niedziela, 23 lutego 2020

Daniel Rzepecki - poleca


Dwa fronty kandydata


Nic się nie dzieje bez celu i przyczyny. Więc nic dziwnego, że właśnie w okresie kampanii wyborczej trafia do czytelników zbiór felietonów jednego z kandydatów na Prezydenta kraju, Szymona Hołowni. Bardzo lubię tego katolickiego pisarza, kiedy miałem komuś zrobić prezent z jakiejś okazji, kupowałem jedną z książek tego autora. Kiedy teraz kandydat pojawia się w telewizyjnych doniesieniach, ujmuje mnie to, że zachowuje się powściągliwie, nie uzbraja się w oręż służący do ataku na przeciwnika, a w tym przypadku tak nazywam innych kandydatów, których należałoby pokonać, czyli wyprzedzić w wyborczym liczeniu głosów.
Mam przyjaciela. Dzwonię do niego i mówię, że będzie miał niesamowitą frajdę, biorąc do ręki najnowszą pozycję Szymona Hołowni, czyli „Teraz albo nigdy”. Tenże mój przyjaciel chowa się na strychu, kiedy jego wierząca żona przyjmuje księdza po kolędzie, na widok duchownego dostaje alergicznej wysypki, świątynię omija szerokim łukiem, a w instytucji Kościoła widzi wszelkie źródło hamujące postęp. Ma głęboko ukorzenione przeświadczenie, że religia to opium dla ludu.
No więc „Teraz albo nigdy” z całą pewnością zjedna kandydatowi wyborców o zdecydowanej orientacji lewicowej, po prostu znajdzie w tym zbiorze felietonów surową krytykę instytucji, której przewodzi Episkopat. Im wyżej w hierarchii, tym surowsze potępienie. Im niżej w strukturze szczebli duchowieństwa, tym krytyka jest łagodniejsza. Oczywiście Szymon Hołownia nie generalizuje, przyznaje, że i w tym świecie z koloratkami są pozytywne jednostki. Autor jednoznacznie deklaruje, że jest katolikiem, ale takim, który trzyma się nakazów i pouczeń Jezusa Chrystusa, a zwłaszcza tych, które nakazują brać w opiekę najsłabszych, wykluczonych, nie dociekając, jakie przyczyny spowodowały, że obdarty i cuchnący nędzarz znalazł się na dnie. Gdyż Chrystus nie nakazuje wszczęcia śledztwa w sprawie źródeł ludzkiej degradacji, nie wypomina alkoholizmu, narkomanii, niezlezienia od hazardu czy seksu, ale po prostu, kiedy Żydzi dokonują sądu nad jawnogrzesznicą, Jezus powiada: Ktokolwiek jest z was bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamieniem. Oni rozeszli się z opuszczonymi głowami, a ją ominęło ukamienowanie.
Hołownia oczekuje, że ludzie wierzący będą czynić miłosierdzie, czyli nieść pomoc tym w potrzebie. I ma za złe, że instytucja, dwa tysiące lat temu wyrosła na Chrystusowej doktrynie, nie czyni tej powinności z pełnym zaangażowaniem i zapałem. No więc przewiduję, mój przyjaciel podpisze się dwiema rekami pod krytyką Kościoła, choć nie wiem, czy zorganizuje wspólnotę samopomocy albo pomocy wzajemnej, jak czyni to Szymon Hołownia, powołując fundacje, ratujące przed śmiercią z głodu i niedostatku. Ma moralne prawo pouczyć i upominać innych, bo sam daje dobry przykład.
Więc kandydat zyska głosy tych, którzy wezmą książkę do ręki i zostaną zjednani krytyką tych, którzy sieją opium dla ludu, ale obawiam się, że straci część elektoratu, który nie jest skory, by opłacane przez państwo instytucje pomocy były wyręczane przez szlachetne wolontariaty.
Mnie najbardziej ujęły medytacje z ostatniego bloku felietonów „Mój wewnętrzny las”. Jeden z nich był zainspirowany księgą psalmów, w których autor odkrywa ponadczasowa prawdę. Znacznie później, niż psalmy powstały, Chrystus powiedział „Biednych zawsze mieć będziecie”. Domyślam się, że jak autor wygra wybory, to podejmie starania, żeby było ich jak najmniej.
Na stronie 233 czytam „...absurdem jest szatkowanie życia na ekstazy i depresje, tęsknoty i spełnienia, groźby i błogosławieństwa. (…) każda radość niesie w sobie nutę smutku. W każdym smutku jest światełko nadziei na radość. Spełnienie zawsze ma w sobie tęsknotę za kolejnym spełnieniem. Grożąc komuś, oczekujemy jednocześnie (dla siebie) błogosławieństwa.

Szymon Hołownia „TERAZ albo NIGDY”, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak. Kraków 2019.