambo. Do takiego przekonania dochodzi mundurowy bohater powieści.

Antonio Manzini „Czarna trasa”, przełożył Paweł Bravo, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA, Warszawa 2017.