piątek, 5 kwietnia 2024

Bronisław Krzemień poleca

 

Pozory mylą




Mylą również rekomendacje, z jakimi wydawca poleca kierowaną do czytelnika pozycję. Równolegle czytałem dwie powieści, jedna miała być porywającym kryminałem, dobrnąłem do końca tej lektury srodze rozczarowany. Nie podaję nazwy wydawcy, autora, ani tytułu, bo może po prostu w miarę czasu straciłem zdolność obiektywnej oceny. Zwracam więc obie kilkusetstronicowe pozycje do biblioteki, kierując uwagę na „Kobietę, którą byłam” Kerry Fisher. W pierwszym odruchu chciałem polecić tę powieść przede wszystkim kobietom i nastolatkom, ale uświadomiłem sobie, że i mężczyznom da ona wiele do myślenia.

Chciałem zacząć od zawołania: „powiedz mi, gdzie mieszkasz, a powiem ci, kim jesteś”. Kiedy byłem młodym socjalistycznym idealistą, z rozgoryczeniem myślałem, że moja koleżanka ze studiów zwierza mi się, że mieszka w odrażającym blokowisku na nowym osiedlu. Ponieważ ja swoje odczekałem w kolejce na mieszkanie spółdzielcze, miałem jej za złe, że narzeka, zamiast cieszyć się wygodą, jaką ma singielka w swoim M3, bo jako nauczycielka, choć samotna, miała dodatkowy metraż, chyba na poprawianie zeszytów i spokojne przygotowywanie się do lekcji. Potem zaobserwowałem, że pan Sekretarz sprowadzony z innego województwa dostał najpierw wygodne mieszkanie, a potem, nawet według mnie, luksusowy powojenny dom jednorodzinny. A przy mojej ulicy zamieszkał prywaciarz, jak wówczas nazywano kogoś, kto prowadził jakiś prywatny biznes. Tylko że on wybudował ten dom z własne pieniądze.

Właściwie odbiegam od tematu, bo chociaż we wspomnianej powieści pojawia się polski wątek, ale rzecz dzieje się w Anglii, gdzie do nowo wzniesionych willi wprowadzają się rodziny. Jeszcze się nie znają, jeszcze zerkają na siebie zza okien, ale rychło zaczynają się zapraszać na parapetówy, jak w mojej młodości nazywano przyjęcia w świeżo zasiedlonym domu lub mieszkaniu. W tej powieści pierwsze zaproszenie kieruje szczęśliwa matka dwojga nastolatków i żona bardzo zapobiegliwego męża. Jest tak zaradny, że ona nie musi iść do pracy, zajmie się domem i dziećmi, jak sobie obiecywali jeszcze na studiach. Z zaproszenia korzysta małżeństwo z naprzeciwka, bezdzietne, bardzo aktywne zawodowe, służbowo podróżujące po świecie, a także samotna matka i jeszcze jedno małżeństwo. Wszyscy robią wrażenie zgodnych i szczęśliwych związków, co rzecz jasna nie dotyczy rozwódki, która nie jest skóra do zwierzeń. Czytelnik obserwuje, że wszyscy robią wrażenie spełnionych, zamożnych, szczęśliwych, i stopniowo odsłania się prawda, że to tylko pozory. Ta podróżująca służbowo po świecie marzy o dziecku, czemu sprzeciwia się mąż. Rozwódka zmieniła nazwisko, żeby ukryć fakt związania z polską rodziną. I tak po kolei można wymieniać zawody, rozczarowania, tajemnice i to wszystko, co może przyćmiewać sukces, na który każdy jest „skazany”. W naszym kraju zaczyna być podobnie. Aczkolwiek jeszcze ciąży na nas potrzeba narzekania na wszystko i na wszystkich, jeszcze wszelkie frakcje nienawidzą się i zwalczają, ale już potrafimy sprawiać wrażenie właścicieli sukcesu.

Na okładce powieści, którą rekomenduję, widnieje formacja „milion sprzedanych książek”. Rekomenduję więc „Kobietę, którą byłam”, z czystym sumieniem. Wątki psychologiczne, warstwa społeczna, klimaty rodzinne, problemy z dorastającymi dziećmi są i nam bliskie. Mojej żonie nie podsunę tej powieści, żeby nie chciała identyfikować się z jedną z bohaterek.

Kerry Fisher „Kobieta, którą byłam”, przełożyła Agnieszka Sobolewska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022.