środa, 4 marca 2020

Maria Suchecka - poleca


Geniusz wśród geniuszy



Nie trzeba być fizykiem, chemikiem, matematykiem, żeby z wypiekami na twarzy przeczytać monografię poświęconą genialnemu fizykowi, laureatowi Nagrody Nobla z 1938 roku - „Enrico Fermi”. Jej autorem jest David N. Schwartz, syn innego noblisty, Melvina Schwartza. Jego ojciec był też fizykiem, zatem nic dziwnego, że autor ze swobodą porusza się w przestrzeni nauk ścisłych. Zwykły zjadacz chleba z trudem przyswaja zawiłe problemy, jakie drążył Enrico Fermi, ale ich opisowi towarzyszą wątki osobiste, psychologiczne, społeczne i polityczne, które i dla laika czynią tę monografię pasjonującą lekturą.
W podtytule Schwartz o swoim bohaterze napisał: ostatni człowiek, który wiedział wszystko, a poniżej dopowiedział: życie i czasy ojca ery atomowej.
Enrico Fermi był Włochem. Od najmłodszych lat fascynowała go fizyka. Nie pasjonowały go nauki humanistyczne, omijał politykę, choć w pewnym momencie z konieczności został członkiem faszystowskiej partii. Ożenił się z Żydówką, którą poślubił w urzędzie świeckim, jakbyśmy powiedzieli dziś, w urzędzie stanu cywilnego. Poślubił dziewczynę bardzo inteligentną i bardzo majętną, a z powodu majątku rodzina ta miała bardzo dobre notowania u włoskich władz. Tak było do pewnego momentu, do chwili, kiedy pod wpływem Hitlera i Mussolini zadekretował antyżydowską ustawę. Enrico w tym czasie już miał uznaną pozycję w świecie nauki. Co więcej, nominowano go do Nagrody Nobla. Już wcześniej zapraszano genialnego włoskiego fizyka na cykle wykładów w USA. Mimo że całkowicie pochłaniała go fizyka, miał na tyle orientacji, by wiedzieć, że jego włosko-żydowska rodzina nie będzie w ojczyźnie bezpieczna. Co prawda dzieci były ochrzczone, ale to nie ratowało sytuacji. Laura w pełnej konspiracji uzyskała ten sakrament i małżonkowie wzięli ślub katolicki, na co mieli potwierdzenie w stosownych dokumentach. Postanowili z uroczystości w Sztokholmie już nie wracać do kraju. Od wielu lat uczony otrzymywał z USA zaproszenia do objęcia ważnych w hierarchii naukowej stanowisk. Odmawiał, gdyż żona za nic w świecie nie chciała opuścić rodzinnego, uwielbianego Rzymu. Teraz nie protestowała. Sytuacja polityczna, antyżydowska ustawa nie pozostawiała jej wyboru. Jej mąż wiedział, że Laura, dzięki temu wybiegowi z chrztem i ślubem, jako katoliczka, już nie Żydówka wiary mojżeszowej, nie zostanie wyłuskana z pociągu jadącego przez Niemcy na północ. Jej rodzina została w Rzymie. Przyszedł moment, że majątek familii został zagrabiony, a jej członkowie znaleźli się w obozie, gdzie ojciec Laury nie ocalał. Podzielił los innych europejskich Żydów.
Rodzina Fermich szczęśliwie dotarła do Ameryki. Eurico wykładał, publikował, prowadził badania, współpracował z najwybitniejszymi uczonymi. Znał sławę wszech czasów, Einsteina. Prawdopodobnie niewiele osób wie, że w tym gronie znakomitych fizyków, z którymi Fermi współpracował i przyjaźnił się, był Polak, Stanisław Ulam. Grupa naukowców pracowała nad przygotowaniem bomby atomowej. Był to wyścig z Niemcami i Związkiem Radzieckim. Amerykanie wyprzedzili wszystkich. A fizycy przeżywali wewnętrzne niepokoje sumienia, wiedząc, że ich wynalazek może spowodować masową zagładę.
Mimo ich rozterek decyzja została podjęta. W sierpniu 1945 bomba atomowa uśmierciła kilkadziesiąt tysięcy Japończyków, najpierw z Hiroszimie, a potem w Nagasaki, dokonując równie wielkiej zagłady. Radzieccy naukowcy też zbudowali bombę i dwa lata później dokonali atomowej detonacji.
Na forum międzynarodowym podjęto debatę, czy można dopuścić do wyścigu zbrojeń. Czy można uwolnić informacje, które może pozyskać każdy kraj, zainteresowany budową broni jądrowej. Tymczasem i bez wojny nastąpiły dramatyczne zdarzenia. Umierali fizycy, którzy stali się ofiarą promieniowania radioaktywnego, prowadząc badania nad uwolnieniem energii jądrowej.
Zachorował również Enrico Fermi. Miał zaledwie 53 lata. Był racjonalistą, stronił od dociekania, co jest poza materia i energią. A jednak kiedy w listopadzie 1953 roku ksiądz, rabin i pastor wyrazili gotowość odprawienia przy nim modłów, nie zaprotestował. Umierał spokojnie ze świadomością, że dał nauce wszystko, co było możliwe. Umarł we śnie o godzinie drugiej trzydzieści, nocą 28 listopada.
Był wybitnym, ale skromnym uczonym, znającym mimo wszystko swoją wartość. Wychował, jeśli można tak powiedzieć, pięciu noblistów, a dodatkowo dwóch było zdania, że jemu zawdzięczają swoje naukowe osiągnięcia i tę prestiżową nagrodę. Wszyscy podziwiali jego gotowość do przekazywania wiedzy, co czynił w zdumiewająco skuteczny sposób. Był człowiekiem kochanym, szanowanym i podziwianym. Tę znakomitą, ale wymagająca intelektualnego wysiłku książkę polecam zwłaszcza młodym ludziom, którzy szukają życiowych wyborów. Naturalnie nie każdego natura wyposaża w genialny umysł, ale każdy może zrobić użytek z woli, dyscypliny i pracowitości. osiągając wiele w wybranej dziedzicznie.

David N. Schwartz „Enrico Fermi,ostatni człowiek, który wiedział wszystko”, tłumaczenie Tomasz Lanczewski, Wydawnictwo Copernicus Center Press sp. z o.o.
Kraków 2019.