Inna Ameryka
Mam wielu znajomych, którzy wyjechali do USA. Doskonale im się tam wiedzie. W najtrudniejszych dla nas czasach przysyłali paczki lub lokowali w listach dolary, a takie wsparcie było na wagę złota, a zwłaszcza kawa sprawiała wielką radość. Krewni moich znajomych za uskładane tam pieniądze w kraju budowali domy, które najpierw wynajmowali, a w miarę starzenia się przemieszczali się zza Oceanu do Polski.
Tymczasem ja przeczytałam powieść, która pokazuje Amerykę z zupełnie innej strony. Fakt, że opisuje USA z minionego stulecia, ale czytałam opisy różnych stanów zdumiona tym, co one zawierały. Książka autorstwa Kristin Hannah pod wymownym tytułem „Gdzie poniesie wiatr” wraca do czasu wielkiego kryzysu z lat trzydziestych.
Bohaterką jest Elsa Martinelli. Nosi nazwisko włoskiej rodziny, która przyjęła ją nadspodziewanie serdecznie, czego młoda dziewczyna zupełnie się nie spodziewała, gdyż w rodzinie, gdzie była z najmłodszą z córek, nikt jej nie cenił. Starsze, niezwykle urodziwe, szybko znalazły mężów, a ona, najbrzydsza, zakompleksiona, nie miała szans na zamęście. Kiedy więc zwrócił na nią uwagę Martinelli, uległa jego urokowi i dała się uwieść, przekonana, że może nikt jej nie pokocha i nie zechce pójść z nią do łóżka. Owocem tego oczarowania była ciąża, a kiedy fakt wyszedł na jaw, rodzice dziewczyny powiadomili o wszystkim Tonego i Rosę Martinelli, a ich przystojny syn nie wyparł się ojcostwa. Jego matka, wzburzona sytuacją, przystała na jedyne honorowe wyjście, czyli ślub pod warunkiem, że synową przejdzie z wyznania ewangelickiego na katolicyzm. Poślubiony pod presją Raf nie był wymarzonym mężem, ale pokochał córkę, kiedy przyszła na świat, nie na tyle głęboko, by zostać z rodziną, kiedy nastały trudne czasy. Długie okresu suszy zniszczyły zasiewy. Piaskowe burze zniosły uprawne warstwy ziemi. Gospodarstwa upadały, farmerzy opuszczali zadłużone i zajmowane przez bankierów farmy. Gazety sławiły Amerykę mlekiem i miodem płynącą. Mężczyźni opuszczali Teksas, udawali się w nieznane w poszukiwaniu pracy i chleba. Raf marzy, by uciec z farmy i spełnia zamiar, nie dając znaku życia. Nie przysyła ani listów, ani pieniędzy. Jego córka o tę rejteradę ojca obwinia matkę. Uważa, że on uciekł właśnie od niej, zostawiając rodziców, żonę i dwoje dzieci. Natomiast teściowie bardzo pokochali synową, która okazała się wspaniałą, odpowiedzialną kobietą dzielnie znoszącą porzucenie przez męża, podczas gdy Loreda ma naturę ojca i marzy, by opuścić farmę. I nasza bohaterka w kawalkadzie uciekinierów z dwójką dzieci wyrusza w nieznane. Jedzie samochodem teściów, którzy nie chcą opuścić farmy, zbudowanej od podstaw z wielkim trudem.
Żeby dojechać do wymarzonej Kalifornii, Elsa liczy każdą kroplę benzyny, przyłącza się do strajkujących. Okazuje się, że plantatorzy, władze, policja to siły skonsolidowane. Plantacje są chronione przez najemników z bronią. Chociaż bunt jest pokojowy, bez użycia siły, policja strzela do buntowników. Elsa zostaje raniona. I teraz jej córka buntująca się przeciw matce zaczyna ją doceniać i kochać, ale już jest za późno, tak jak spóźniona jest miłość lidera komunistów do jej matki. Oczywiście nie spotyka ojca, który ich wszystkich opuścił.
Powieść jest nieocenionym źródłem wiedzy o Wielkim Kryzysie, o nędzy, jaką z powodu suszy, piaskowych burz doświadczyli najubożsi nie ze swojej winy, ale z powodu zachłanności i bezwzględnego egoizmu tych, którzy sprawowali władzę. Płeć męska może uczyć się z tej lektury, jak być odpowiedzialnym mężczyzną, a kobiety, którym brakuje urody, mogą się przekonać, że inne cechy mogą im zjednać miłość i szacunek.
Wcale się nie dziwię, że autorka zyskała za swoją twórczość wiele nagród.
Kristin Hannah „Gdzie poniesie wiatr”, z angielskiego przełożyła Anna Zielińska, wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2021.