Baśń dla dorosłych aż ze starożytności
Piszę tę rekomendację w pierwszy dzień lata. Po rzekach popłyną wianki, będą stawiane kabały i wróżby, bo przecież wszyscy marzą o wielkiej miłości i szczęściu. Niektórym dany jest taki los, ale mam wrażenie, że większość żyje w niespełnieniu marzeń. Tymczasem letnia kanikuła mimo wojen (nie tylko na Ukrainie wrze w politycznym, zwłaszcza w afrykańskim i bliskowschodnim tyglu) zapowiada urlopy, wczasy, obozy, a nawet podróże. Mój młody przyjaciel wybrał się do Hiszpanii akurat w dniu, kiedy media powiadomiły o strajkach obsługi lotnisk. Musiał jednak szczęśliwie dolecieć, skoro nie mijam go na moim codziennym spacerze. Wszystkim, którzy marzą o emocjonalnym, a choćby przygodowym spełnieniu życzę, by nareszcie spotkali swoją wielką miłość, która była udziałem księżniczki Taduhepy; ona przeszła do historii jako Nefretete i zaistniała w tytule powieści Ewy Kassali, od pewnego czasu mojej ulubionej pisarki, od której powieści z wątkami czerpanymi za starożytności po prostu trudno się oderwać. Wracam więc do wspomnianej wielkiej miłości.
Rzecz dzieje się 1300 lat przed Chrystusem. Faraon Amenhotep któryś już z rzędu stracił starszego syna, z którym wiązał nadzieje, że zostanie jego następcą. Tymczasem władca jest słabowity, ale ma drugiego syna, na którego przerzuca dynastyczne oczekiwania. Wysyła go w szkoleniowe podróże, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, by w sąsiednich państwach poznał metody rządzenia, a przy okazji rozejrzał się za jakąś księżniczką wartą grzechu i monarszego matrymonium. Tym sposobem książę trafia do królestwa Mitanni rządzonego przez króla Tuszrattę. On wie, że należy godnie przyjąć ewentualnego władcę największego imperium, jakim był Egipt, a nie ma co ukrywać, że zrodziła się w nim nadzieja, że być może uda się połączyć rody i wyswatać jego córkę Taduhepę z Amenhotepem, synem faraona. W romantycznej scenerii pięknego ogrodu książę dostrzega prześliczną księżniczkę, o trzy lata od niego starszą, co nie ma dla nikogo większego znaczenia. Młodzi zakochują się w sobie.
W następnym etapie król wysyła córkę w asyście kapłanki uzdrowicielki do Egiptu. To alibi dla tej podróży, wszak faraon jest chory, ale chociaż czczą obaj władcy inne boginie, każda pomoc może mieć swoją wartość.
W tym miejscu nakładają się wątki z przeszłości, bo już wcześniej siostra Muszratty została jedną z żon faraona z nadzieją, że zapewni mu syna. Wciąż przebywa na egipskim dworze, ale już nie bywa zapraszana do łoża władcy. Zatem księżniczka spotka w Egipcie swoją ciotkę, zyska przychylność przyszłej teściowej i będzie cieszyć się odwzajemnioną miłością księcia. Bardzo się kochają, w akcie zaślubin łączą swoje losy, a młoda żona zostanie w nowym miejscu nazwana Nefretete, co znaczy „Piękna, która przybyła”, Można byłoby powiedzieć, że żyli długo i szczęśliwie, gdyby nie to, że ten epilog znajdzie zastosowanie do drugiej wielkiej miłości Nefretete. Będzie nią Thotmes - rzeźbiarz. Niestety Amenhotepowi zachciało się wprowadzić kult jednego Boga, ale ani kapłanom, ani ludowi od pokoleń czczącego wiele bóstw różnej rangi nie spodobała się ta religijna rewolucja. Ta decyzja rozdzieliła monarszą parę, ale o tym już czytelnik sam się dowie z lektury książki.
W każdym razie naprawdę warto zabrać ze sobą na urlopowe wyjazdy tę porywającą powieść, zanurzyć się w starożytności i uwierzyć, że wierna, szlachetna miłość jest możliwa. Przy okazji będzie sposobność pomedytować nad odpowiedzią na pytania, które w książce padają: „Co jest w życiu najważniejsze? Co to znaczy zaufanie? Co po nas zostanie, gdy odchodzimy? Znakiem naszego istnienia jest smuga światła. Na tyle jasna, na ile kochaliśmy i ile dobrego daliśmy innym”. Nie tylko obecność uchodźców daje nam ku temu wiele okazji. Wystarczy się rozejrzeć…
Ewa Kassala „Nefretete”, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2021.