Udręczeni zza Oceanu
Autor książki, którą poniżej polecam, jest pisarzem, krytykiem i dziennikarzem, tak przedstawia go wydawca. Ten kulturoznawca jest Amerykaninem, mieszka w Nowym Yorku, więc nic dziwnego, że zbiór esejów, traktujących o twórcach, których dzieła są okupione cierpieniem, skupia się przede wszystkim na pisarzach, muzykach, aktorach i reprezentantach wszelkich innych artystycznych branż, którzy urodzili się w USA i tam spełniają się twórczo. Tych pochodzących z Europy jest zaledwie kilkoro. Wszystkich jednak łączy to, że mieli biografie naznaczone bólem duszy i ciała.
Pisząc o artystach, których los postawił na jednej drodze, w tym przypadku o Deanie Martinie i Jerrym Lewisie, autor konstatuje: „Biorąc pod uwagę skłonność udręczonych artystów do waśni, łatwo jest wyobrazić sobie, co dzieje się, gdy ścieżki kariery dwóch takich twórców splotą się ze sobą na stałe. Podobne sytuacje zwykle prowadzą do tarć, które z jednej strony niszczą łączące artystów relacje, z drugiej — stają się motorem napędzającym ich twórczość”. Ci dwaj byli komikami, ale napięcia między nimi były dla obu przez dziesięć lat nie do zniesienia. Dotyczy to również małżeństw ze świata sztuki. Najpierw parę łączy fascynacja, ale kiedy potrzeby różnej natury zostają zaspokojone, dochodzi do zdrad, niechęci, a nawet zawodowej rywalizacji. Dzieje się tak, bo artyści dotknięci są egocentryzmem, żądzą sukcesu, nienasyceniem w tym względzie i to rozbija pary. Niekiedy kończy się taki związek samobójstwem jej lub jego, ale najczęściej rozwodem, a dzieci pozostawiane są samym sobie.
Przytoczone biografie wskazują na to, że toksyczne osoby miały trudne dzieciństwo, że miały skłóconych rodziców, przeżyły rozmaite traumy, niekiedy niedające się pokonać do końca życia. A Tina Turner w jednym z wywiadów wyznała, że niejednokrotnie miała chęć użycia broni, żeby jej mąż Ike już nie funkcjonował w jej życiu. A szczególny splot niszczących okoliczności niszczył Vincenta van Gogha, który nie wierzył w swój geniusz, miewał napady szaleństwa, trwał w trudnych okolicznościach dzięki pomocy brata, a kiedy ten się ożenił, był bliski załamania. Należał do tych twórców, którzy sami szukali pomocy psychiatrycznej. W czasie pobytu w szpitalu namalował około trzystu dzieł.
Kiedy czytałem te poruszające teksty, doszedłem do przekonania, że Ameryka nie stwarzała wbrew mitom sprzyjających warunków do tworzenia i rozwoju. Artysta czuł się zobowiązany do sukcesu za wszelką cenę. A kiedy sukces nie przychodził, samopoczucie wzmacniały wszelkiego rodzaju używki, a ich nadmiar, a szczególnie połączenie kilku środków narkotycznych powodował zgon.
Kiedy czytelnik wertuje te krótkie biografie, odczuwa niedosyt, że relacje kończą się tak szybko, a wyobraźnię pobudzają portrety twórców autorstwa Robbiego Leeo.
Ten niedosyt może być zaspokojony dzięki mądrej konstrukcji książki. Jej dziewiątym rozdziałem jest kalendarium, które zaczyna się od rysunków naściennych z 25 tysiąclecia przed naszą erą, a kończy się na 2011 roku m.in. śmiercią Elizabeth Taylor, więc można prześledzić rodzaje twórczych frustracji, a na koniec sięgnąć do listy źródeł, a z niej wybrać pozycje szerzej traktujące o artystach, w książce krótko przedstawionych.
W spisie zawartości w lapidarnych sformułowaniach są wskazane źródła cierpienia i frustracji, między innymi trudne dzieciństwo, chorobliwa nieśmiałość, niespełniona miłość czy potrzeba dominowania za wszelką cenę. Po lekturze tej pozycji nachodzą czytelnika refleksje, jaka jest granica między szaleństwem a geniuszem.
Christopher Zara „Artyści udręczeni”, ilustracje Robbie Lee, tłum. Jakub Bartoszewicz, wydanie Burda Publishing, Polska Sp. z o. o., Spółka Komandytowa, Warszawa 2015.