niedziela, 23 czerwca 2024

O wyższości Kupały nad Walentym, pogadajmy... - Bronisław Wypych

Kultura anglosaska wkroczyła w nasz życie przebojem; mówimy i piszemy jak rodowici Amerykanie.

Wszystko zaczyna się od języka „Na początku było słowo”, mówi święta księga. Najpierw jest to jeden wyraz, potem zdanie, następnie idzie za tym jakaś forma zabawy, która zmienia nasze spojrzenie na otaczającą rzeczywistość i gdy przekaz nam się podoba, przyjmujemy go. Czasownik „podobać” należy rozumieć dwojako; cukierek też nam się podoba, jego papierek i smak wyciągają naszą rękę: ale nie po to został wyprodukowany. Gdziekolwiek się ruszymy, mamy napisy po angielsku, chińczyk szukając restauracji zapyta nas w tym języku, pigmej opowiadając o swojej kulturze duchowej też przeplecie ją wtrąceniami tej mowy. O komputerze nie wspomnę, kto nie ma chociażby bladego pojęcia o zasadach gramatyki, idiomach i gdzie to tłumaczyć, pozostanie zielonym do końca. Ciekawe, czy za kilka lat będziemy mówić po chińsku?

Wchłanianie obcych kodów kulturowych występowało dość często w historii, zastępowały one bogów i święta o podobnej tradycji. Rzymianie, podbiwszy Greków zastąpili im Zeusa, Jowiszem, Aresa Marsem, Posejdona Neptunem i tak dalej. Historia się powtórzyła, gdy ogniem, mieczem i słowem bożym nawracano Europę.

Dobrawa, żona Mieszka, wraz z posagiem przywiozła kapłanów, którzy otrzymali od papieża zadanie: „Nawrócenie pogan na religię chrześcijańską”. Zabrali się do tego ochoczo i między innymi zamienili naszego Kupałę obchodzonego w dniu przesilenia letniego na świętego Jana Chrzciciela. I mamy noc Świętojańską.

Podobnie jest i dziś ze św. Walentym. Siła reklamy czerwonego serduszka w mediach i na witrynach sklepowych powoduje, że zapomnieliśmy już o gorącej czerwcowej nocy i 14 lutego, chciał czy nie chciał, kupujemy kartkę i wysyłamy do ukochanej osoby.

Obecnie:

Adam zeskanował swoje zdjęcie, podał wymiary, potem scharakteryzował siebie, jako ciepłego domatora, który poza literaturą i muzyką świata nie widzi, zna cztery języki, (chociaż jednym słabo włada), kocha podróże, (chociaż najdalej wyjechał z wycieczką szkolną do Pragi) i w zakończeniu dodał, że chętnie poznałby dziewczynę o podobnych zainteresowaniach. Przetłumaczył ankietę kliknięciem myszki i puścił w internet.

Takie ogłoszenie znalazła samotna, bardzo zapracowana Ewa z Australii. Patrząc na bruneta o zabójczym dumasowskim wąsiku zwątpiła, czy na nią małą, sepleniącą i rudą rzuciłby chociaż jednym okiem. Kliknięciem myszki zmieniła się w niebieskooką wysoką blondynę, o dużych oczach, pełnych ustach i wysłała odpowiedź.

Skrzynka e-mailowa szybko się zapełniała od listów obojga. Z nadejściem Walentynek nieśmiała Ewa zapragnęła się przekonać o zapewnianej miłości i wysłała czerwone serduszko ze zdjęciem podpisując – „I love you”. U Adama była późna noc, i mróz skrzypiał za oknem, a z ekranu monitora wyskoczyła naga Ewa, rozsypując piasek nad brzegiem oceanu. Odwrócił głowę i z lustra ospowata twarz w okularach sprowadziła go na ziemię. Odpisał natychmiast – „Ja również cię kocham”, wbił się w garnitur, wyjął z biurka bombonierkę i poszedł piętro wyżej rozgrzać się u sąsiadki, która była tak łasa na łakocie, że oddawała nie tylko duszę, ale i ciało.

A drzewiej bywało tak:

Rzepicha, przeganiając kijkiem gąski spotkała Piasta, idącego na popas z krowami. Zaiskrzyło między nimi i od tej pory chętnie wychodzili z trzodą i drobiem. Miłość, miłością ale co dalej, myślała pragmatycznie Rzepicha. Dojrzałość dziewczyny wypływała z biedy. W okolicy nie było aż tak wielu kawalerów, którzy zgodziliby się ją poślubić tylko dla urody. To znaczy, oni by się na pewno zgodzili, lecz głowy rodu czuwały. Czekało ją, wzdychała ze smutkiem, swatanie za jakiegoś pryszczatego, starego bogacza, chyba że… zadba o swoją przyszłość. Jest taka jedna noc w roku, kiedy sama może wybrać męża. Trzeba tylko spełnić kilka warunków; przeskoczyć przez płonące ognisko, Piast powinien wyłowić puszczony na wodę jej wianek, zanim zgaśnie w nim płomień, i razem muszą odnaleźć w lesie kwiat paproci. Na koniec wrócić na polanę przed świtem i ogłosić zawarcie małżeństwa przeskakując ponownie przez ogień. Przy świetle księżyca trudno jest rozpoznać, kto jest kim, a co dopiero dojrzeć paproć. Pozostaje zdać się po prostu na wolę bogów.

Rzepicha wierna tradycji i obyczajom przodków w noc Kupały przystąpiła do obrzędu. Gdy na polanie buchnął wysoki ogień i rozszedł się aromat palonych ziół, złożyła w płomieniach ofiarę z młodej kurki, prosząc bogów o opiekę nad jej intencjami. Następnie skoczyła przez o ognisko oczyszczając ciało i duszę. Upleciony wianek przewiązała wstążką i włożyła do niego płonące łuczywo. Z innymi dziewczętami, które miały podobny problem, śpiewając i tańcząc puściła go z prądem rzeki. Gdy jako pierwsza z nich ujrzała w ręku Piasta swój wianek, była pewna, że bogowie nad nią czuwają. Kwiat paproci znaleźli na mokradłach i w milczeniu zerwali. O świcie wrócili na polanę przepasani tylko bylicą i trzymając się za ręce skoczyli przez ogień dopełniając rytuału zawarcia małżeństwa.

Między nami mówiąc, Piast niczego nie zostawiał przypadkowi, wiedział, jak mocno Rzepicha ufała bogom, więc zawczasu przygotował sobie płonące łuczywo na brzegu, gdyby tamto zgasło, wstążkę ofiarował jej miesiąc temu na pamiątkę ich wielkiej miłości, dlatego szybko odnalazł właściwy wianek. To było proste, ale z kwiatem paproci to się napocił. Nie był jedyny, który go szukał. Uważał, że nikt przy zdrowych zmysłach w tę noc nie będzie błąkał się po lesie, kiedy ma coś przyjemniejszego do robienia. Dlatego zaklepał miejsce już wcześniej, w dzień bronił go przed innymi rywalami, w nocy chronił przed zwierzętami.

Piast i Rzepicha żyli długo i szczęśliwie, o czym wiemy z historii.

Niezależnie od czasów i obyczajów

Mężczyźni kobietom wszelkich krajów

Przysięgają miłość, wykazując się przy tem

Niebywałym dla ludzkiej natury sprytem.