niedziela, 28 maja 2023

Maria Suchecka w ODK 5 czerwca o godz. 16

 


Inaczej niż zwykle…

nie będzie promowana ani poezja, ani proza, tylko Maria Suchecka zaprezentuje świeżo wydany zbiór recenzji.

Pozycja nosi tytuł „Książki gorąco polecane”, a zawiera rekomendacje kilkudziesięciu powieści, zbiorów reportaży, biografii i innych form wypowiedzi autorów zarówno polskich, jak i bestsellerów z kilku kontynentów. Co ważne, książki te są osiągalne w publicznych bibliotekach, a Maria Suchecka sięgała też do zasobów gromadzonych we własnym domu i w rodzinie.

Spotkanie z autorką tych rekomendacji książkowych, które, jak pisze Robert Bogusłowicz we wstępie, przybierają formę felietonu, są swego rodzaju echem zdarzeń w Polsce, Europie i na świecie.

sobota, 27 maja 2023

O Matkach i Ich święcie


Danuta Mysłek



W hołdzie Matkom i tym, które odeszły z ziemskiego padołu, a odegrały ważną rolę w ustanowieniu Dnia Matki. Wszystkim, które zapisały się w życiu dzieci wyjątkowością, poświęcając własne życie, także i z niemocy, że pomóc nie mogą. „Mamy nie biorą zwolnienia!”. Matka musi nieraz wziąć na siebie całe zło, żeby odciążyć dziecko od jego trudnych emocji. Czytelnikowi ku refleksji.

Święto Matki obchodzono już w czasach starożytnych. Czczono wówczas wszystkie boginie-matki. Były one symbolem płodności. Do świętowania wrócono w XVII wieku w Anglii pod nazwą „niedziela u matki”. Początkowo co roku w czwartą niedzielę postu odprawiano modły w najbliższej katedrze, w kontekście religijnym, matka była symbolem kościoła lokalnego. W Grecji podczas wiosennego Święta Matki Natury składano hołd Rei, matce wszechświata i wszystkich bóstw. Nowożytna tradycja świętowania tego dnia wywodzi się z początków XX wieku.

Data obchodów Dnia Matki zależy od kraju, w którym jest świętowany, a związane z nim tradycje nawiązują do kulturowych aspektów danej narodowości. W Ameryce w 1858 roku amerykańska nauczycielka Ann Maria Reeves Jarvis ogłosiła Dni Matczynej Pracy, od 1872 roku Dzień Matek dla Pokoju promowała Julia Ward Howe. A Anna Jarvis, zrozpaczona po śmierci matki, zaczęła lobbować za ustanowieniem święta, które upamiętniałoby miłość i poświęcenie wszystkich kobiet wychowujących dzieci. Pomysł trafił na podatny grunt i już w 1914 r. Kongres ustanowił świętem narodowym każdą drugą niedzielę maja – w ten sposób narodził się Dzień Matki znany do dziś. Ann Jarvis, inicjatorka tego święta bardzo szybko spotkała się z ogromnym zawodem. Szybko przekształciło się ono w festiwal kiczowatej komercji. Jarvis była zrozpaczona. Uważała, że matka, która zrobiła więcej niż ktokolwiek inny, zasługuje na własny wkład pracy, a nie lenistwem podyktowane wręczenie wydrukowanej kartki, czy też czekoladek, które w połowie najczęściej zjadał obdarowujący. Pisała, krytykując sposób obchodzenia tego święta. W 1948 r. tuż przed śmiercią została nawet aresztowana za zakłócanie porządku, kiedy brała udział w proteście przeciw takiemu świętowaniu Dnia Matki w Nowym Jorku.

To święto znajdziemy w kalendarzach około 140 krajów. W Meksyku – 10 maja, w Boliwii – 27 maja, w Tajlandii w dzień urodzin królowej „Sirikit Kitiyakara” – 12 sierpnia, a w Indonezji – 22 grudnia.

W jednych państwach obchodzi się je na stałe tego samego dnia roku, w innych ruchomo. Amerykanie są hojni, Włosi rodzinni (włoski sernik w kształcie serca, kawa i obiad w restauracji, nieodzownym elementem świętowania), mieszkańcy Egiptu i Jordanii – traktują matki z szacunkiem. Obce kultury pokazują różnorodne możliwości obchodzenia tego święta.

W Wielkiej Brytanii Dzień Matki jest obchodzony w czwartą niedzielę wielkiego postu. We Włoszech w Niemczech i w USA w drugą niedzielę maja (Amerykanie tego dnia stawiają na drogocenne prezenty). Natomiast we Francji w ostatnią, rodzicielkom daruje się wina, czekoladki czy francuskie sery, a zamiast kwiatów piecze się ciasta. W Korei Południowej, zamiast Dnia Matki 8 maja obchodzony jest Dzień Rodziców. W Egipcie i Jordanii swoim rodzicielkom prezenty dzieci wręczają 21 marca. Ortodoksyjni muzułmanie nie obchodzą tego święta. Ich zdaniem uznanie i szacunek należą się matkom zawsze, a nie tylko od święta.

W Polsce przedwojennej organizacją Dnia Matki zajmował się PCK (w różnych terminach), np. niedziela 13 maja 1934 roku, niedziela 7 maja 1939 roku. Oficjalnie w Polsce Dzień Matki, jako święto kalendarzowe pojawiło się w roku 1914 i odbyło się w Krakowie. Szkoda tylko, że nie jest dniem narodowym i nie przypada w weekend, a więc nie jest dniem wolnym od pracy i szkoły.

W tym dniu dzieci przedstawiają się jako twórcy i artyści. Śpiewają piosenki, recytują wiersze, maluchy wręczają Matkom własnoręcznie wykonane laurki. A dorosłe pociechy w większości też nie zapominają o Matkach, odwiedzając z upominkami. Jednak są matki, które z tęsknotą, rozdartym sercem wypatrują w oknie na próżno odwiedzin, spoglądając na przemian i na milczący telefon.

Wzrasta liczba osób pogubionych, oskarżających się wzajemnie, twierdzących, że nie nadają się do niczego. Tracącą z oczu to, co najważniejsze, koncentrują się na poniżaniu innych, na waloryzacji materialnego dobra, intelektu, uczestnicząc w wyścigu szczurów lub owczym pędem podążających za nietrafionymi teoriami. Psychologowie mają już termin na to zjawisko: egoizm atrybucyjny. W skrócie: nasze sukcesy są naszymi sukcesami. Nasze porażki, są czyjeś. Trzeba znaleźć kogoś, na kogo można zrzucić odpowiedzialność. Mało kto nadaje się do tego lepiej niż rodzice. W szczególności matka. Amerykanie mówią: The Mother Blame Game (z ang. zabawa w obwinianie mamusi). W XX wieku „zabawa” stała się popularna. Psychiatria i psychologia mocno się do tego przyczyniły.

Zaczęło się od Zygmunta Freuda, który beztrosko obarczał odpowiedzialnością za schizofrenię matki osób chorych, a w latach 40. psychiatra Leo Kanner w teorii tłumaczącej autyzm wskazał winę w oziębłości emocjonalnej matki. Dzisiaj wiemy, że to stek bzdur, a o ich kształcie decydowała mizoginia twórców. „Powodem obwiniania matek jest fakt, że większość zadań związanych z wychowywaniem dziecka spoczywa na barkach kobiety”, wyjaśnia dr Lauri Umansky w książce „Bad Mothers: The Politics of Blame in the Twentieth Century” (z ang. Złe matki. Polityka obwiniania w XX wieku). Niestety, zabawa w obwinianie w najlepsze trwa. W mediach społecznościowych coraz częściej dzieci oskarżają Matki za własne niepowodzenia, przypisując także toksyczność rodzicielkom.

Nie bez winy są i dziś osoby udzielające psychologicznej pseudo pomocy, bo jak inaczej zinterpretować wypowiedź „… Matka jest niebezpieczna. Przeszkadza tylko…” Czy tak można zdefiniować moralne działania matki w trosce o dobro krzywdzonego dziecka? Niestety można by wymieniać inne niemoralne działania osób z tej grupy zawodowej.

Takie marginalizowanie roli matki buduje nienawiść i arogancję, która już wobec takich autorytetów jak Jan Paweł II pokazuje skalę tego problemu, tj. niechlubnych przymiotów człowieka.

Matka to miłość budząca dzień, karmiąca spracowaną ręką, niedosypiająca, to nauczyciel, doradca, jedyny bezwarunkowy przyjaciel, dla niej rodzina jest najważniejsza.


niedziela, 21 maja 2023

Rafał Brzeski poleca


 Czy morderczyni może być sympatyczna?

 




Jeśli ktoś lubi, kiedy czytając kryminał doświadcza dreszczy albo boi się wejść do piwnicy, by tam nie zaatakował go jakiś złoczyńca, niech koniecznie weźmie do ręki „Neon”, którego autorka kryje się za wersalikami GS LOCKE. Notka od wydawcy informuje, że jest redaktorką, a specjalizuje się w tematyce związanej z rozmaitymi sposobami łamania prawa. Prywatnie jest matką, a lubi muzykę i gorzką czekoladę.

Powieść jest tak skonstruowana, że właściwie od początku czytelnik wie, kto jest seryjnym mordercą. W pewnym momencie pada nawet jego imię i nazwisko, ale zbrodnie, jakich się dopuszcza, są po prostu szokujące. Seryjny morderca wybiera piękne, szykowne i wiele znaczące kobiety ze świata, w którym są cenione i podziwiane. Znakomity policjant Matt Jackson prowadzi dochodzenie. Jedno łączy ofiary. Są spoza miasta, w którym pojawiają się ich ciała, miejsca ujawnienia zwłok są tłumnie odwiedzane, znakomicie oświetlone, można przypuszczać, że morderca nie może tam zjawić się niezauważony. Oczywiście śladów nie zostawia. Ambicją Matta jest wytropienie mordercy. Co jest trudne, bo skoro ofiary są z różnych miejsc, to i wskazanie potencjalnych morderców oraz ich motywów jest utrudnione. Jego to nie zniechęca, zwłaszcza zagadkowe jest to, że ciała są znajdywane w blasku neonów. Są jakby wkomponowane w kolory i przesłania reklamowe tych szalenie popularnych środków skupiania uwagi ludzi.

Matt kapituluje, kiedy we własnym domu znajduje ciało swojej własnej, ukochanej żony. Ta zbrodnia nie mieści się w dotychczasowych prawidłowościach. To nie jest ludne miejsce publiczne, nie centrum reklamy, tylko jedno jest wspólne, neon zamontowany w pokoju zmarłej kobiety. Oczywiście policjant, osobiście zaangażowany, jest odsunięty od prowadzenia sprawy. On powodowany podwójną stratą, czyli śmiercią żony i zawodową porażką postanawia popełnić samobójstwo, a ten akt samozagłady powierza płatnej morderczyni. Pracując w dziale, gdzie ma do czynienia z różnymi przestępstwami dociera do właściwej osoby i kieruje do niej anonimowe zlecenia. Jednak zanim umrze, chce zidentyfikować zbrodniarza, jakiegoś psychicznego dewianta, a zarazem człowieka obeznanego ze sztuką montowania neonów.

Czytelnik nie może się oderwać od śledzenia akcji. Autorka umożliwia mu obserwowanie poczynań policjanta, który łamie służbowy zakaz włączania się do dochodzenia; morderczyni, która musi dzięki temu zleceniu zdobyć pieniądze na kosztowną operację ratującą życie; no i nie pozwala spuścić z oczu seryjnego zabójcę. Kilka elektryzujących wątków skupia uwagę, trzyma nieustannie w napięciu, aż dochodzi do zaskakującego wyjaśnienia, dlaczego ofiarą zostaje żona policjanta.

Nie mam prawa wyłuszczenia piętrzących się zagadek, zostawiam to czytelnikowi, ale zapewniam, że lektura go nie rozczaruje ani przez moment.


GS LOCKE „Neon”, przełożyła Maciejka Mazan, Prószyński i Ska, Warszawa 2021.

czwartek, 18 maja 2023

Daniel Rzepecki poleca

 Pod prąd swobodzie seksualnej

 


Firmy mają zwyczaj organizować imprezy integracyjne. Oczywiście, jak dobrze prosperują i mogą zafundować uczestnikom zakwaterowanie, doskonałe jedzenie, program merytoryczny i wiele innych atrakcji, co zależy od inwencji głównego organizatora. Zwykle obowiązuje swoboda obyczajowa, oprócz tego nadarza się okazja do przygód damsko-męskich. Są to doraźnie eksplodujące romanse. Pamiętam atrakcyjną brunetkę na turnusie rehabilitacyjnym, czule żegnaną przez męża przy autokarze, a potem jeszcze czulej witaną z naręczem kwiatów, kiedy rozstawała się z grupą. Mąż zapewne nigdy nie dowiedział się o jej turnusowym zagranicznym romansie ze smagłolicych kelnerem. No, mniejsza z tym, to był rekreacyjny wyjazd, inny natomiast, właśnie integracyjny, pozwolił mi obalić utrwalone przekonanie, że inicjatywa należy do mężczyzny. Nic podobnego. Na własne oczy widziałem, jak jedna z pań szybko zarzuciła sieć na bardzo przystojnego uczestnika i rankiem chyłkiem opuszczała jego pokój. Ona zamężna, on żonaty, oboje pokazywali zdjęcia bardzo udanych dzieci.

Piszę o tym, bo jestem pod wrażeniem powieści Amy Harmon „Biegając boso”. Już dawno nie czytałem tak pięknej, romantycznej, a współczesnej powieści. To historia osieroconej dziewczynki, która po śmierci matki musiała przejąć rolę pani domu, opiekunki ojca i braci, dziewczynki z powodu obowiązków przedwcześnie dojrzałej do wysiłku, przekraczającego jej siły i możliwości. Sprostała temu wyzwaniu, a ojciec nie szukał pocieszenia w ramionach innej.

Bohaterka, dojeżdżając szkolnym autobusem na zajęcia, poznała i zaprzyjaźniła się z lekceważonym przez rówieśników chłopcem. Josie Jensen, bardzo wrażliwa, pełna empatii wzięła kolegę w obronę, a on, Samuel Yazzie, był synem Indianki z plemienia Nawano, i białego ewangelizatora, który wyruszył nawracać Indian. Sam był owocem tej miłości, ale ojciec osierocił go wcześnie, natomiast matka postanowiła zostać wśród swoich i tam również wychowywała synka, aż biali dziadkowie postanowili wnuka zabrać, by zapewnić mu wykształcenie.

Pasjonujący jest opis wierzeń i obyczajów członków plemienia Nawaho, interesujące dla europejskiego chrześcijanina niezłomne zasady mormonów, a tam, gdzie rozgrywa się akcja, skupili się członkowie tej wspólnoty religijnej. Pisarka pochodzi z miasteczka Levan, które opisuje, jest autorką powieści o tematyce chrześcijańskiej, jej proza doczekała się uznania czytelników: rekomendowana w tym miejscu powieść figuruje na liście bestsellerów New York Timesa. Z tej powieści można uczyć się wierności uczuć, odpowiedzialności, powściągliwości w erotycznych porywach, dokonywać wyborów między tym, co jest dla nas dobre, a tym, co służy innym ludziom. Ta powieść idzie pod prąd seksualnemu rozpasaniu, pod prąd egoizmu i hedonizmu, które każą zaspokajać wszelkie zachcianki. Jak się okazuje, trudne wybory służą tym, którzy się na nie decydują.


Amy Harmon „Biegając boso” tłumaczenie Joanna Sugiero, Wydawnictwo Helion, Gliwice 2018.